W myśli, w mowie, w sercu: pamiętniki młodzieży 1945-1968 / oprac. Jan Bijak. Warszawa 1970.

 

Prezentowana publikacja jest zbiorem pamiętników, a właściwie dzienników napisanych przez młodzież wiejską dla popularnego w tamtym okresie magazynu „Nowa Wieś”. Wybrane teksty nie są plonem konkursu, ale zostały napisane z potrzeby serca i często mają formę bardzo intymnych zwierzeń. Młodzi autorzy piszą o swoich problemach i dylematach związanych z wchodzeniem w nowy okres życia. Jest to książka o pożegnaniu z młodością, z pewnymi złudzeniami i życiem bez większych zobowiązań, o dojrzewaniu i próbie wejścia w świat człowieka dorosłego. Lektura tej pozycji dostarcza czytelnikowi wielu informacji na temat realiów ówczesnej wsi, aczkolwiek nie jest to książka środowiskowa, ale barwna i często dramatyczna opowieść o sprawach uniwersalnych, dotykających wszystkich młodych ludzi bez względu na miejsce zamieszkania.

Zasięg chronologiczny wybranych pamiętników jest bardzo rozległy i obejmuje lata 1945-1968, ale wydarzenia historyczne i polityczne tego okresu są jedynie tłem opisywanych wydarzeń. Młodych pamiętnikarzy interesowały bowiem sprawy związane z ich wiekiem, jak wybór przyszłego zawodu, miejsca pracy czy miejsca zamieszkania. Opisywali swoje relacje w rodzicami, rówieśnikami, dzielili się spostrzeżeniami na temat pierwszych miłości, a nawet doświadczeń erotycznych, szukaniu parterów z którymi mogliby rozpocząć nowe dorosłe życie.

 

„Wróć przed północą” Marian

Zastanawiam się często, dlaczego zostałem w Zawirowie. Przecież nauczyciele chwalili mnie i radzili się uczyć. Mnie się wydawało wtenczas, że nigdzie mi nie będzie lepiej, jak pośród swoich pól. Zdawało mi się, że wciąż je będę kochał jednakowo. Nie mogłem też zostawić samej matki i maleńkiego brata na zaniedbanej gospodarce. Gdybym poszedł się uczyć, mój brat skoczyłby może dwie albo z górą cztery klasy, bo matka powiedziałaby, że to wystarcza dla gospodarza […]

Kiedy patrzę na to wszystko wzbiera we mnie niechęć. Zbrzydły mi obłoki i słońce, łąki i las. Jaka szkoda, że nie poszedłem dalej się uczyć. Gdyby tak mógł mnie kto naprowadzić wtenczas na dobrą drogę? Jednakże nie upadam na duchu. Przeczytałem mnóstwo książek i wciąż jeszcze czytam […] Dzięki temu poznaję świat, ludzi. Niektórzy bohaterowie powieści są trochę podobni do mnie, innych potrafiłbym chyba naśladować. Świat jest szeroki, piękny. Może i ja kiedyś znajdę w nim swoje miejsce?”

 

„Złote jabłka na jabłoni” Czajka

 

„Życie przypomina machinę ogromną, która przetacza się przez świat, a jej koła gniotą tych, co na drodze. Inny ma jeszcze siłę się podnieść, inny upada. Nikt pomóc nie może […] Staram się wyobrazić przyszłość i nic mi z tego nie wychodzi. To jest, nie mam żadnym marzeń. A te, które są to albo grzeszne, albo i nieziszczalne, albo tak zaciemnione rzeczywistością, że zaczynam zajmować się robotą, żeby nie myśleć. Ale myśli same przychodzą do głowy. Gdy pomyślę, że jeszcze będę musiała żyć przynajmniej czterdzieści lat, ileż to nocy i dni, w których nic się prawdopodobnie nie zmieni, no bo co? […]

Słowo dom jest symbolem spokoju, przystani i tak powinno być. Ale czasem zdaj ci się, że właśnie dom jest nie do zniesienia, jest więzieniem. Jaka krata – obowiązków, sumienia i jeszcze tam czegoś zagradza drogę, nie pozwala wyrwać się i pójść przed siebie, na rok, na miesiąc, na jedną godzinę. Znaleźć się samemu ze swoimi myślami, przypomnieć sobie, że jest się człowiekiem, odszukać cel życia, który zagubił się w codzienności. Na świecie dzieje się tyle wielkich i ciekawych rzeczy. Co zrobić by nie zostać w tyle. Wydaje mi się, że los człowieka to jak podróż. Siada się lub wsadzają cię w pociąg i hajda. W młodości jedzie się ekspresem, później tak sobie, zwyczajnie, a na starość to trza w towarowy. Potem ostatnia stacja – koniec”[…]

Często kłócę się z matką […] Najczęściej chodzi o Boga. Gdy przyjdzie niedziela lub jakieś święto, to jedno kazanie jest w domu, a drugie w kościele […] A udawać świętoszki nie chcę i nie potrafię, wystarczy jak gram jedną rolę, rolę kochającej, dobrej żony. Te ciągłe kłótnie z matką już mi obrzydły. Doszło to tego, że skarży na mnie do męża, że czytam, że piszę, książki muszę chować, bo idą w piec, a pamiętnik to już mi pleśniał, bo chowam go w różnych zakamarkach.

 

„Praktyczna i modna” Zosia

 

„Cora częściej młodzi są teraz nierozsądni. Popełniają głupstwa, za które muszą cierpieć całe lata, a nierzadko przecinają potem życie samobójstwem. Wielu ze starszego pokolenia większą winą obciąża dziewczęta, mężczyźni, mówią, że kobiety wszystkiemu winne, one są kusicielkami, a ja śmiem twierdzić, i dziewczyna i chłopiec są jednakowo odpowiedzialni za swoje czyny […] Ja powiedziałam sobie, że nie zmarnuję swego życia i mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna, choć niektórzy mówią, że nie nowoczesna […]

Jestem dziś diabelnie zła! Nie przyjęto mnie do pracy. A dlaczego? Bo pochodzę ze wsi. Jak powiedziałam, że mieszkam w Lublinie (takie kłamstwo to nie grzech), że mam wykształcenie średnie plus roczny kurs kreślarski, orzekli, że bardzo dobrze, że mam szansę. Złożyłam papiery i jadąc za trzy tygodnie byłam pewna, że praca będzie. A tu taki zawód! Przyjęli lubliniankę po technikum plastycznym […] Żebyście wiedzieli, wszyscy tam w Lublinie, co odrzuciliście moje podanie, że i tak na wsi nie spędzę reszty swego życia! Nie przyjęliście, znajdę inną drogę! […]

Tatuś ma trochę do mnie żal, że za mało uwagi zwracam na majątek, że się mądrzę, bo wszystko w domu mam. A ja na to: To prawda, że jest ładny dom i zabudowania gospodarskie, że jest pralka, telewizor, ale czy to moje? Jak pójdę z domu, to czy zabiorę ze sobą pralkę, czy ściągnę z sufitu żyrandol? To wszystko będę musiała sobie kupić. Bardzo cenię rodziców, bo w swym życiu dorobili się ogromnie dużo majątku, majątku dorobili się własnymi rękami. Ale ten majątek wcale mnie nie cieszy. Cóż mi z tego, że jestem dobrze ubrana, że dobrze jem i mieszkam w murowance?[…] Siedzę na tatusiowym majątku i gnuśnieję. Gdyby rodzice byli biedniejsi powiedzieliby, idź do miasta i pracuj, będzie lepiej i tobie i nam. A ja słyszałam tylko: Siedź w domu, to więcej zarobisz jak w biurze! I tak już zostało. A teraz trudniej o pracę w mieście ludziom ze wsi, szczególnie gdy się nie ma znajomości […]

Nie mogę uwierzyć we własne szczęście […] mam narzeczonego, nie lekkoducha i nie bałamuta. Jest już po oświadczynach i po wielu poważnych rozmowach. Rodzice są nim zachwyceni […]

Już mnie nie ma w rodzinnej wsi, jestem na stałe zameldowana w mieście […] Jestem gospodynią na swoim […] Dwadzieścia parę kilometrów dzieli mnie teraz od rodzinnego domu. To nie jest daleko i będziemy się odwiedzać wzajemnie”.

„Jestem tylko człowiekiem” Bonifacy

 

„Zazdroszczę tym wszystkim rówieśnikom, którzy mają już swoje żony. Zazdroszczę tym wszystkim młodszym ode mnie chłopcom, którzy mają swoje dziewczyny. A przecież i ja kochałem – i to jeszcze jak […] Dlaczego żadna z nich nie okazała mi choć trochę wzajemności?[…]

Coraz częściej spotykam się ze Stenią. Rzecz całkiem zrozumiała. Gdy ma się dwadzieścia dziewięć lat i kocha jak żak […] Nie umiem się zachować wobec niej, jak przystoi na nauczyciela-wychowawcę. Ale cóż robić? Inny już chyba nie będę. Zresztą kocham ją i dlatego czuję się wobec niej bardzo śmiały i bardzo swobodny [….]

Byłem wczoraj u Steni. Była w bardzo wesołym nastroju. I bardzo namiętna. Wydawało się, że już nie potrafimy zapanować nad zmysłami. A jednak udało się. I dobrze się stało, że nie doszło do stosunku. Byłbym teraz żałował, a i ona też. Jak to trudno zapanować nad sobą. Jak łatwo można ulec instynktom. Mimo wszystko, lubię ją taką, jaką jest, taką, jaką była wczoraj. Tylko boję się. Boję się o nią i o siebie. Bo ja też nie jestem inny. Też jestem tylko człowiekiem. Boję się, aby instynkt gatunkowy nie górował nad rozsądkiem. Boję się seksualizmu […] {rzy Steni czuję się o dziesięć lat młodszy i zachowuję się jak młodzik. Kocham się wzajemnie. To już nie ulega wątpliwości.

Ludzie obserwują nas. Krążą już różne plotki o nas. Ale cóż robić? To już tak jest na świecie. Będą mówić chyba dotąd, dopóki się nie pobierzemy […]

Byłem wczoraj w W. na sprawie razem ze Stenią i jej rodzicami. Umęczyliśmy się bardzo. Sprawa została pozytywnie załatwiona, ale nie dostaliśmy na rękę zezwolenia na zawarcie związku małżeńskiego. Adwokat ma je doręczyć księdzu […]

Skończyły się ślubne kłopoty. Jestem wreszcie żonaty i mam przy sobie żonę […] Strasznie się zadłużyłem i teraz musimy żyć bardzo skromnie. Ale mimo wszystko, czuję się dziś znacznie lepiej niż np. przed dwoma miesiącami, kiedy byłem jeszcze samotny. Celu dopiąłem. Mam żonę”.

 

„Trudny ożenek” Janek

 

„Matka wystawiła mi ultimatum: jeżeli się do jesieni nie ożenię, to sprowadzi siostrę i ona będzie gospodarzyć u nas, albo ojciec i matka sprzedadzą inwentarz żywy i pójdą do miasta, a ja zostanę na gospodarstwie sam. Matka wciąż wyszukuje różne groźby, aby mnie skłonić do ożenku, byle jakiego i z byle kim. A ja, mam się z byle kim ożenić, to już wolę w ogóle się nie żenić, chociażby świat miał się przez to zawalić […]

Nikt mi tak nie dokuczy jak matka. Co tam narzeczona, żona, cały pluton żon! Matka zaostrzyła rygor wobec mnie. Zabrania słuchać radia, grozi, że spali mi książki i czasopisma. Wymawia mi, że ją zawiodłem: Powinieneś powiedzieć, że się nie będziesz żenił, tobym Helki nie dawała z domu! Mówi, że wolałaby dziesięć córek niż jednego syna. Wymawia, że inni pracują na siebie w zakładach pracy, a ja nie zarabiam. A  gdybym chciał pracować, toby mi przecież nie pozwoliła, bo w gospodarstwie wiele pracy. Matka mówi, że przeze mnie umrze wcześniej i będę ją miał na sumieniu. I mówi, że będzie mnie to dręczyło przez całe życie […]

Skończyło się moje chodzenie do panien. Teraz pannę będę miał w domu. Nieraz trzeba było grzęznąć w błocie lub śniegu, było chłodno, głodno, a od domu daleko. Nieraz pot z czoła kapał. Ale dziś już po wszystkim. Niedziela, pierwsza niedziela w stanie małżeńskim […] I oto doczekałem tej chwili. Jak miło i przyjemnie spać ze swoją ukochaną i jak bardzo przyjemne są przeżycia erotyczne […] Mówią, że okres narzeczeństwa jest najpiękniejszy w życiu, oczywiście, ale moim zdaniem najpiękniejsze są pierwsze dni, tygodnie po ślubie. Bo w narzeczeństwie są pewne zakazy, a gdy się je przekroczy, to są wyrzuty sumienia. A w małżeństwie spać z żoną to tak przyjemnie i miło!”.

 

„PGR, moja Basia i ja” Leopold

 

„A więc jako księgowy PGR gimnastykuję mózgownicę nad zagadką, kto winien i kto ma. I w tym względzie wiem prawie na pewno, co ja mam i co ja jestem winien.

A więc: mam – żonę, dzieci dwoje, kilka par podartych butów, przetarte spodnie, kupę kłopotów.

Jestem winien: przeważnie komuś pieniądze, żonie miłość, dzieciom cierpliwość i sam sobie jestem wszystkiemu winien, jak się to pięknie a bardzo ogólnie powiada.

Godzina 19:00. Wróciłem z pracy wykończony jak dorożkarski koń. Myśli mam skołtunione, że nawet dziwię się, że sklejam te właśnie słowa. Ale to chyba dlatego, że taka pisanina przynosi mi wytchnienie, oderwanie od cyfr, uzgadniania i wiecznego bilansowania. Dwanaście godzin takiego bilansowania robi swoje. Jutro niedziela, ale i na jutro przyniosłem trochę roboty. Bo to bilans półroczny, a z terminowością wiąże się premia kwartalna […]

Nasza stopa życiowa jest raczej skromna i nie jestem pewien, czy sięga przeciętnej w kraju. I w tym względzie zachwytu w oczach moich bliskich nie znajduję. Nie widzę wprawdzie wyrzutu czy jakiś pretensji, ale opowiadania mamy, jak to żyją niektórzy w moich kolegów szkolnych mówią same za siebie. Stacho belfruje w szkole średniej, a „opchnąwszy” ojcowską gospodarkę na wsi wybudował domek kilkurodzinny w B. i ulokował w nim swoich najbliższych. Michał jako weterynarz zarabia nieźle i w dodatku wżenił się w dom w mieście i w kilkanaście hektarów schedy na wsi. Ma swój samochód i wszelkie wygody z telewizorem i lodówką włącznie. Klatkę piersiową jego mamy rozpiera duma, kiedy sąsiadkom i kumoszkom opowiada o mądrości życiowej swoich synów. Zastanawiam się, czy jednak nie ma racji […] Domki jednorodzinne wybudowali również i brak mój Mietek, i szwagier Janek. Tylko ja z uporem tkwię od dziewięciu lat na wsi i żyję poniżej przeciętności”.

 

 

Oprac. Joanna Radziewicz

 

 

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter