Oskar Kolberg. Dzieła wszystkie T.5. Krakowskie

  

Wigilia Bożego Narodzenia.

24 grudnia.

Wiadomo że w ten dzień w całej Polsce raz tylko na dzień jedzono i to wówczas dopiero, kiedy gwiazda zeszła. Gospodynie czynią wielkie przygotowania na tę wieczorną biesiadę postną; na niej wszyscy domowi, krewni i przyjaciele (którzy u siebie kuchni nie mają) muszą być z obowiązku. Gdzie rodzina liczna, dorosłe zaś dzieci na swojim chlebie, tam schodzą się do naczelników całej rodziny, wiekiem zwykle najstarszych. Wówczas zapalają światła; gospodyni wziąwszy w rękę opłatek, łamie się nim z każdym kolejno, bacząc by nikogo z gości, rodzeństwa i czeladki nie pominąć i dając przez to znać, że gotowa jest przez rok cały dzielić się chlebem z ludźmi sercu jej bliskiemi. Za jej przykładem idzie całe grono; każdy z obecnych musi od drugiego wziąść i nawzajem udzielić mu część opłatka, czem wzajemnie sobie stawiają poręczenie, że przez rok cały chętnie wezmą od siebie w razie potrzeby chleba kawałek. Opłatków gospodyni nie kupuje, ale je dostaje w podarunku od sługi kościelnego z parafii, który je wnosi za księdzem, przykryte serwetą na tacy. Udzielają je także i zakonnicy jeżdżący po kweście.

Po tak uświęconej spójni rodzinnej życzą sobie Dosiego roku to jest długoletniego życia i aby takowe upływało mile w miłości wspólnej, obfitości wszelkiej i pomocy wzajemnej.

Stół zaścielają sianem; a w każdym rogu izby stoją snopy żyta. Do stołu zasiada parzysta liczba osób; wieczerza rozpoczyna się od polewki migdałowej, składa się z dziewięciu potraw (głównie rybnych) między któremi jest lin z kapustą, i nieodzowne kluski z miodem i makiem. Do wilii należy także strucla, kołacz podługowaty (zwykle na łokieć, a bardzo często i na 2 — 3 łokci długi), ozdobiona po wierzchu plecionką z ciasta, obsypana czarnuszką, która u ludu prostego od Wilii aż do Trzech-króli miejsce chleba zastępuje. Młodzież wyciąga z pod obrusa lub ze snopków zboża źdźbła lub kłosy, wróżąc z ich długości i zapachu, o przyszłem swem postanowieniu.

Na wsi włościanie idą z rana pić do karczmy, lub przynoszą wódkę do domu i piją ją na to, aby cały rok mieli szczęście i pragnienie (Dosiego-roku). Na połednie objadowania nie ma, lecz tylko śniadanie (kukiełka i śledź przy opłatku); dopiero wieczorem po pierwszej gwiaździe i łamaniu się opłatkiem, idzie na stół Siemieniec (zupa lub rzadki brej) z pęcakiem (kaszą domową), groch, śliwy z kaszą lub gruszki, rzepa suszona i gotowana której ogonkami ciskają na siebie mówiąc: Nie rób mi bolqcek! W Modlnicy włościanie spożywają żur z grzybami lub z białym grochem i fasolą omaszczony olejem, kapustę z grzybami, kaszę z suszem (jabłkami i śliwkami suszonemi) kluski z makiem. Prócz tego we dworze dodaje się porcya na troje ubogich (zwykle dziadków lub babki kościelne). Ciskają także groch na ścianę, wykrzykując: „Wilku, wilku, chodź do grochu; jak nie przydzies, to nie przychodź aż do siego roku!".

Z opłatków różnobarwnych lepi się świat i kolebkę, które należy zawiesić u stragarza powały, gdzie wisieć mają aż do przyszłorocznych świąt W nowszych czasach upowszechnił się zwyczaj lepienia dzieciom światów z sośniny, opłatków, jabłuszek i stoczków różnej barwy.

Niektórzy (osobliwie po dworach i miastach) ubierają sad, wieszając u sufitu wierzchołki sośniny zdobne w jabłka, orzechy, gruszki, pierniki, już to dla czeladzi (w piekarni), już dla dzieci (w komorze). Wisi to u powały; i dopiero w dzień św. Szczepana przysmaki te obrywają. Wówczas się i parobki podkradają, by cośkolwiek z tego uszczknąć, lub też kolędnicy, i w ogóle jest uganiaczka za tem. (Modlnica).

Po Kolacyi matka i dziewka przynoszą kosz orzechów, pierników jabłek i t. p. Po czem biorą chojinę zwaną sad i uwiążą takową u stragarza, ustroiwszy ją w rzeczone jabłka, orzechy i t. d. A parobcy zbiorą się w dzień św. Szczepana wieczorem, idą w nocy do chałupy gdzie zawieszony jest sad i kolędują przy skrzypcach a nadto śpiewają kolędy […].

Tę słomę, którą obwiązany był stół (do Nowego roku) dają zjeść bydłu w oborze; ze snopków zaś żyta, po rogach izby będących, robią kopki i takowe wtykają na polu w zasiane zboże, by lepiej rodziło.

Z tej słomy, co była w sali lub izbie jadalnej, pod stołem, robią się powrósła, któremi lud obwiązuje drzewa owocowe, aby lepiej rodziły i nie przemarzały od zimna. W tymże dniu idzie gospodarz z siekierą do sadu, przystępuje do drzew, które mało lub wcale owoców nie rodzą, zamierza się, jakoby je chciał ścinać, lecz żona i czeladź litościwie proszą za niemi i ręczą że się poprawią; dopiero wtedy obkręca je gospodarz powrósłem (Tyniec).

Włościanie owiązują wieczorem drzewa słomą, którą zebrali z wieczerzy w chałupie, gdzie była podścieloną na stole. Wówczas bierze chłop siekierę i biegnie z nią do każdego drzewa a uderzając poletku (lekko) w pień, jakoby straszył drzewo że go zetnie, pyta się go: Będziesz rodziło, abo nie będzies rodziło? Na co drzewo niby odpowiada (czyni to sam zapytujący lub ktoś z jego domowników), że będzie obficie rodziło; po czem obwija je chłop słomianem powrósełkiem (Modlnica).

Jeśli w wiliję kto zażry (zajrzy) do okna z pola, a domowi ludzie na niego pożrą (spojrzą), wówczas mówi się: że to zajrzała głowa czarownika czy guślarza. Jeżeli zaś ten guślarz ujrzy ich także, i sięgnąwszy ręką pod strzechę, choćby zdziebełko poszywki (słomianej z dachu) wyciągnie, to ich przez cały rok będą bolały głowy. (Tomaszowice).

W tenże dzień (przed wieczerzą a czasem i po niej) dziewki wychodzą na podwórze i poszczuwszy psów do szczekania, słuchają z której strony (w dali) pies odszczeka; z tej bowiem strony ma dla nich przybyć kawaler. Patrzą także w niebo; jeśli ono jest gwiaździste, to kury ich dużo będą miały (niosły) jaj, a jeżeli mgliste lub pochmurne, to będzie dużo mleka. (Tomaszowice) 13) Śmieci zebrane u siebie podrzucają do sąsiedniej chałupy, żeby tam były pchły, a nie u nich. (Tomaszowice).

Jest mniemanie, że jak się powodzi w wiliję, tak się przez rok następny powodzić będzie; dla tego w dniu tym źli ludzie lubią szczęścia próbować. Więc też stara się jeden drugiemu (mianowicie parobki dziewkom i nawzajem) coś zręcznie ukraść, aby szczęście w takim razie sprzyjało rękom jego przez rok cały. Przy tem też nie zaniedbują parobcy przez żart zabielić wapnem w nocy szybę jednę lub całe okno chałupy gdzie jest dorosła dziewka, a to na złoiść, żeby ona tej szybki w dzień Bożego Narodzenia umyć nie mogła, robiąc porządek; do żadnej bowiem tego dnia pracy, brać się nie godzi. (Modlnica).

W czasie pasterki czyli mszy pasterskiej odprawianej w nocy w wiliję, parobcy w kościele zszywają niekiedy nitką dwie i kilka koło siebie stojących osób, by się te potem odczepić i wadzić musiały; lub też do kropielnicy ze święconą wodą naleją atramentu, by się powalali ci, którzy wodą tą żegnać się będą. Ta ostatnia psota, najczęściej przez studentów po miastach się praktykuje, gdzie łatwiej jest o atrament.

Boże Narodzenie

25 grudnia

Lud, który to święto zowie godami rozpoczyna go śpiewem od północy. Noc ta zowie się pasterską na pamiątkę narodzin Syna Bożego w Betleem w stajence, witanego najprzód przez pasterzy. Z tym więc dniem, kiedy po klasztorach kołyski huśtają nowonarodzonego a dzieci bawią się sadem, rozpoczyna się Kolenda; z nim także Jasełka, inaczej Szopką zwane. Jasełka te bywały dawniej po kościołach (Jasła), zkąd przeniosły się ruchome i zmniejszone na ulicę w ręce żaków lub miejskich parobków, a wreszcie i wiejskich chłopaków, którzy z niemi od dnia św. Szczepana począwszy obchodzą miasto lub wieś, ukazując widowiska po domach aż do dnia Trzech-króli, a nawet i przez cały styczeń.

Po dworach zwyczaj kazał, aby gość w tem samem miejscu pierwsze święto przepędził, gdzie ucztował na Wilii, czemu się czyniło z okładem zadość, bo gospodarstwo domu przed Trzema--królami nie zwykło puszczać gości przybyłych przed Wiliją. 

Św. Szczepan

26 grudnia

W drugie święto Bożego Narodzenia, pamiątkę pierwszego Męczennika wiary chrześcijańskiej, św. Szczepana dyakona, zachowuje lud polski w kościele, dając owies do święcenia. Kiedy kapłan przechodząc środkiem kościoła, skrapia ludzi i zboże wodą święconą, lud na znak ukamienowania wspomnionego świętego, rzuca na kapłana owsem.

Szopka czyli Jasełka

J. Konopka mówi: „Zwyczaj pokazywania Jasełek (maryjonetek) narodzenie Chrystusa Pana wyobrażających, do głównych obrzędów ludu naszego należy, pierwiastkowo niewątpliwie wyszedł z murów klasztornych i przez ręce organistów między ludem znalazł nieśmiertelny przytułek. Pierwsze to może były początki sztuki dramatycznej u nas, z jasełek może wywiązały się dyalogi do których zamiast wystruganych figurek, zaczęto używać studiosów mową odróżniających się".

Dziś są dwa rodzaje szopki, jedna miastowa, druga wiejska. W mieście prowadzą wystrojone lalki jasełkowe rozmowę przez usta ukrytego z tyłu autora czy deklamatora; na wsi nieme zwykle (czasami jednak nie bez muzyki i śpiewu) podrygają przed złożonym na sianie Jezusem; osioł z wołem stoją przy żłobie, a Józef z siwą brodą i Maryja odbierają hołd przewijających się taneczników. „Z bocznej wieżyczki wychodzi najprzód zawiesisty Polonus, wąs konopiany plącze się w zadrzewiałą karabelę; poważna towarzyszka w czepcu lepsze przypominającym czasy, kroczy ku niemu, a po ukłonie wzajemnym, przetańczywszy Polskiego, ustępują miejsca smagłemu Ukraińcowi, który przysiudem ubawiwszy widzów, krzepko wyskakuje ze swoją sudarynią; kusy Niemczyk w opiętych pluderkach i tłusta niemkinia, ledwie że się pokażą, gdy wpada huczny Kopieniak od Proszowic i grubą palicą machając, cofa tłumy patrzących; łatwo bowiem w ciekawie wysunięty nos dostać może od niego szczutka; pokazuje się za nim mały lecz krępy Krakowiak (od Skalmierza i Wiślicy); karazyja granatowa obszyta kółkami, pas długi kowany, buty wysokie i czapka czerwona z pawiem piórkiem, na prawe ucho zbakierowana, w ręku kij sękaty, stanowią ubiór i obronę jego. Wyprawiwszy do domu swoją Kasię, chwyta za bary Kopieniaka, który mu w tańcu psoty wyrabiał; krwawy i niegrzeczny bój w obliczu nowonarodzonego Gościa, pachołek przedziwnie oddany z miną na pół głupią, rozpędza".

Wysmukły Góral, obdarty Cygan z niedźwiedziem i wędrujący robotnik, poskakawszy odchodzą i oto napuszysty król Heród z przewrotnym zausznikiem swoim Żydem, wolno wtacza się na scenę i grożąc berłem całemu światu, w końcu hardy łeb oddaje wychudłej śmierci, która zuchwalstwo jego kosą poskramia. Źydek tegoż losu doznaje, a płaczliwa Rebeka żal swój i utyski wywodzi; Diabeł porywa ją wraz z ciałem męża do piekła. Dalej Czarownica masło robi, Diabeł jej śmietanę wypija; nareszcie Dziadek stary z torbeczką na pieniądze, uprosiwszy się śmierci, zamyka cały orszak jasełkowy"

Podobnież są i w miastowej szopce osoby z dodatkiem Górala, Ułana, Huzara, Madziara i t. d. Przy szopce na wsi chłopcy śpiewają kolędy (czasami przy wtórze skrzypiec), w mieście zaś każda figurka osobno mówi i śpiewa a muzyka złożona ze skrzypców, basów i bębenka towarzyszy całej wystawie. Szopkę pokazują od św. Szczepana do dnia N. P. Maryi Gromnicznej (2 lutego).

Św. Jan Ewangelista

27 grudnia 

W dzień ten noszono 27 grudnia do kościoła wino do poświęcenia ze dworu tylko; lud bowiem, nie pijąc tu wina, zwyczaju tego nie znał. Hanusz (Bajeslowny kalendarz, Praha 1860 str. 56) utrzymuje, że przodkowie nasi stawiali w przeciwieństwie dzień św. Jana Ewangielisty z dniem św. Jana Chrzciciela; tamten był im najkrótszym dniem, ten zaś najdłuższym. Od Chrzciciela bowiem bieży słońce ku zimie a lato ku upałom, od Ewangielisty zaś przesila się słońce ku latu a zima ku mrozom. 

Dzień młodzianków

28 grudnia 

Dzieci dostają w tym dniu upominki. Na pamiątkę krwi dzieciątek rozlanej przez Heroda, kapłan napawa winem obecnych w kościele. J. J. Hanusz (Bajeslovny kalendarz) mówi, że w Czechach wyganiają tego dnia wcześnie z pościeli dzieci i uderzają je jałowcowemi prętami, co uważa za symbol odmłodzenia przyrody, kierującej się odtąd ku zwrotowi letniemu. Potem obdarzają je łakociami i cackami.

Nowy Rok

1 stycznia

Witano się dawniej w owym dniu słowami: Bóg cię stykaj! polecając się opiece, jakoby zetknięciu się z Wszechmocnym.

Wielką wagę przykładano do życzeń noworocznych, kiedy i kapłan w kościele (po uczczeniu pamiątki Obrzezania Pańskiego), skończywszy tego dnia kazanie, winszował dziedzicowi i parafijanom. Po nabożeństwie razem z ks. proboszczem zjeżdżano się do dworu i tam winszowano i życzono sobie wzajemnie. Wiedziano co komu życzyć należy, umysł i grzeczność siliły się na dowcip, koncepta, po których dzieci i żaki prawiły perory. Dzisiaj zwyczaj winszowania spowszedniał, ograniczając się na krótkiem uściśnieniu ręki; zastąpiono go także rozsełaniem biletów z powinszowaniem, i te później zarzucono. Ojcowie mieli na to sposób, aby powtarzane co rok życzenia nie były nudnemi: oto dbali o nie, jak o ważną żywota sprawę, więc płynęły one z serca i z sąsiedzkiego afektu.

Nazajutrz po nowym roku, jeżeli kto ujrzy najpierw żróbka (źrebie) to będzie zdrowiem się cieszył, a jeżeli gęś, to będzie chory. (Tomaszowice). 

Trzej -króle

Ponieważ jest to pamiątka, jak trzej królowie czyli mędrcowie (Magowie) za wskazaniem cudowej gwiazdy, przybyli do Betleem dla oddania pokłonów P. Jezusowi i ofiarowali mu dary t. j. złoto, mirrę i kadzidło, więc na tę pamiątkę i dziś naczelnik domu w tym dniu zwykł składać na ołtarzu złoto, mirę i kadzidło, do czego dodaje się kreda i tę kapłan poświęca. Na złoto wybierano zwyczajne dukaty polskie lub węgierskie z wizerunkiem Matki Boskiej, a ojciec lub matka dawali taki pieniądz poświęcony każdemu z dzieci, które na swój chleb wychodziło, przeznaczając go jako fundament zamożności, poświęcony przez kościół i pracą rodzica nabyty. Do poświęcenia dają niektórzy także pierścionki, obrączki, medaliki złote i t. p. Kadzidłem i mirą kapłan nakadza domy obchodząc je z trybularzem, poczem kredą poświęconą na każdych odrzwiach lub uszaku drzwi pisze rok pański obecny i litery G. M. B. (Gaspar, Melchior, Baltazar), zwykle litery w pośrodku liczb roku (np. 1 G. 8 M. 7 B. 0).

W tym samym dniu obchodzi się pamiątka, iż Chrystus ochrzczony został w rzece Jordanie (na Kusi zowie się on: świętem wody). Ksiądz poświęca także w naczyniu wodę zwaną trzechkrólową, którą parafyanie z kościoła w naczyńka lub flaszki zabierają, lub babka kościelna takową roznosi po domach.

Po kolendzie ksiądz proboszcz (począwszy od Wilii Trzech króli lub wcześniej) objeżdżał parafiję z organistą i z dzwonkiem, słuchał dzieci i służących z katechizmu, udzielał rad duchownych swojim owieczkom, rozdając obrazki śś. dobrze katechizm umiejącym. Odwdzięczano mu się za to, racząc go datkiem i tem czem chata bogata, a często i wkładając do wozu na co ją stać było. Źe zaś z dniem 7 stycznia otwierały się wesela, dziewczęta ubiegały się przypaść do stołka na którym siedział kapłan, rozumiejąc że która pierwsza usiędzie, ta najwcześniej za mąż pójdzie. Ksiądz poświęcał według rytuału, wówczas także nowo budowane w parafii domy, błogosławiąc w ogóle wszystkich domowych.

Król migdałowy. Ponieważ Trzy-króle są ostatniem świętem Bożego narodzenia a wstępem do Zapust, więc ożywiano je nową zabawą. W końcu obiadu (mianowicie w Krakowie i po dworach) roznoszono ciasto, którego tyle było kawałków, ile gości siedziało przy stole. W jednym kawałku ukryty był migdał, i komu się on dostał, tego witano jako Króla migdałowego. Król wybiera sobie damę, ofiaruje jej przygotowany bukiet, z nią obejmuje zarząd nad całem gronem, często rozdaje upominki, a zwykle pierwszą u siebie wyprawioną zabawą otwiera tańce karnawałowe. Zwyczaj ten wyraźnie przeszedł do nas z krajów południowej Europy. Zachowuje on się jeszcze po dziś dzień, mianowicie po pensyach żeńskich klasztornych.

Gwiazda

Toruń 

Koło trzech-króli chodzą z Gwiazdą. Najprzód idzie muzyka, za nią postępuje Gwiazda '). Jest to przetak, któremu odjęto sitko, i do którego przylepiono Gwiazdę wyciętą z kolorowego oliwą napuszczonego papieru. Zamiast sitka tedy, papier z namalowaną na nim gwiazdą (transparent), osadzony jest na kiju tak, że się obracać może. Przy kiju zaś jest lichtarzyk z kilku świeczkami, dla oświetlenia gwiazdy z zewnątrz. Oprócz tego niosą niektórzy latarki i śpiewają kolędy.

Za obnosicielem gwiazdy stoji Toruń-, ten wypada i z nienacka rzuca się na tych, którzy się zbytnie zapatrzyli na gwiazdę, a osobliwie napastować lubi dziewki. Jest to przebrany za zwierzę człowiek; chodzi on zwykle na rękach i nogach, okryty derką z przyprawionym końskim ogonem z tyłu; z przodu zaś ma we łbie pysk drewniany długi, podobny do oślego czy krowiego, z odpowiednim przyrządem do otwierania i zamykania gęby, co dokonywa z kłapaniem. Łeb ten jest obity skórą zajęczą, ma duże uszy wysoko odstające, a w pysku język i podniebienie całe suknem czerwonem wybite; połknie on naraz całe jabłko lub inny duży owoc. Kto zręczny, to i kieliszek wódki przez ten pysk wypije. W rękach trzyma Toruń dwa kije (t. j. w każdej ręce po jednym), któremi podnosząc się, ustawicznie po podłodze tłucze, przyczem przeskakuje przez stołki i przez też kije, stawia dęba, ryczy jak osioł i t. p., a największą ma chrapkę na dziewki, które goni, zaczepia, pyskiem tłucze i rozmaite im wyprawia psoty. 

Wybór: Joanna Radziewicz

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter