Gdy dziecię się rodzi: narodziny, chrzciny i inne „wywody"

Niegdyś w całej Polsce, a często i współcześnie, powiadano że noworodki pojawiają się za sprawą bociana, który przynosi je rodzicom z zaświatów. Najczęściej niepostrzeżenie wrzuca je przez komin lub otwarte okno. W rzeczywistości po dziewięciu niełatwych miesiącach ciąży następował, trudniejszy jeszcze i dla wielu kobiet krytyczny, czas porodu… Wkrótce na świat przychodziło dziecko, a wraz z nim nowe obowiązki i troski.

 

Kiedy dziecko było już na świecie, dla matki zaczynał się okres zwany połogiem. Kobieta uchodziła wówczas za nieczystą, a związany z tym stanem był cały system różnych zwyczajów, obrzędów, przepisów izolacyjnych, których należało ściśle przestrzegać, aż do oczyszczającego kobietę kościelnego wywodu. Okres ten eliminował kobietę z udziału w życiu religijnym, kontaktach towarzyskich, udziału w uroczystościach. Powiadano bowiem, że do kobiety w połogu diabeł ma przystęp. Należało więc chronić ją i noworodka od sztuczek diabelskich, od złych mocy i istot. Uważano, że kobieta w połogu nie może przebywać w ciemności, co sprzyja duchom i mocom nieczystym.

 

Dopiero w sześć tygodni po porodzie kobiety wszystkich stanów udawały się do kościoła na wywód. W rytuale Kościoła rzymskokatolickiego wywód był przede wszystkim uroczystym błogosławieństwem położnic. Podczas uroczystości kobiety klęczały na schodach wiodących do kościoła i tam słuchały mszy świętej, trzymając w rękach zapaloną święcę i różaniec. Po ceremonii kobieta zwyczajowo odwiedzała sąsiadów na znak, że skończył sie dla niej okres osobliwej kwarantanny i wraca do zwykłego życia, codziennych zajęć i ludzi.

W tradycji polskiej najważniejszym obrzędem w życiu niemowlęcia był chrzest kościelny połączony z uroczystością nadania imienia. Jako, że śmiertelność niemowląt była bardzo wysoka, starano się ochrzcić dziecko wkrótce po urodzeniu. Uważano bowiem, że gdyby dziecko bez chrztu umarło, jego biedna duszyczka musiałaby błąkać się po świecie, daremnie prosząc o święty sakrament.

Tak wczesne chrzty na wsi były regułą. W tej sytuacji matka będąca w połogu nie mogła brać udziału w uroczystości. Dziecko niesiono do kościoła owinięte tylko płachtą, specjalnych strojów na chrzest jeszcze nie było. Do ubrania niemowląt nie wolno było niczego przepinać ani przyszywać. Istniał bowiem przesąd, że można przez to „zaszyć: jego zdolności i pamięć”. W uroczystości chrztu, doniosłą rolę spełniali zawsze rodzice chrzestni, zwani kumami, kumotrami, patkami albo trzymaczami.

Według powszechnego w Polsce wierzenia zaproszenia w kumy nie wolno było odmówić, bo dziecko mogłoby przez to zachorować a nawet umrzeć.

W kościele podczas ceremonii chrztu obserwowano zachowanie dziecka. Jeśli było ruchliwe i głośno krzyczało, mówiono, że będzie się dobrze rozwijać i zdrowo chować. O dzieciach spokojnych szeptano, że pewnie przeniosą się na tamten świat. Gorszym jeszcze znakiem, zapowiadającym rychłą śmierć niemowlęcia, było zgaśnięcie świecy trzymanej przez matkę chrzestną.

W tradycji polskiej, zwłaszcza tradycji ludowej, uroczystości kościelnej chrztu świętego towarzyszyły liczne bardzo stare wierzenia, zwyczaje domowe, wróżby i obrzędy recepcyjne, wprowadzające dziecko nie tylko do wspólnoty wyznaniowej, ale też do wspólnoty rodzinno-sąsiedzkiej oraz praktyki symboliczne, które miały na celu zapewnić niemowlęciu zdrowie i powodzenie, pomyślność i dobry los oraz wdrażać je do przyszłych zajęć i życiowych obowiązków.

Przyjęcie do wspólnoty wyznaniowej podkreślały różne formułki np. Wzięliśmy ci matko poganina, przynosimy ci chrześcijanina

 

W dzień chrztu po powrocie z kościoła odbywały się jeszcze inne domowe obrzędy recepcyjne. Ochrzczone dziecko podawano ojcu, czasem kładąc je na chwilę na podłodze, pod stołem (na którym po­winien się znajdować nienapoczęty chleb, aby w przyszłości dziecko zawsze mogło znaleźć na nim pokarm i gdy tylko zechce najeść się do syta), pod ławą lub blisko progu. Na Kaszubach, Mazowszu, Lubelszczyźnie czy w Wielkopolsce, gdzie stosowano ten zwyczaj rodzic powinien podnieść je, wziąć na ręce, trzykrotnie unieść w górę, pocałować, przytulić, zakołysać w ra­mionach. Praktyka ta, wielokrotnie była opisywana przez etnografów, a interpretowana jako symboliczne potwierdzenie ojcostwa, ojcowskiej miłości, prze­jęcie do rodziny i domu, zobowiązania do podjęcia obowiązków rodzicielskich.

Po tym obrzędzie matka chrzestna rozwijała dziecko z powijaków i pieluch, po­dawała matce kładąc je na matczynej pościeli, aby dobrze się rozwijało, zdrowo rosło i szybko zaczęło chodzić. W rezultacie matka chrzestna pokazywała dziecko i podawa­ła je do pocałowania wszystkim obecnym w izbie krewnym i sąsiadom, aby w przyszłości było towarzyskie, przyjazne ludziom i miłe.

 

Jeżeli chrzczono dziewczynkę, matka chrzestna brała ją na ręce i niosła w pobliże skrzyni z odzieżą, płyty kuchennej, komory; dotykała rączką misek, garnków na kominie, przyborów do szycia itd., aby wyrosła na dobrą gospodynię. W przypadku chłopca, ojciec chrzestny niósł go w pobliże sprzętów i narzędzi gospodarskich używanych tylko przez mężczyzn, czasem kładł go na końskim grzbiecie. Te praktyki miały wdrażać przyszłego mężczyznę do obowiązków domowych i gospodarskich. Chrzest zawsze dlatego uważano za pewnego rodzaju przełom w życiu nowo narodzonego, który tak naprawdę dopiero przez ten sakrament stawał się członkiem Kościoła i ludzkiej zbiorowości.

W czasach stanisławowskich upowszechnił się zwyczaj wybijania medali i medalików pamiątkowych na różne okazje, także na pamiątkę chrztu świętego.

 

 

 

 

 

Co do prezentów, jakie dzieci otrzymywały od chrzestnych, były to dary obrzędowe i pamiątki, tradycyjnie nazywane wiązaniem, wiązarkiem, więzarkiem, podgłóweczkami lub na wiązanie. Dzieci zwyczajowo otrzymywały sztukę cienkiego, białego płótna, perkalu, batystu, srebrne monety, woreczek z pieniędzmi, koszulki uszyte własnoręcznie przez chrzestną, medaliki z łańcuszkiem i inne symbole religijne. Często też dostawały prezenty na wyrost np. skórzane buciki, materiał na ubranko itd. (na wsiach niezwykle cenione).

U bogatych rodzin dzieciom dawano np. srebrne sztućce z wygrawerowanym imieniem i datą chrztu, biżuterię, legaty pieniężne, darowizny, nieruchomości, zapis jakiejś sumy pieniężnej albo i wioskę dożywociem lub na wieczność.

W różnych regionach Polski np. w Wielkopolsce każdy gość obecny na chrzcie wkładał dziecku w poduszkę pieniądze. Wszystkie te dary miały zapewniać dziecku dobry życiowy start, a w dalszych latach powodzenie, dostatek, szczęście. Wierzono, że dziękowanie za dary mogło sprowadzić na chrześniaka choroby i nieszczęścia, dlatego unikano tej formy.

Co do samego przyjęcia i poczęstunku domowego zw. Chrzcinami, to nie był on zbytnio wystawny czy huczny, nie było ani tańców, ani muzyki, mówiono bowiem, że: chrzciny grane będzie dziecko opłakane. Należało jednak wypić za zdrowie chrześniaka, podejmowano więc gości różnymi trunkami z przekąską, najczęściej plackiem, kołaczem, chlebem lub kiełbasą. Nie była to jednak długotrwała uczta. Wszyscy wiedzieli, że matka dziecka w dniu jego chrztu, jeszcze słaba i wyczerpana, nie jest w stanie przygotować sutego poczęstunku ani podejmować gości.

 

Było w zwyczaju, że matka chrzestna musiała upiec drożową kukieł osobiście albo zamówić u „specjalistki" i podarować chrześniakowi na wiązowiny (poczęstunek z okazji chrztu) oraz na pierwsze urodziny (czyli na roczek).

Wówczas kładziono dziecko obok kukiełki, aby sprawdzić, czy rośnie zdrowe i silne. Rodzice dziecka, rodzice chrzestni i krewni kroili i dzieli między sobą kukieł i - zgodnie z przyjętym zwyczajem - zjadali ją do ostatniej okruszyny, za pomyślność i zdrowie chrześniaka.

 

 

Wszystkie te zwyczaje, najdłużej zachowywane na wsi, były bez wątpienia echem bardzo starych obrzędów inicjacyjnych, nadania imienia, a przez to włączenia nowo narodzonego do ludzkiej, ziemskiej wspól­noty, które pod wpływem Kościoła otrzymały nową chrześcijańską interpretację.

 

Oprac. Aleksandra Szymańska

 

Źródła:

  • Czerwiński T., Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce, Warszawa 2009
  • Kokocińska T., Polski Rok: tradycje i obyczaje, Warszawa 2009
  • Nowak A., Folklor i zwyczaje w Polsce, Katowice 2010
  • Ogrodowska B., Polskie tradycje i obyczaje rodzinne, Warszawa 2008
  • Ogrodowska B., Święta Polskie: tradycja i obyczaj, Warszawa 2000

Szymanderska H., Śluby polskie: tradycje, zwyczaje, przepisy, Warszawa 2008

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter