Oskar Kolberg. Dzieła wszystkie. Kieleckie T.18 cz. I

Ł.  Gołębiowski  w  Kalendarzyku  politycznym  na  rok 1827,  jak  i  w  dziele  swem:  Lud  polski  str.  135  dając  Opis  województwa  krakowskiego,  powiada:  

„Zapraszanie  na  żniwa  nocne.  W   Krakowskiem  nadewszystko  jest  w  użyciu pomieniony  zwyczaj.  Tam  wójtostwa,  sołtystwa  lub  inne  pola  dzierżawione  bywają,  ale żadna  robocizna  do nich  nie  jest  przywiązaną  (przed  r.  1830);  wszystko  musi  się  obrabiać własnemi  parobkami  lub  najmem.  Żniwa  najtrudniejsze:  wszyscy  albowiem  u  dworu,  albo u  siebie  zatrudnieni.  Gdy z  pola  wracają, a noc jasna  w  pełnią  księżyca  spodziewana,  idzie  gospodyni,  pomocy  w  zebraniu  zboża  z  pola  potrzebująca,  z  dziewczętami  swojemi,  przystrojona  czysto;  niosą  wódkę,  zakąskę;  kogo  spotyka,  kto  przyjąć  raczy,  mile  tego  częstuje,  na wieczerzę  zaprasza.  Zbiera  się  gromada  liczna, i  przed  domem  do  którego  wezwana,  albo  czasem  w  polu,  zastaje kartofle  omaszczone  słoniną,  kaszę,  pierogi  z  serem  lub  inne  tego rodzaju  potrawy.  Po  uczcie  skromnej,  z  muzyką  i  śpiewkami  udają

się  na  łan;  ani  się  znajdzie,  ktoby  poczęstowany,  od  pracy  śmiał się uchylić;  źną  tedy  rzeźwo  i  wesoło,  coraz  to  piwem,  to  bardziej  pokrzepiającym  raczeni  trunkiem;  czasem  dają  i  podkurek,  czyli  ranne jedzenie.  Tak  więc  z  dobrowolnie  podjętej  pracy  nocnej,  o  świcie niemal,  wracają  do  siebie,  łan  ogromny  użąwszy,  albo  część  jego przynajmniej  znaczną.  Niekiedy  na  tem  samem  zasypiają  polu,  by sił  nabrali  do  rozpocząć  się  mającej  na  własnej  niwie  lub  dworskim obszarze,  jutrzejszej  o  zwykłej  godzinie  robocizny.  Ten  obyczaj  maluje,  ile  jest  pracowitym  lud  tameczny  i  jak  chętnie  wspiera  wzywających  jego  pomocy".           

Ł.  Gołębiowski  w  dziele:  Gry  i  Zabawy  (Warsz.  1831)  str. 267, tak  opisuje  Wyżynki  tutejsze:

„W  Krakowskiem  Wyżynki  są  prawdziwie  uroczystem  świętem  rolniczem;  wielkie  do  nich  przygotowania  i  we  dworze  i  na wsi, wielki  ruch  wszędzie  widać.  Wianek  i  osoba  nieść  go  mająca  zatrudniają  wszystkich.  Wybranej,  zwykle  najprzystojniejszej  i  wkrótce  mającej  iść  za  mąż,  młodzież  dostarcza  pszenicy  zielonkawej  nieco, przez  jakiś  przesąd,  w  ościennej  wiosce  schwyconej  (skradzionej). Plotą  go,  do  swej  królowej  przyszłej  zbiegłszy  się  z  całej  wsi  młode  dziewczęta,  i  między  kępy  kłosów,  coraz  to  kity  orzechów  laskowych,  to  włoskich  słomą  objętych,  to  kwiaty  i  po  uschnięciu  jeszcze  nadobne,  zioła  pachnące,  to  jabłuszko  rumiane,  to  błyszczące  nawet  trzęsidełka  i  ponsowe  tasiemeczki  wplatają,  i  kształt  mu  nie  samego tylko  wieńca,  lecz  prawdziwej  korony  nadają,  o  4,  6  lub  8  przeplotach  w  górę  kształtnie  wzniesionych,  z  sobą  złączonych,  i  do  mniejszego  u  szczytu  wianeczka  dobrze  przymocowanych.  Widzieli  zapewne  królów  swych  koronę  w  publicznym  obrzędzie  i  tę  naśladują w  swej  prostocie.  Pospolicie  to  się  dopełnia  w  wiliją  N.  Panny Wniebowzięcia  czyli  Matki  Boskiej  zielnej.  Nazajutrz  w  towarzystwie wsi  całej,  wdziawszy  na  głowę  wieniec,  uginając  się  niemal  pod jego ciężarem,  idzie  ona  z   nim  przy  odgłosie  muzyki  do  kościoła i  skrada  przy  ołtarzu;  tam  poświęcony  bywa.  Gdy  skończone  już  nabożeństwo,  w  tejże, koronie  wychodzi,  znowu  ten  sam  orszak  ją  otacza  i  muzyka  przygrywa;  tak  idą  na  obszar  kapusty  dworskiej, w  niej  składają  wieniec  i  świętość  jego  zapobiegać  ma  zniszczeniu jej  przez  gąsienice.  Tam  ukryty  przez  dnia  resztę  i  noc  całą  pozostaje,  a  chłopcy  strzegą,  aby  przez  kogo  złośliwego  nie  był  pochwycony  i by  go  nie  psuło  ptastwo.  Nazajutrz  jak  najraniej idą  po wianek z  podobnymże  obrzędem  i  odnoszą  go  do  sołtysa  czyli  wójta,  przykryty  na  osobnym  stole  zostawują,  aż  do  czasu  kiedy  ma  być  użyty. Gdy  ze  dworu  znać  dano,  wtedy  z  wielką  uroczystością  zebrana  gromada  towarzyszy  swej  dziewicy,  błogi  wianek  niosącej  na  głowie,  na wierzchu  którego, już teraz, oswojony  i  lekko  przywiązany  kogut  okazały,  skrzydłami  trzepocze lub  ziarno  spokojnie  zajada.  Śpiewają  idąc, śpiewają  wchodząc  do  dworu,  wesoło  muzyka  przygrywa;  przed  domem  oczekują  gospodarstwo  postrojeni  i  rodzina  ich  cała;  po  uczynionej  przez  starszego  wsi  tkliwej  przemowie,  gospodyni  wieniec zdjęty  z  głowy  w  fartuszek  przyjmuje i  odnoszą  go  zaraz  do  stodoły.

Następują czułe  wzajemne uściskania, podzięki  panom,  rozdanie  małych upominków  tej,  co  wieniec  przyniosła,  otaczającym  ją  dziewczętom, mówcy  i  kilku  zręczniejszym  parobkom,  pochwały  ich  dobroci  ze strony  ludu,  i  najczulsze  życzenia  dla  nich,  dla  dziatek,  dla  przyszłych  wnuków;  dalej  częstowanie  trunkiem  wszystkich,  uczta  przy suto  zastawionych  stołach  i  tany  do  których  i  gospodarstwo  łączą się  równie:  pan  z  dziewicą  wieńcową  i  kilku  innemi,  pani  i  córki z  najstarszymi  i  najlepszymi  gospodarzami.  Wszyscy  obecni  dzielą powszechną  wesołość,  wezwani  przez  kogo  do  skoków,  nie  zasmucają, ani  obrażać  śmieją  odmówieniem.

Nazajutrz  wytarte  lub  wymłócone  bywa  ziarno  z  poświęconego wianka  i  w  polu  wysiane.

Wybór: Joanna Radziewicz

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter