Zbójnictwo góralskie cz.1

Zbójnictwo góralskie bardzo często jest postrzegane przez pryzmat legend, baśni i romantycznych historii. Niewiele jest opracowań naukowych traktujących to zagadnienie w oparciu o materializm historyczny, a przecież naświetlenie pewnych stosunków społecznych i gospodarczych panujących na polskiej wsi jest nieodzownym warunkiem poznania prawdziwego charakteru zbójnictwa jako formy walki chłopstwa pańszczyźnianego z feudalnym uciskiem.

Początki zbójnictwa

W drugiej połowie XV wieku położenie gospodarcze i społeczne chłopów na ziemiach polskich uległo znacznemu pogorszeniu. Powstawanie i rozwój wielkich miast oraz uzyskanie dostępu do morza w pokoju toruńskim, wpłynęły decydująco na rozwój nowej gospodarki rolnej – gospodarki folwarcznej. Obszary folwarczne powstawały kosztem ziemi chłopskiej i sołtysiej, którym w zamian oferowano nieużytki. Chłop stał się przedmiotem wyzysku i ucisku, zarówno ekonomicznego, jak i społecznego.

Na Podhalu system gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej dotarł dopiero pod koniec XV wieku. Dużą rolę w ciemiężeniu górali odegrali wówczas Marek Ratułd i Mikołaj Komorowski. Szczególnie działalność Mikołaja Komorowskiego przyczyniła się do rozwoju zbójnictwa na ziemi żywieckiej. Realizowany przez niego i całą ówczesną warstwę ziemiańską, program gospodarczy, polegał na odbieraniu chłopom gruntów pod folwarki, podwyższaniu czynszów, wprowadzaniu nowych danin i zwiększaniu wcześniej narzuconych, traktowaniu wolnych osadników jak podległych rolników, stosowaniu monopolu propinacyjnego, pozbawianiu chłopów serwitutu leśnego oraz stosowaniu wobec nich kar pieniężnych i cielesnych.

Nowa sytuacja społeczno-gospodarcza skłoniła chłopów do podjęcia walki w obronie swoich interesów i godności. Ich działania przybierały formę legalną, a gdy ta zawiodła musieli szukać bardziej skutecznego sposobu walki ze szlachtą, którym był czynny opór zbrojny. Historia notuje trzy tego typu masowe wystąpienia w obronie wolności i prawa do życia – powstanie górali starostwa nowodworskiego w 1630 roku, powstanie górali pod dowództwem Aleksandra Kostki-Napierskiego w 1651 roku i bitwa pod Nowym Targiem w 1670 roku.

Przejście na gospodarkę folwarczną i wzrost ciężarów pańszczyźnianych nie były jedynymi przyczynami narodzin zbójnictwa. Innym, równie ważnym powodem, było rozwarstwienie wsi. Oprócz wiejskich bogaczy, głównie sołtysów pojawiły się grupy chłopów małorolnych i bezrolnych - zagrodników, komorników i chałupników zmuszonych szukać pracy u bogatych gazdów. Na krzywdzie chłopskiej szczególnie bogacili się sołtysi, którzy z racji pełnionych funkcji dopuszczali się licznych nadużyć, posuwali się nawet do usuwania, co biedniejszych, kmieci z ich ziem. Pełen pogardy i lekceważenia był również stosunek plebanów do ludności góralskiej. Rosnąca zachłanność i bezwzględność ciemiężycieli skłaniały biednych górali do zbiegostwa. O ścisłym związku, jaki zachodził między zbójnictwem a zbiegostwem, świadczy laudum sejmiku zatorskiego z 1624 roku, którego mocą wójt wsi i dwaj przysiężnicy obowiązani byli donosić panu lub urzędnikowi zamkowemu o przybyciu do wsi ludzi luźnych i obcych oraz pomagać w ich chwytaniu i dostarczaniu do więzienia, dopóki nie dowiedli, że ze zbójnictwem nie mają nic wspólnego. Podobny obowiązek nakładało laudum na wszystkie miasta księstwa oświęcimskiego i zatorskiego.

Niekiedy wydawać by się mogło, że przypadek lub zbieg okoliczności sprawiły, że góral zostawał zbójnikiem. Jednak głębsza analiza tego zagadnienia pokazuje, że obranie takiej właśnie drogi życiowej zawsze było protestem przeciwko istniejącemu ustrojowi społecznemu i gospodarczemu, który zezwalał na systematyczny wyzysk mas chłopskich i dotkliwie karał tych, którzy w rzeczywistości nie dopuścili się żadnych nieprawidłowości. Przykładem może być historia Proćpaka, który za kłusownictwo został osadzony w więzieniu. Ucieczka z niewoli była w jego mniemaniu przywróceniem sobie sprawiedliwej wolności. Ścigany, chronił się w lasach, chciał żyć. Gdy został przepędzony z terenów łowieckich, jedynym wyjściem było dla niego pójście na „zbój”.

Inni chwytali się rzemiosła zbójnickiego z zemsty. Ondraszek, syn bogatego chłopa z Janowic stał się słynnym śląskim hetmanem zbójnickim, po tym jak doznał ciężkiej zniewagi z rąk hrabiego Prażmy. Ten dyshonor uczynił z niego mściciela krzywdzonego ludu śląskiego. Jako zbójnik mógł walczyć z panami, którzy jego i jemu podobnych nie traktowali z należytym szacunkiem.

Zbójnictwo góralskie często było postrzegane jako działalność typowo przestępcza, a zbójnicy - jak zwyczajni bandyci. W świetle przedstawionych powyżej rozważań wyraźnie widać fałszywość takiego stanowiska. Zbójnictwo było buntem przeciw istniejącej rzeczywistości społecznej. Nie da się ukryć, że i wśród zbójników zdarzali się pospolici rozbójnicy, były to jednak sporadyczne sytuacje.

 

Organizacje zbójnickie

Zbójnictwo miało określone formy organizacyjne niespotykane przy innych rodzajach czynnego oporu chłopskiego. Zbójnicy wiązali się w towarzystwa zwane także familiami lub bursami. Materiały źródłowe mówią o dwóch odmianach zbójnictwa - stałym i dorywczym. Organizacje stałe należały do rzadkości. Składały się głównie z górali traktujących zbójnictwo jako swój zawód. Więcej było grup tworzących się okazyjnie od przypadku do przypadku, które po dokonaniu napadu i podziale łupów rozpadały się. Należeli do nich zbójnicy - amatorzy, którzy przy nadarzającej się sposobności łączyli się z coraz to innymi familiami. W życiu codziennym byli to zwykli chłopi gospodarujący na roli i posiadający rodziny. Zbójnictwo miało sens tylko wtedy, gdy łączyło się z uznaniem społecznym, aprobatą działalności danego towarzystwa i podziwem dla odwagi, śmiałości, ubioru i łupów jego członków. Chodzenie na zbój przestałoby być atrakcyjne dla górala, gdyby nikt o nim nie wiedział, gdyby nie można było pochwalić się zdobyczą, zaimponować dziewczętom, a także prowadzić wesołego i beztroskiego życia.

Towarzystwa zbójnickie formowały się najczęściej tylko na jeden sezon, po czym automatycznie rozwiązywały. Na drugi rok zawiązywała się już nowa familia, do której mogli, ale nie musieli wejść, poprzedni członkowie. Zdarzało się też tak, że towarzystwo rozpadało się już po jednym napadzie. Na czele każdej bandy stał hetman – najśmielszy, najsilniejszy i najsprytniejszy przedstawiciel danej grupy. To on łagodził spory, wydawał rozkazy i rozdzielał zdobycz.

Solidarność zbójnicka często jest poddawana w wątpliwość. Analiza materiałów źródłowych potwierdza, że w sytuacjach kryzysowych zbójnicy bez żadnych trudności wymieniali nazwiska swoich towarzyszy, miejsce ich pobytu i przechowywania łupów. Trzeba jednak mieć na uwadze, że wśród wydanych było wielu takich, którzy albo już nie żyli, albo też zostali schwytani. Okolicznością łagodzącą może być też fakt, że ich zeznania były wymuszane torturami, które nie każdy był w stanie znieść. Jednak wśród zbójników zdarzali się też i tacy, którzy pomimo straszliwych męczarni, jakim byli poddawani nie zdradzili swoich towarzyszy. Gorzej było, gdy motywem zabójstwa czy też wydania w ręce władz była obawa o własne życie. Zbójnicy chcąc odkupić swe winy, uzyskać przebaczenie i glejt bezpieczeństwa dopuszczali się aktów zdrady. Na przykład zbójnik Kazimierz Szczotka z Nieledwi zwany Madejem zginął w lesie niedaleko Rycerki z ręki swego przyrodniego brata Jakuba z Milówki, który za bratobójstwo otrzymał od pana beczkę soli. Dowodem na brak poczucia solidarności wśród zbójników były również zawarte w materiałach źródłowych informacje o nielicznych co prawda, faktach zabójstw dokonanych na swych towarzyszach, w celu uzyskania korzyści majątkowych.

Zazwyczaj kariera zbójnicka nie trwała zbyt długo. Większość zbójników wpadała w ręce sprawiedliwości po jednym lub kilku napadach. Jednakże, kto „zbójował” kilka lat, ten cieszył się ogromnym szacunkiem wśród ludności. Należał do nich niejaki Stafka, który wytrwał w tej profesji przez blisko 16 lat.

Liczebność towarzystw zbójnickich była stosunkowo niska. Ilustrowały to między innymi testamenty zbójnickie zawarte w Aktach spraw złoczyńców miasta Żywca, gdzie grupy liczące od 3 do 9 osób występowały najczęściej. Znacznie rzadsze były towarzystwa średnie składające się z 10-15 członków lub familie 19-25 osobowe. Zakładanie małych towarzystw miało swoje praktyczne uzasadnienie – łatwiej było znaleźć bezpieczną kryjówkę, a i korzyści materialne przy podziale łupów były większe.

 

Ubiór i zwyczaje

Strój zbójników początkowo nie różnił się od zwykłego ubioru, charakterystycznego dla mieszkańców danego regionu. Z biegiem czasu nabrał bardziej swoistych cech, przy czym zawsze nawiązywał do tradycji góralskiej. O stroju zbójnika decydowały:

 

  • wpływy rodzime tzn. ustalony społecznie sposób ubierania się górala,
  • zapożyczenia obce, głównie węgierskie, które wynikały z dużej ruchliwości przestrzennej tej grupy ludzi,
  • potrzeby doraźne i aktualne możliwości. Akta spraw złoczyńców miasta Żywca obfitują w szczegóły dotyczące przerabiania zdobytych części ubiorów szlacheckich na koszule, kurtki czy spodnie zbójnickie.
  • względy taktyczne, czyli celowe powielanie elementów stroju innych grup zbójnickich (np. hajduków) celem zapewnienia sobie większego bezpieczeństwa i zmylenia potencjalnych ofiar.

 

Jako nakrycie głowy służył zbójnikowi kapelusz góralski – bez ozdób lub przystrojony wstęgą lub czerwone czapki, ozdobione piórami, lisim ogonem i zwisającą szarfą. Koszule mieli krótkie, „sięgające po pępek”, z bardzo szerokimi rękawami, uczernionymi dymem, który później zmywali. Koszule takie nie przepuszczały wody i odpędzały robactwo. Noszono je dopóki nie uległy całkowitemu zniszczeniu.. Spodnie zbójników były uszyte z białego sukna, niezbyt obcisłe lub czerwone dopasowane, rabowane na Węgrzech hajdukom. Jako obuwie służyły im kierpce lub zwykłe buty. Nosili też skórzane torby juhaskie z frędzlami.

Dla przeciętnego zbójnika strój był sprawą drugorzędną. Najważniejsza była broń – rękojmia swobody, niezależności, siły i znaczenia. Najczęściej wykorzystywana była rusznica, półhak, flinta i sztucer. Uzbrojenia dopełniały nóż i siekierka (ciupaga). W użyciu był również czekan, czyli długi, grupy kij z rączką. Jedna jego strona była ostrą siekierą, druga – hakiem. Poniżej rączki często był umieszczony zamek od strzelby, której lufę stanowił ów kij. Zbójnik nigdy nie rozstawał się ze swoją bronią, miał ją przy sobie nawet podczas spoczynku. Strzegł jej bardziej niż zrabowanych łupów, dlatego rozstanie z nią najczęściej zwiastowało koniec „zbójowania” i zapowiadało rychłą śmierć.

Zbójnicy żywili się głównie owczym serem i baraniną. Za napój służyło im mleko lub żętyca. Mieli też swój własny sposób na przyrządzanie mięsa. Zabitą owcę rozcinali na dwie części i z wszystkimi wnętrznościami gotowali przez godzinę w kotle na słodkim mleku z dodatkiem pół kwarty masła na dwie sztuki zwierzyny. Przy jedzeniu zachowywali szczególną ostrożność. Nigdy nie przystępowali do konsumpcji jako pierwsi. Potrawę wcześniej musieli spróbować inni biesiadnicy.

Ludzie ci odznaczali się swoistym poczuciem humoru. W przerwach między napadami urządzali hulanki aż do białego rana, przeważnie w wiejskich karczmach, ale i w dworach pańskich i na plebaniach, gdzie kazali sobie podawać jedzenie i picie. Korzystali w tych wypadkach z osiągniętej przewagi nad napadniętymi. Zabawiali się grą w karty, tańcami, śpiewem i strzelaniem. Niejednokrotnie huczne rozrywki przyczyniały się do ich zguby, powodując odkrycie kryjówki i umieszczenie winowajców w więzieniu. Z drugiej jednak strony chwile beztroski były dla nich odskocznią od życia pełnego trosk i niebezpieczeństw. Stan ducha zbójników w pewnym stopniu odzwierciedlała pieśń ludowa:

 

„Nie bude jo gazdom, nie bude rolnikiem

jeno bude chodził zbójnickim chodnikiem.

Hej, a jak mnie złapią, to bude wisioł

Na wirsku jedlinki bude się kołysał”.

Franciszek Klein zwrócił uwagę na fakt, że zbójnicy nie pozwalali sobie „gapić się” na siebie, a tym bardziej zaglądać sobie w twarze. Nie akceptowali też słowa „zbójnik”, lecz kazali określać się mianem „chłopca”. Relacja Janka Tomczalika z Czacy pochodząca z 1601 roku mówiła o przejawach wilkołactwa wśród zbójników. Pod wpływem tortur zeznał on, że przy zabiciu jednego człowieka pod Praszywą „maczali zęby we krwi, a jadli dlatego, iżby ich nie ucapiono”. Tego typu praktyki miały znaczenie magiczne, zbójnicy wierzyli, bowiem, że w ten sposób zapewnią sobie bezpieczeństwo i staną się nieuchwytni. Z opowiadań starych górali tatrzańskich, zebranych przez Wojciecha Brzegę można się dowiedzieć, że „downi zbójnicy to patrzeli hycić babe albo jakom paniom takom, bo hrubo beła (w ciąży), wyjeni ś niej dziecko i te zyłki śniego pruli i to wej mieli na cosi. Słysowołek to zdowna”. Trudno jednak uwierzyć, aby ten okrutny zwyczaj był powszechnie stosowany, bowiem zbójnicy raczej unikali takich bestialskich rozwiązań. Z kolei Józef Krzyżanowski w "Procesie Janosika" zwrócił uwagę na panujące wówczas przesądy, dotyczące oddziaływania mocy diabelskich, które rzekomo skłaniały niektórych górali do popełniania zbrodni.

Niektóre materiały mówią o tym, że członkowie towarzystw zbójnickich rzadko pozostawali przy swoich oryginalnych imionach, raczej nadawali sobie nowe – charakteryzujące ich wygląd i temperament. I tak silny i gruby był nazywany Kubą, słabszy – Maćkiem, mały – Jędrkiem, średni – Józkiem, wielki – Bartkiem, a rozsądny – Jankiem. Z kolei inne źródła informują o zmianach nie imion, ale nazwisk. Przykładem może być Proćpak, który w rzeczywistości nazywał się Fiedor, lub Baczyński, który zwał się Skawickim. Akta sądowe, obok prawdziwego nazwiska, często podają także to drugie, przybrane, np.: Iwan Mrozik alias Kuczyszak czy Tomek Kubica alias Szałowity.

Zbójnictwo było zajęciem sezonowym. Latem, gdy  lasy obfitowały w pożywienie i oferowały znakomite miejsca na kryjówki pójcie na „zbój” było dość powszechne, natomiast w okresie zimowym, gdy o pokarm było już dużo trudniej, a ślady na śniegu zdradzały miejsca pobytu grup zbójnickich, następowało czasowe zawieszenie działalności. Chowali wtedy stroje zbójnickie, a przywdziewali zwykłe góralskie ubranie. Niektórzy dla niepoznaki przebierali się w strój dziadowski i chodzili od wsi do wsi po prośbie, inni pomieszkiwali u znajomych, rodziny lub samotnych kobiet. Niejeden decydował się na pracę u gazdy, aby w ten sposób przetrwać do wiosny. Rozchodząc się na zimę, zbójnicy z góry ustalali czas i miejsce przyszłorocznej zbiórki. Chociaż nawet bez znajomości kalendarza doskonale wiedzieli, kiedy należy rozpocząć „zbójowanie”, a kiedy udać się na spoczynek. Okresy ich działalności ściśle łączyły się z rozwijaniem i opadaniem liści bukowych. Buk, ulubione drzewo górali, zajmowało w pieśniach zbójnickich miejsce uprzywilejowane. Gdy zaczynały zakwitać pierwsze bukowe listki można było usłyszeć:

 

Pójdźmy chłopcy kraść i zabijać,

Bo ni momy za co pijać!

Ej, bo się zapocyno,

Ej, bo się zapocyno,

Bucyna ozwijać”

Gdy nadchodziła jesień i czerwień bukowych liści pod wpływem przymrozków zamieniała się w biel, zbójnicy śpiewali:

 

Na bucku, na bucku

Listecki bieleją,

Ka się dobrzy chłopcy

Na zime podzieją…”

 

Oprac. Joanna Radziewicz

 

Literatura:

 

  1. Ochmański W.: Zbójnictwo góralskie. Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1950.
  2. Górkiewicz G.: Zbójnictwo góralskie w oczach historyków cz.3. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://www.e-beskidy.com/zbojnictwo/1747-zbojnictwo-goralskie-w-oczach-historykow-cz-iii.html
  3. Górkiewicz G.: Zbójnictwo góralskie w oczach historyków cz.2. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://www.e-beskidy.com/zbojnictwo/1746-zbojnictwo-goralskie-w-oczach-historykow-cz-ii.html
  4. Zbójnictwo góralskie w oczach historyków. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://www.fundacjazbojnickiszlak.pl/zbojnictwo-karpackie/zbojnictwo-goralskie-w-oczach-historykow.html.
Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter