Zbójnictwo góralskie cz.2

Napady zbójnickie

Ofiarami działalności zbójnickiej była najczęściej szlachta. Napady na dwory i folwarki pańskie często były wyraźnymi aktami zemsty krzywdzonych i wyzyskiwanych i miały charakter klasowy. Ich nadrzędnym celem było zabicie znienawidzonego pana lub zarządcy folwarku. Z opublikowanego przez Ludwika Musioła dokumentu, jakim był list księży dekanatu pszczyńskiego do biskupa krakowskiego datowanego na rok 1694 wynika, że także księża nie cieszyli się szczególną sympatią zbójników. Można w nim przeczytać między innymi: „Niewątpliwie wiadomem jest Waszej Wysokości, jakich prześladowań i szyderstw doznali wielebny kler oraz kościoły diecezji krakowskiej ze strony świętokradzkich zbójników […] Najbardziej myśmy przez nich cierpieli, którzyśmy przez całe lato aż do tej chwili, opuszczając nasze probostwa, chronić się musieli do najbliższych miast, czy to ukrywać po polach lub też gdzie indziej, a to dla ratowania życia lub też uchronienia mienia czy też sprzętów kościelnych, z widoczną szkodą dla zbawienia dusz nam powierzonych”. Pośrednim dowodem na to, że duchowni byli nękani przez grupy zbójnickie były rabunki kościołów. Jednak zdarzało się też tak, że ofiarami zbójników padali bogaci chłopi, Żydzi, kupcy, kramarze i wszelkiego rodzaju rzemieślnicy, czyli ludzie stosunkowo zamożni. Zdarzały się wypadki, że napadnięty kramarz nie miał pieniędzy i wówczas puszczano go wtedy wolno. Często karawany kupieckie były chronione przez liczną najemną straż i napad na nie był odbierany jako czyn godny uznania i niezwykle odważny.

 

Grupy zbójnickie napadały też na szałasy juhasów i bacy. Zabijali owce (często te wskazane przez pilnujących je pasterzy), zabierali ser w grudach, a niekiedy tylko zaspokajali swój głód, bo niczego innego już zabrać nie mogli. Napady na szałasy nie dotyczyły biedaków, ale bogatych gazdów, nic więc dziwnego, że bacowie czy pasterze nie czynili zbójnikom żadnych trudności. Po pierwszym rozbiorze Polski zbójnicy wzięli sobie za cel kasy „cesarskie”, których wartość sięgała kilku tysięcy talarów.

Na podstawie zeznań zbójników można wywnioskować, że plan napadu był omawiany przy udziale wszystkich członków grupy, a nie jak przypuszczali niektórzy badacze, w ścisłej tajemnicy „sztabu” zbójnickiego. Ważniejsze natarcia były przygotowywane niezwykle starannie. Zazwyczaj poprzedzał je wywiad, który był przeprowadzany bądź przez stałych wywiadowców, bądź przez osoby zatrudnione dorywczo, na daną okoliczność. Niektóre familie wykorzystywały do tego celu dziadów, jednak najczęściej funkcję tę pełniły kobiety. Na skutek dobrze przeprowadzonego wywiadu zbójnicy orientowali się, co do zamożności danego dworu oraz jego możliwości obronnych. Na podstawie uzyskanych informacji układali plan napadu. Niejednokrotnie korzystali z pomocy będących z nimi w zmowie pracowników służby dworskiej, rzadko atakowali w czasie nieobecności właścicieli. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w wyraźnym, choć ukrytym, porozumieniu ze zbójnikami stała tylko nieliczna część służby (zazwyczaj jedna lub dwie osoby), a mimo to nigdy nie doszło do czynnego wystąpienia ogółu w obronie pana. Ta życzliwa neutralność służby wskazywała na fakt, że sympatie tej grupy były zazwyczaj po stronie zbójników. Jednak nie zawsze istniała możliwość dokonania napadu w sposób podstępny i wtedy zbójnicy uciekali się do aktów przemocy.

Napady zbójnickie odbywały się zarówno w dzień, jak i w nocy. W dzień atakowano najczęściej kupców, wędrownych handlarzy czy szałasy, zaś nocą – dwory, folwarki i domostwa bogatych chłopów. Przy czym ulubioną porą napaści była noc, kiedy można było działać z zaskoczenia i ujść niepostrzeżenie. Z nastaniem dnia zbójnik przebywał w domu lub innym bezpiecznym schronieniu z dala od wsi. Wiadomo również, że wszelkie napady na dwory czy domy były ubezpieczone. Nie wszyscy członkowie grupy wchodzili do środka. Część pozostawała na zewnątrz i czuwała nad bezpieczeństwem całej akcji. Za próbę ucieczki tchórzliwy wartownik mógł zostać zastrzelony. Strażnicy nie do końca orientowali się, co do ilości i wartości zwerbowanego łupu, wiec przy jego podziale mogli mieć wątpliwości czy należna im dola nie powinna być większa.

Gdy zbójnicy napotykali trudności, podczas realizacji swojego celu, niejednokrotnie uciekali się do przemocy fizycznej, jednak, gdy udawało im się wymusić zdobycz bez większych komplikacji, nie robili nikomu krzywdy (chyba, że celem napadu była zemsta). Czasami jednak chęć okazania wyższości i przewagi były na tyle silne, że napadnięci doświadczali różnego rodzaju aktów poniżenia z rąk swoich oprawców. Trzeba jednak pamiętać, że nie każdy napad zbójnicki był zwieńczony sukcesem. Niekiedy drobny błąd decydował o porażce całego przedsięwzięcia.

Podczas napadów zbójnicy rabowali wszystko, co mogło dla nich przedstawiać jakąkolwiek wartość. Najwyżej cenili pieniądze, za które mogli kupić wszystko, czego potrzebowali. Poza tym łatwo było je przenieść, ukryć i wykorzystać w odpowiednim momencie. Nie gardzili również złotą i srebrną biżuterią czy zastawą stołową, chociaż sprzedaż tego typu łupów była obciążona pewnym ryzykiem. Chętnie rabowali broń, zarówno palną, jak i białą, bowiem ambicją każdego szanującego się zbójnika było posiadanie pięknej i dobrej broni, kosztowną odzież, pożywienie i wysokoprocentowe napoje.

Zwerbowanymi rzeczami dzielili się nie od razu, ale w jakimś bezpiecznym miejscu. Na ogół podział łupów był równy, niekiedy dochodziło do sytuacji konfliktowych, szczególnie, gdy ilość zdobytych pieniędzy nie dała się równo podzielić pomiędzy wszystkich członków grupy. Gdy w grę wchodziły również inne fanty sprawa zaczynała się nieco komplikować. Na ogół każdy brał rzecz, która mu się podobała albo była mu w danym momencie potrzebna. Dbano jednak by nikt nie został wyraźnie pokrzywdzony. Bywało i tak, że jeden zabierał więcej rzeczy, a towarzyszom zobowiązywał się wypłacić umówioną ilość pieniędzy. Zdarzały się też wypadki, że cały łup był spieniężany, a uzyskaną kwotę równo dzielono pomiędzy wszystkich zainteresowanych.

Otrzymaną część zdobyczy zbójnik tracił bardzo szybko, najczęściej na zabawach i hulankach. Niektórzy jednak próbowali zabezpieczyć sobie przyszłość chowając swoją dolę w rozmaitych skrytkach, np. spróchniałych wnętrzach drzewa. Odszukanie tych kryjówek wiązało się w dużymi trudnościami. Marzeniem każdego górala było odnalezienie zbójnickiego skarbu. Wierzono, że na takie szczęście trzeba sobie zasłużyć u Boga oraz posiadać mądrość życiową. Panowało również przekonanie, że skarby zbójnickie nie są przeznaczone dla jednego pokolenia. Jak „kozdemu musi swój cas przyść”, tak i „jednej warstwie nimoze Pon Jezus sypkiego dać; na pokolenia howo, bo jakby jedni sypko skieltowali, to cóżby insym ostało? Pan Jezus przenoświętsy wie, jako gazdować! On otworzy skarbicek, ale wte, kie wiedział będzie! Przyniesie Pon Bóg człowieka mądrego, ale wie, kie to trza będzie światu”. Znalezionego majątku nie można było zatrzymać wyłącznie dla siebie, w ogóle – zdaniem górali - „nolepsy ten pieniądz, co go krwawo swojemu pazurami zarobis”. Pieniądze dzielono na sprawiedliwe, czyli takie, które nie wyrosły z cudzej krzywdy                             i niesprawiedliwe – pochodzące z grabieży oraz dobre – przynoszące szczęście.

 

 

Zmierzch zbójnickiego bytowania

Zazwyczaj ludność wiejska chroniła i wspierała zbójnicką brać. Ich wolność kończyła się w momencie, gdy wpadli w ręce harników. Wówczas ich los był już przypieczętowany, a karierę można było uznać za zakończoną. Dla większość górali zbójnik nie był zwyczajnym przestępcą, lecz kimś znacznie groźniejszym. Uznawano go za burzyciela istniejącego porządku społecznego, który zasługiwał na najsurowszą karę. Procedury sądowe nie trwały długo. Wyrok zapadał w ciągu kilu, najwyżej kilkunastu dni, a szanse na ocalenie były minimalne. Ale i w tej ciężkiej sytuacji zbójnik nie tracił fantazji i usiłował zmienić bieg losu. Za wszelką cenę starał się wydostać z niewoli, licząc wsparcie swoich towarzyszy, krewnych i znajomych. Sprawa nie była aż tak bardzo skomplikowana, gdy zbójnik był osadzony w więzieniu dworskim, którego bardzo często strzegli zaprzyjaźnieni strażnicy. Znacznie trudniej było zbiec z więzienia miejskiego, chociaż i tu wypadki ucieczki nie należały do rzadkości.

Fatalne warunki, jakie panowały w więzieniach niekiedy skłaniały osadzonych do prób samobójczych. Odebranie sobie życia uważano wówczas za zbrodnię i grzech, dlatego wszelkie nieudane próby pociągały za sobą zaostrzenie kary. Zdarzało się też tak, że sądy wiejskie obdarzały łaską znajdujących się pod ich jurysdykcją skazańców.

Sprawy o zbójnictwo przeprowadzały zazwyczaj sądy miejskie. Miejsce zamieszkania czy popełnienia przestępstwa nie odgrywały tu żadnej roli. Były to przeważnie procesy inkwizycyjne, czyli takie, w których nie występowali oskarżyciele. Sąd „przeciwko delikwentowi postępował i onemu karę prawem opisaną naznaczał”. Po ustaleniu faktu zaistnienia wykroczenia, okoliczności jego wystąpienia oraz wytypowaniu prawdopodobnego sprawcy, następowała tzw. inkwizycja szczegółowa, której celem było przyznanie się oskarżonego do popełnienia zarzucanego mu czynu. Aby wymusić na winowajcy przyznanie się do winy uciekano się do przemocy fizycznej, chociaż nawet w przypadku dobrowolnego przyjęcia aktu oskarżenia zbójnik i tak był poddawany torturom. Do skazania nie wystarczyło przyznanie się do winy w wyniku zastosowania aktów przemocy. Skazaniec musiał powtórnie stanąć przed sądem i potwierdzić swoje zeznania (ratyfikacja konfesaty). Mógł też wyrzec się wcześniej złożonych deklaracji i wówczas znów był poddawany torturom. Znajdujące się w „Aktach spraw złoczyńców miasta Żywca” zestawienie, mówi o pięciu grupach kar dla zbójników. Należą do nich:

  • śmierć na skutek tortur,
  • kary okaleczające, polegające na ucięciu prawej ręki, lewej nogi i wypaleniu rozżarzonym żelazem znaku szubienicy na czole,
  • śmierć przez ścięcie lub powieszenie,
  • śmierć kwalifikowana (ćwiartowanie, zakopywanie i palenie żywcem, topienie, łamanie kołem, wbicie na pal i in.).

Egzekucje zbójników, podobnie jak inne, miały charakter publiczny i mimo, że odznaczały się strasznym okrucieństwem, nigdy nie osiągały zamierzonego celu, jakim było odstraszenie widzów od zbójnictwa. Niekiedy zdarzały się akty łaski i miłosierdza pańskiego. Czasem ułaskawienie czy złagodzenie kary było wynikiem wstawiennictwa duchownych. Były to jednak odosobnione przypadki. Warto też wspomnieć o innym ciekawym sposobie uniknięcia kary śmierci przez tzw. wyproszenie od śmierci. Opis ocalenia przez Danusię Jurandównę Zbyszka z Bogdańca był opisany przez Henryka Sienkiewicza w powieści „Krzyżacy”. Ponieważ przy wypraszaniu kary uwolnienie skazańca zależało ostatecznie od woli pana, zwyczaj ten rzadko przynosił pożądany skutek.

Ryzykowny styl życia, jaki wiedli zbójnicy sprawiał, że niewielu z nich dożywało późnej starości i umierało śmiercią naturalną. Z reguły epilogiem kariery zbójnickiej była śmierć z rąk kata, do którego zbójnik zwracał się z prośbą: „Obróć mnie, mistrzu, ockami ku drodze, niek jo się napatrzem tej zbójnickiej chodze…”.

Zbójnictwo w oczach górali

W każdej wsi byli chłopi, u których zbójnicy przechowywali zwerbowane skarby, którzy udzielali im schronienia i dokarmiali. Ich wielkimi zwolennikami i pomocnikami byli juhasi. Wizyty zbójników na pastwisku były dla pasterzy nie lada rozrywką, okazją do hucznej zabawy i wymiany plotek. Juhasi często wykorzystywali tę sposobność, aby bezkarnie zabić owcę i najeść się na konto zbójnickiej bandy.

Za udzieloną zbójnikom pomoc – obojętne, w jakiej formie – ludność otrzymywała mniej lub bardziej hojne wynagrodzenie, więc współpraca z nimi bywała w jakiś sposób opłacalna. Nieprawdziwy jest jednak pogląd, że górale opiekowali się zbójnikami tylko i wyłącznie dla korzyści materialnych. Chęć udzielania wsparcia wynikała przede wszystkim z wewnętrznej potrzeby pomagania słabszym. Zbójnik był człowiekiem „swoim”, był prześladowany przez szlachtę i ścigany przez harników. Żadne groźby i kary nie były w stanie odwieść ludzi od aktów serdeczności.

Istotną rolę w życiu zbójników odgrywała karczma. Po każdym, zwłaszcza udanym napadzie towarzystwo świętowało właśnie w tym miejscu. Zabawa, połączona z tańcami, obfitym jedzeniem i napitkiem trwała parę godzin,  nieraz i całą dobę, a nawet dłużej. Jednak karczma służyła nie tylko rozrywce, ale i umacnianiu więzi z miejscową ludnością.

Szlachta była dokładnie poinformowana o życzliwej postawie chłopów wobec zbójników i zdawała sobie sprawę z powszechności i różnorodności udzielanej pomocy. Za wszelką cenę pragnęła zakończyć tego typu procedery i odciąć zbójnictwo od wsi. Mówią o tym liczne zakazy pomagania zbójnikom, zawarte w laudach sejmikowych, inwentarzach dóbr, ordynacjach i ustawach.

Do stosowanych form pomocy zbójnikom można zaliczyć:

  • ukrywanie ich w domach,
  • dostarczanie broni,
  • dostarczanie środków leczniczych,
  • przestrzeganie przed pościgiem i rewizjami,
  • pomoc przy ucieczce z więzienia,
  • dostarczanie żywności i napojów,
  • przechowywanie zdobyczy,
  • kupno lub zamiana łupów,
  • szpiegowanie na rzecz zbójników,
  • wyręczanie zbójników przed sądem wiejskim.

Wśród wszystkich przytoczonych form pomocy, tylko ta ostania była niekaralna. W pozostałych przypadkach chłopom grodziły kary pieniężne lub fizyczne.

Zbójnicy walczyli z feudalno-pańszczyźnianym ustrojem, z panami, z uciskiem ekonomicznym i społecznym. Wśród szerokich mas biedoty wiejskiej istniało przekonanie, że udzielając pomocy zbójnikom wspierają tę walkę i nie godzą się na panujący wyzysk i ciemiężenie chłopów.

 

 

Zakończenie zbójnickiego bytowania

Akcja zwalczania zbójnictwa góralskiego przez szlachtę w Polsce porozbiorowej zakończyła się całkowitym niepowodzeniem. Różne są poglądy badaczy na tę kwestię. Jedni twierdzą, że w walkę ze zbójnictwem w poważnym stopniu utrudniały niepewne stosunki na pograniczu, powtarzające się często ruchy zbrojne i zamieszki. Drudzy wskazują na warunki geograficzne, zaś jeszcze inni podkreślają znaczenie pomocy ludności chłopskiej, która zbójników traktowała jak swoich obrońców i mścicieli.

Ruch zbójnicki był reakcją szerokich mas biedoty wiejskiej na wyzysk ekonomiczny i społeczny i miał charakter walki klasowej. Wobec postępującej proletaryzacji wsi, przy równoczesnym wzroście zaludnienia, zbójnictwo stałe stawało się niejako zawodem. Pojedynek szlachty ze zbójnikami nie mógł zakończyć się sukcesem, bowiem była to walka nie ze skutkiem, ale z przyczyną. Wyższe warstwy społeczne dążyły do eliminacji tej grupy ludzi, nie docierając do źródła ich zachowań, a nawet pogłębiając jego przyczyny.

Wprowadzone przez władze austriackie sądy doraźne przyczyniły się do ograniczenia ruchu zbójnickiego. Od końca XVIII wieku zbójnictwo zaczęło stopniowo upadać, by w połowie XIX wieku całkowicie stracić na znaczeniu. Oprócz wyraźnych represji ze strony władz państwowych, do upadku zbójnictwa przyczynił się również ogólna sytuacja społeczno-polityczna wsi małopolskiej w okresie zaboru austriackiego. Szczególne znaczenie miał akt uwłaszczenia chłopów z 1848 roku.

 

Oprac. Joanna Radziewicz

 

Literatura:

 

  1. Ochmański W.: Zbójnictwo góralskie. Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1950.
  2. Górkiewicz G.: Zbójnictwo góralskie w oczach historyków cz.3. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://www.e-beskidy.com/zbojnictwo/1747-zbojnictwo-goralskie-w-oczach-historykow-cz-iii.html
  3. Górkiewicz G.: Zbójnictwo góralskie w oczach historyków cz.2. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://www.e-beskidy.com/zbojnictwo/1746-zbojnictwo-goralskie-w-oczach-historykow-cz-ii.html
  4. Zbójnictwo góralskie w oczach historyków. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://www.fundacjazbojnickiszlak.pl/zbojnictwo-karpackie/zbojnictwo-goralskie-w-oczach-historykow.html.

 

 

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter