Przemoc, poniżenie, poniewierka: wspomnienia z przymusowych robót rolnych 1939-1945 / oprac. Ludwik Staszyński. Warszawa 1967

Zgromadzone w niniejszej książce teksty zostały wybrane spośród trzystu pięćdziesięciu pamiętników, nadesłanych na konkurs ogłoszony przez redakcję tygodnika „Robotnik Rolny” w 1964 roku.

Praca w niemieckim rolnictwie była częścią programu hitlerowskiego, którego celem było stopniowe przekształcenie obywateli krajów podbitych w narody niewolników, pozbawionych możliwości rozwoju kulturalnego, materialnego i społecznego, realizujących zadania narzucone im przez Rzeszę. Projekt ten został opisany przez Heinricha Himmlera w tajnym dokumencie zatytułowanym „Kilka uwag o traktowaniu obcych narodów na wschodzie” pochodzącym z 1940 roku. Zawierał on następujące instrukcje: „Ludność Generalnej Guberni składałaby się siłą rzeczy – po konsekwentnym przeprowadzeniu tych zaleceń w ciągu najbliższych dziesięciu lat – z ludności mniej wartościowej. Ludność ta pozostanie do dyspozycji jako siła robocza i zapewni Niemcom robotników sezonowych oraz robotników do prac specjalnych…Obca ludność na wschodzie nie może mieć innej szkoły poza czteroklasową szkołą podstawową. Celem jej powinno być nauczanie prostego liczenia, napisania nazwiska oraz nauka, że nakazem boskim jest być posłusznym Niemcom, być uczciwym, pilnym i grzecznym. Umiejętność czytania nie jest pożądana”.

Praca przymusowa na rzecz Niemiec w latach okupacji miała być także jednym z narzędzi przyspieszających zwycięstwo tego kraju, zastępujących niedobór siły roboczej, wynikającej z konieczności zasilania szeregów Wermahtu, SS i innych oddziałów armii i policji, pracujących na sukces hitlerowskiego oprawcy.

Do pracy na terenie III Rzeszy byli zmuszani ludzie wywodzący się z różnych środowisk – ze wsi, z miast. Pracowali oni zarówno w majątkach niemieckich obszarników, jak i w mniejszych gospodarstwach rolnych. Stosunek niemieckich „pracodawców” do osób wywiezionych na roboty przymusowe był rezultatem, z jednej strony niemieckiego nacjonalizmu i szowinizmu, a z drugiej oficjalnej propagandy i specjalnych zarządzeń sporządzanych przez władze niemieckie. Jedna z instrukcji zawierała następujące założenia: „Wszyscy ci ludzie mają być w taki sposób odżywiani, umieszczeni i traktowani, aby zapewnić ich maksymalną eksploatację jak najtańszym kosztem…”. Wszystkie te czynniki hitlerowskiej propagandy wzmagały jeszcze wrogość w stosunku do osób, które padły ofiarą robót przymusowych. Te negatywne zachowania dało się zauważyć nie tylko wśród dorosłych obywateli, ale także wśród dzieci. Cechował je brak poszanowania ludzkiej godności, głodzenie, bezwzględne wykorzystywanie, często ponad siły, przemoc, agresja i okrucieństwo.

Karą za wszelkiego rodzaju odstępstwa od narzuconych przez „pracodawcę” norm były obozy koncentracyjne, więzienia czy publiczne egzekucje.

Trzeba również wspomnieć, że do pracy przymusowej angażowano także dzieci. Wielu autorów pamiętników nadesłanych na konkurs to osoby, które na roboty rolne do Niemiec zostały wywiezione w wieku dziesięciu - piętnastu lat. Ich bezbronność i osamotnienie były brutalnie wykorzystywane przez hitlerowskich oprawców, którzy nadmiernie eksploatowali ich wątłe siły.

Ludzi zmuszanych do katorżniczej pracy cechowała nadzwyczaj silna wola przetrwania oraz wiara w rychłe wyzwolenie. Ważnym czynnikiem ułatwiającym przeżycie były również wiadomości o sytuacji wojennej, a przede wszystkim niezwykła solidarność panująca pomiędzy przymusowymi robotnikami. Wzajemna pomoc wyrażała się poprzez przekazywanie sobie informacji, wymianę niewolniczych doświadczeń, opiekę starszych nad młodzieżą, dzielenie się żywnością, odzieżą, a także wsparcie moralne.

W nadesłanych na konkurs wspomnieniach na uwagę zasługuje stosunek robotników do ich niemieckich gospodarzy. Skrzętnie odnotowują oni wszelkie odruchy ich ludzkiej wrażliwości, współczucia, życzliwości i pomocy. W prezentowanych opisach wyczuwa się podział na „dobrych” lub „lepszych” Niemców i to nie tylko ze względu na wdzięczność za okazane wsparcie, ale także satysfakcję, że rodzaj ludzi nie do końca uległ demoralizacji. Godny podkreślenia jest także fakt, że autorzy wspomnień dość często odnoszą się z sympatią do proletariatu wiejskiego i miejskiego, od którego przychodziło wsparcie moralne i materialne mimo surowych zarządzeń zakazujących kontaktów z obcokrajowcami.

Prezentowane wspomnienia ukazują różne stadia zachowań ludności niemieckiej w okresie II wojny światowej. Początkowym triumfom wojennym towarzyszy zuchwalstwo i przeświadczenie o trwałości systemu faszystowskiego i ogromnych korzyściach materialnych. W miarę rozwoju wydarzeń na frontach nastroje zaczynają być już mniej optymistyczne, pojawia się zwątpienie, a z czasem i przerażenie, wyrażające się niekiedy w nieco lepszym traktowaniu przymusowych robotników, chociaż częściej w narastającym gniewie i potęgującym się terrorze.

Informacje o wydarzeniach, które miały miejsce podczas II wojny światowej są nadal bardzo poszukiwane, dlatego ich pełne i wierne udokumentowanie jest bardzo istotną sprawą. Prezentowany przez nas zbiór pamiętników odsłania wiele ważnych aspektów dotyczących problematyki z zakresu okupacji hitlerowskiej. Wymowa tych wspomnień z jednej strony ma charakter tragiczny, ponieważ odkrywa prawdę o przykrych wydarzeniach tamtych dni, tygodni, miesięcy, lat, zaś z drugiej zwierzenia tych ludzi są piękne – odsłaniają głęboki, mądry humanitaryzm, wiarę w człowieka i sprawiedliwość.

 

Bezpośrednim moim władcą był Schmitt, nad Schmittem był bürgermeister wsi, a ostatnią instancją, od której zależał mój los, a także życie – policjant w gminie Rangen, do której należała wieś Zeinheim.

Urzędowo nazywałem się landsarbeiter, w ustach Schmitta – knecht. Landsarbeiterowi, nie wolno było wychodzić poza wioskę, nie wolno było spotykać się z innymi landsarbetierami, nie wolni było chodzić głównymi szosami, nie wolno było czytać gazet ani książek, nie wolno było rozmawiać z niemieckimi kobietami, nie wolno było chodzić do kościoła, nie wolno było chorować. Gdy zachorował pozostawiono go własnemu losowi i bywały wypadki, że umierał, dlatego, że bauer nie dawał mu jeść.

Powyższe przepisy wydały urzędy hitlerowskie, a bauerzy gorliwie je wykonywali, osobiście karząc opornych lub podając ich nazwiska bürgermeisterowi.

Myśmy jednak omijali te przepisy. W letnie noce polnymi drogami schodziliśmy się pod lasem i tu rozmową pocieszaliśmy się wzajemnie. Brzask wypędzał nas do swoich legowisk […]

Robota trwała od szóstej rano do siódmej wieczór z godzinną przerwą na obiad. Orałem na równi z Janem i Stanisławem, kosiłem na równi. Takie było polecenie Schmitta; nic go nie obchodził mój młodociany wiek. W lecie, kiedy często ustawałem, Jan i Stach troskliwie mi pomagali i osłaniali mnie. Bez nich nie przeżyłbym. Gdy w sierpniu 1943 roku zasłabłem przy kośbie owsa, Jan oznajmił, że wykosi za mnie, i tym razem bauer nie krzyczał. Widocznie zauważył, że już więcej ze mnie nie wyciągnie, a ponieważ praca miała być i tak wykonana – pozostawił mnie w spokoju. Zwracał uwagę głównie na własne dochody, człowiek go nie obchodził […] Jedynym, dość wątpliwy zresztą objawem uznania naszego człowieczeństwa ze strony Schmitta była butelka wina, która zjawiała się na naszym stole, gdyśmy zdołali wykonać robotę w oznaczonym przez niego czasie. Zawsze traktował nas z zimną rezerwą, uzależniając ton poleceń od akuratności pracy w dniu poprzednim. Dawał stale odczuć, że jesteśmy ludźmi bez praw, że tylko nasz trud zapewnia nam spokój [...]

Za pracę bauer nie płacił mi ani grosza. Mówił, że pracuję za odzież i jedzenie. W jedzeniu istotnie nie był skąpy, ale odzież dodzierałem po jego młodszym synu. Raz w miesiącu dawał mi markę na piwo, ale ja posyłałem ją mamusi […]

W roku 1944, gdy już wydoroślałem, skończyłem, bowiem w czerwcu siedemnaście lat, opadło ze mnie dawne zmęczenie i czułem potrzebę przeczytania czegoś, zobaczenia czegoś […] Wtedy Stefan okazał się drogocennym darem losu. Siadywaliśmy w polu w późne wieczory i słuchałem jego opowiadań o Polsce, o bliskiej klęsce Niemiec. Te chwile były tak przyjemne, jak przedtem sen […]

W czasie jednego ze spotkań na miedzy wśród zżętych  pól w późny wieczór w piątek 25 sierpnia 1944 roku, usłyszeliśmy kanonadę od strony, gdzie znajdowała się twierdza o nazwie bodajże Belfort. Nadzieja wypełniła nam serca […]

W poniedziałek 28 sierpnia, gdy pracowaliśmy przy burakach, przyjechał policjant ze wsi i nakazał, by wszyscy Polacy zgromadzili się w obozie jeńców. Gdyśmy się tam zebrali, Stefan zarządził ucieczkę […]

Kiedy władze zorganizowały się, co nastąpiło w październiku 1944 roku, Francuzi polecili bauerom spisać umowy o pracę z tymi spośród nas, którzy nadal chcą pracować. Jeżeli ktoś nie chce, ma być żywiony na koszt gminy.

Ja podpisałem umowę o pracę z moim dawnym bauerem. Schmitt teraz musiał mi płacić szesnaście tysięcy franków miesięcznie. Zegarek kosztował wtedy siedemset franków, ubranie zaś trzy tysiące. Zrozumiałem ogrom wyzysku pod jarzmem niemieckim.

Wróciłem do kraju w roku 1946. Matka powitała mnie rzęsistymi łzami, łzami radości, na którą zasłużyło jej najlepsze serce.

 

Franciszek Szymaszek „Konie miały większe prawa niż ja”

 

 

Oprac. Joanna Radziewicz

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter