Oskar Kolberg. Dzieła wszystkie. Śląsk

  

Zwyczaje wiosenne 

Wiosna. W miarę jak z wiosną wszystko na ziemi odradza się, w nocy Walpurgowskiej, tj. dnia 1 maja, według podania, rzesze duchów zlatują się na miejsce umówione, by wspólnie piekielne tam odbyć gody. Dla duchów śląskich droga do Łysej Góry (Broken), gdzie piekielny ów sabat odbywa się, za daleka, a przejażdżka na widłach lub miotłach zapewne zbyt uciążliwa; wolą więc one pozostać na miejscu, by tu dokuczać ludziom i ich dobytkowi.

Aby złowrogiemu wpływowi tych duchów nie dać przystępu, troskliwa o chudobę swą gospodyni szczelnie zamyka obory, kładąc przede drzwiami kawałek świeżej darniny, który szkodnik dopiero po zliczeniu wszystkich źdźbeł trawy przestąpić potrafi. Zadanie trudne i dużo czasu zabierające, a ponieważ z uderzeniem pierwszej godziny po północy piekło traci swą władzę, gosposia jest przekonana, że tym sposobem krowom i cielętom nic złego się nie stanie. W wielu miejscach na drzwiach i oknach święconą kredą kładą nadto znak Krzyża Św., wtykając zarazem świeże gałązki w gnojowiska.

W tejże samej nocy 1 maja (gdzie indziej i w nocy przed Zielonymi Świątkami) parobcy przed mieszkaniami swych bogdanek ustawiają jeden lub więcej masztów, na wierzchu pękiem kwiatów ozdobionych, stosownie do liczby czcicieli; stare panny zaś obdarzają zeschłym kijem, w zwiędłe kwiaty ubranym.

Zielone Świątki i w Śląsku słusznie noszą nazwisko swoje, bo wszędzie, gdzie spojrzeć, świeci kolor nadziei, a tataraku i gałęzi ogromna chodzi ilość. 

Rochwist 

O półtorej mili od Wrocławia, w Lastkowicach i innych wsiach polskich, jest zwyczaj, że parobcy, którzy konie pasą, ze świtem pierwszego święta Zielonych Świątek wyjeżdżają na gonitwę (do celu już od niepamiętnych czasów ustanowionego). Metą bywa drąg na ugorze postawiony. Zaczynają gonitwę (dojeżdżając) od jeziorka Próchnik; kto najpierwszy u mety, królem; kto ostatni, zostaje Rochwistem. Młodzież wraca do domu, króla mając na czele, Rochwist służy mu za błazna, wiozą go na wózku o dwóch kołach, umajonym, do każdego gospodarza we wsi i proszą o mały podarek na ucztę wieczorną (a przez ten czas, gdy gospodarz podarek udziela), Rochwist figle rozmaite stroi, wyłazi z wózka, tacza się na podwórzu, przewraca koziołki, nurza się (nawet) w kałuży: (jeśli ta jest blisko, by powalaną twarzą bardziej rozśmieszył króla), towarzyszów i gospodarza. Podobneż gonitwy znajdują się u Syrbów w Luzacyi (jak twierdzą uczeni) od czasów pogańskich. Niektórzy ten zwyczaj wywodzą z Niemiec, bo i tam używany, słusznie atoli wnosić można: że Rochwist śląski był razem i polskim, jak niegdyś prowincja ta należała do Polski. Może nam ślad zwyczaju tego zachowały opisy sławnej gonitwy konnej do słupa, po śmierci Przemysława I, czyli Leszka IV, o wybór następcy do tronu, po której Leszek V za nasypanie ćwieczków po drodze rozszarpany końmi, a pieszo biegnący jego ścieżką Leszek VI był królem obrany. Pod jakim imieniem u nas znana była ta zabawa? Czy w samej Polsce, czy na Rusi i w Litwie była używaną? Kiedy ustać mogła? Dochodzić by potrzeba. Czy Rochwist śląski nie ma związku z Pochwistem, Pochwiścielem, od którego Naruszewicz wiatr gwałtowny w Mazowszu wywodzi? Teraz i w Niemczech, i w polskich wsiach na Śląsku zaczyna coraz bardziej znikać ten obyczaj.

Obrzędy sobótkowe 

Wigilia św. Jana. Wieczór wigilii Św. Jana z uroczystością obchodzą na całym Śląsku, zwłaszcza po wsiach. Młodzież w pochodzie udaje się do góry blisko położonej, gdzie zapalają pęki słomy, napuszczonej smołą, chwiejące się na wysokich drągach, a zręczniejsi, gorejącymi miotłami uzbrojeni, wyprawiają dziwne skoki i pląsy. Na każdej górze świeci się wtedy (ogień), a postacie ludzkie jakby cienie opętanych migają się w płomieniach, zwłaszcza na górze Sobótką (Zobtenberg) zwanej, wznoszącej się między Wrocławiem a Świdnicą. Góra ta, pod nazwą Asciburgium, już za czasów pogańskich była miejscem świątyń, a na początku XII wieku stał na niej gród, czyli zamek. Bolesław III nadał go jako lenno Piotrowi Duńczykowi, który założył tu klasztor i osadził w nim księży augustianów, z Francji sprowadzonych. Ponieważ budynek ten później najezdnikom służył często za kryjówkę, mieszkańcy okoliczni zburzyli go. Na pochyłości nieco niżej położonej znajduje się nędznie wykonana rzeźba, przedstawiająca niedźwiedzia i dziewicę bez głowy, z rybą na łonie. Na szczycie góry (tj. na 2246 stóp nad poziomem Morza Bałtyckiego) jeden z opatów augustiańskich z Wrocławia zbudował kapliczkę, w którą roku 1734 piorun uderzył, skutkiem czego przestała być miejscem do odbywania nabożeństw przydatnym.

Wybór: Joanna Radziewicz

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter