Apteka we dworze – skarbnica polskiej gospodyni

W XIX wieku apteczki domowe cieszyły się bardzo dużą popularnością. W dawnych dworach i dworkach szlacheckich ich prowadzeniem zajmowały się kobiety, tzw. „panny apteczkowe”. Apteczki były nie tylko pożyteczne, ale i bardzo przyjemne. Oprócz medykamentów zawierały bowiem najwyborniejsze i najkosztowniejsze przysmaki oraz najszlachetniejsze trunki.

 

W XIX wieku polska wieś była właściwie pozbawiona opieki medycznej. W latach sześćdziesiątych w całym Królestwie Polskim praktykowało około czterystu dyplomowanych lekarzy, z czego połowa w samej Warszawie. W innych częściach kraju sytuacja przedstawiała się znacznie gorzej. Średnio można przyjąć, że jeden doktor przypadał na 15 tysięcy osób. Sztuka przygotowywania leków była domeną kobiet, a profilaktyka i leczenie domowymi sposobami zgodne z ich wiedzą i doświadczeniem, bardzo często zastępowały fachową pomoc. Autorka popularnych poradników dla kobiet, Karolina Nakwaska pisała: „Jedną z najzaszczytniejszych czynności, którą się zajmować będziesz, jest to pomoc lekarska, dawana chorym i kalekom […] Zdaje mi się bardzo niesłusznem i lekkomyślnem wyśmiewanie niektórych osób, które żartują z kobiet, trudniących się leczeniem i pielęgnowaniem chorych. Czyż trzeba być Hipokratesem albo Galionem, aby użytecznej użyczyć rady? A chęć sama dobrze czynienia, czy nie potrafi niekiedy zastąpić umiejętności?”.

 

 

W każdym szlacheckim domu i na dworach magnackich znajdowała się domowa apteczka. Jak pisał Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej” była to „osobna izdebka, służąca na schowanie korzeni kuchennych, przysmaków, konfitur, soków, wódek, likworów i lekarstw domowych […]Czego-bo też w tej apteczce wiejskiej nie było: sadła przeróżnych zwierząt jako lekarstwa, dryjakwie z gadów, kilkadziesiąt gatunków ziół suszonych, począwszy od kwiatu lipowego, rumianku i mięty, a skończywszy na rozmaitych suszonych owocach i korzonkach. Nie zapomniano też o wodzie marcowej ze śniegu stopionego, która miała cerę płci pięknej przedziwnie konserwować, i o wodzie różane, którą skrapiano podłogi dla aromatu w pokojach […]w szufladach i pudełkach: wanilja, szafran, liść bobkowy, muszkatołowa gałka, cykata, imbir, serki, gomółki, pierniki, makowniki, kadzidła, ryby suszone, orzechy leśne, larendogra, rozmaryn i majeran do szynek, dziewanna, czarnuszka ogrodowa do osypywania ciast, cynamon, cybeby, bylica suszona, olejki kupione od olejkarzy, olejki lekarskie i dryjakwie […]W domach mniej dostatnich szafka jedna lub druga, stanowiła właściwą apteczkę domową”. Przede wszystkim apteczka domowa skrywała w sobie najznakomitsze i najkosztowniejsze przysmaki: korzenie, bakalie, pierniki, marcepany, najlepsze konfitury, soki oraz najszlachetniejsze gatunki alkoholi. Istniało zarówno pojęcie apteczki przyjemnej, jak i pożytecznej. Pierwsze z nich dotyczyło rozmaitych smakołyków, drugie - typowe miejsce przechowywania ziół, leków i nalewek, które pełniły wówczas funkcje lecznicze. Klucze od tych skarbów znajdowały się w posiadaniu pani domu, bądź zaufanej panny apteczkowej, do której obowiązków należała dystrybucja owych przysmaków i wszystkich wiktuałów. Ona też wydzielała je kucharzom i czuwała nad ich właściwym wykorzystaniem. Była to zazwyczaj daleka krewna, uboga panna bądź sierota, która „w domu możniejszym znalazła opiekę i ciepło rodzinne”. Jak pisał Zygmunt Gloger „panna apteczkowa, jako opiekunka chorych we dworze wiejskim, jako najwierniejsza przyjaciółka domu i rodziny swoich państwa, jako niestrudzona, skrzętna i umiejętna pracownica, była w dawnem społeczeństwie polskiem bardzo pospolitym a sympatycznym typem starej panny”. Zioła do swoich aptek panny apteczkowe pozyskiwały przede wszystkim od wiejskich kobiet. Bywało jednak, że same wyprawiały się na pola i łąki, aby zebrać potrzebne im rośliny lecznicze. W swojej pracy często korzystały z pomocy renesansowych herbarzy, jak „Herbarz Polski” Marcina z Urzędowa czy zielnik Szymona Syreniusza. Źródłem wiedzy były też dzieła medyczne Kazimierza Haura i Stefana Falmirza oraz czasopisma "Bluszcz" i "Opiekun domowy – pismo tygodniowe obrazkowe"

 

W naszej tradycji kobieta była uważana za szafarkę leków, a symbolem od wieków przypisywanym apteczce domowej, aptece i wiedzy o lekach jest postać kobiety z czarą i wężem – mitologicznej Higiei.

 

Szczegółowe informacje jak wyposażyć domową apteczkę i właściwie wykorzystywać gromadzone w niej specyfiki można było znaleźć w wielu poradnikach gospodarskich, a także specjalistycznych wydawnictwach. Jednym z nich był podręcznik doktora A. Sochackiego „Apteczka dla dworu wiejskiego i osób na wsi zamieszkałych” wydany w 1888. Miał on pomóc w stosownym doborze medykamnetów by „dobroczynność leczniczą dworów skierować na właściwe tory”. Problem dostępności leków na polskiej wsi podlegał także pewnym regulacjom prawnym. Już w 1844 roku Rada Administracyjna Królestwa Polskiego wprowadziła w życie stosowne przepisy dotyczące zawartości domowych apteczek. W 1920 roku Ministerstwo Zdrowia Publicznego RP rozszerzyło asortyment leków, które mogą być utrzymywane w apteczkach. Przepisy na domowe medykamenty znajdowały się także w dość popularnych w Polsce kalendarzach. Kalendarz gospodarski z 1794 roku zawiera kilka receptur specjalnych. Na „krwawe oczy” zalecano sok z ruty z miodem i octem, na bielmo – okład z białka kurzego i sproszkowanego bursztynu, a w celach profilaktycznych – sadło przepiórcze z kącika oka. „Dziury w gardle” miało likwidować ziele poziomkowe wygotowane z miodem, a wrzód w piersiach – żytnie otręby gotowane w oliwie. Niektóre wydawnictwa zawierały przepisy z pogranicza astrologii, przesądu i zabobonu.

 

Kalendarz Grolla z 1798 roku zawiera interesującą propozycję jak postępować, aby cieszyć się doskonałym zdrowiem i kondycją: „pracuj miernie, mało głową, strzeż się gwałtownych namiętności, zachowaj umiar w jedzeniu i piciu, pij dużo wody, gdy poczujesz się słaby i zachowaj dietę”.

 

Niewątpliwą zaletą medycznych porad udzielanych przez dwór był fakt, że nie trzeba było za nie płacić. Większość ziemianek posiadała znaczne umiejętności w tej dziedzinie i nieustannie je doskonaliła, wykorzystując do tego celu specjalistyczne poradniki oraz uczęszczając na kursy i szkolenia, organizowane między innymi przez Czerwony Krzyż i inne stowarzyszenia i organizacje. Jednak, zwłaszcza w bardziej zacofanych regionach, większym zaufaniem społecznym cieszyli się rozmaici znachorzy, którzy zawsze znajdowali wielu chętnych na swoje usługi. Chorym pomagali także felczerzy, akuszerki i tak zwane „babki”.

Popularnym artykułem medycznym wykorzystywanym w XIX wieku były pijawki. Używano ich celu „upuszczenia krwi”, które, jak wierzono, pomaga na niemal wszystkie dolegliwości. Maria Marciszewska, autorka poradnika dla gospodyń radziła, aby przechowywać je w szklanym naczyniu wypełnionym rzeczną wodą w ciemnym miejscu. Zapotrzebowanie na pijawki było tak duże, że bardzo opłacalna stała się ich hodowla.

W drugiej połowie XIX wieku wielu domowych medyków zalecało koniak jako doskonałe lekarstwo na przeziębienia. Taki sposób postępowania u wielu pacjentów doprowadził do poważnych konsekwencji zdrowotnych. Podobnie rzecz się miała z przyjmowaniem przez dzieci surowego mięsa. Uleganie rozmaitym modom, które co jakiś czas pojawiały się w medycznym świecie przynosiło raczej negatywne skutki. Ludność zapadała na coraz to nowe przypadłości, a rak stał się chorobą XIX wieku.

Prymitywny poziom higieny na wsi miał wpływ na szybkie rozprzestrzenianie się epidemii grypy, szkarlatyny i tyfusu, które dawały o sobie znać zwłaszcza w okresie jesiennym. W takich sytuacjach mieszkańcy dworu organizowali fachową pomoc medyczną, pomagali w opiece nad chorymi, a także dostarczali zdrowe posiłki z kuchni dworskiej. Zdarzało się, że duże majątki zatrudniały lekarza na stałe, a w niektórych urządzano nawet szpitale dla chłopów i służby, by łatwiej móc zapanować nad wzrostem zachorowań.

Mieszkańcy wsi mieli bardzo rzadki kontakt z medycyną oficjalną, często odwiedzali lekarzy zbyt późno, gdy już nie było już szans na wyleczenie. Dla biedoty wiejskiej dużą przeszkodą był brak funduszy na opłacenie usług pielęgniarskich i lekarskich. Utrudnieniem było też znaczne oddalenie placówek medycznych od miejsca zamieszkania. Jednak chyba najważniejszym czynnikiem mającym wpływ na taki stan rzeczy był strach i nieufność, co do stosowanych w szpitalach metod leczenia. Dla chłopstwa opuszczenie rodzinnej wsi było ostatecznością, której za wszelką cenę, nawet utraty życia, starano się uniknąć. Maria Dąbrowska w książce „Noce i dnie” pisała, że kiedy w majątku wybuchła epidemia tyfusu i do wsi przybyła komisja sanitarna „powstał płacz, leżących w gorączce wynoszono do stodółek i obór, żeby ich uchronić przed wzięciem do szpitala, którego bali się gorzej niż śmierci. Lżej chorzy powstawali z łóżek i udawali zdrowych”.

Medyczna pomoc dworu była szczególnie przydatna w najbardziej cywilizacyjnie zacofanych regionach kraju, zwłaszcza na Kresach. Miejscowe ziemianki poświęcały wiele czasu i energii na organizację różnego rodzaju kursów, odczytów i pogadanek dla kobiet wiejskich, na których omawiały tematy związane z higieną, sposobem odżywiania czy opieką nad niemowlętami. Często same były wzywane do nagłych wypadków i porodów, współpracowały z miejscowym lekarzem, który odwiedzając dwór, zaglądał też do wiejskich chałup i udzielał bezpłatnych porad medycznych. Helena Stankiewiczowa opowiadała: „Kiedyś o trzeciej w nocy moja kursantka z PCK ze wsi Dubami wysłała męża, bo wolała przy mnie rodzić […]na ganeczku przy domu czekała matka w białym fartuchu i chuście na głowie – widać nauka nie poszła w las […] Gdy już dziecko się urodziło, zawiązałyśmy z babką pępowinę i wykąpałyśmy w wodzie, do której było już nasypane kalihipermanganicum. Tylko ten, co znał wieś wileńską, wie co to za ewenement. Uszczęśliwiony małżonek zabrał się do smażenia jajecznicy z 40 jaj dla matki swego syna. Przed odejściem jednak poprosiłam, żeby za dużo nie zjadła”.

Pomimo pojawiających się co jakiś czas krytycznych opinii, zwyczaj urządzania apteczek domowych przetrwał w Polsce do końca XIX wieku, a w niektórych przypadkach aż do wybuchu II wojny światowej. Po przesiedleniu do miast rodziny szlacheckie nadal kultywowały wszelkie tradycje związane z dworkami wiejskimi. Dotyczyło to urządzania mieszkań i sposobu prowadzenia domu. W dalszym ciągu zakładano apteczki domowe, choć ich charakter uległ pewnym modyfikacjom. W środki lecznicze, środki opatrunkowe i narzędzia chirurgiczne zaopatrywano się w profesjonalnych aptekach, a ich dysponentem był coraz częściej lekarz rodzinny.

 

Oprac. Joanna Radziewicz

 

Literatura:

 

  1. Łozińska, M.: W ziemiańskim dworze: codzienność, obyczaje, święta, zabawy. Warszawa : Wydaw.Nauk. PWN, 2010.

  2. Hanisz K.: Apteczki w polskich dworach i dworkach – historia farmacji. Dokument dostępny w Word Web: http://bez-recepty.pgf.com.pl/index.php?co=artyk&id_artyk=299.

  3. Kwiatkowska W.: Historia ziołolecznictwa – zielarki i panny apteczkowe. Dokument dostępny w Word Web: http://www.poradnia.pl/historia-ziololecznictwa-zielarki-i-panny-apteczkowe.html.

  4. Araba I.: Dawne apteczki i ich opiekunki Panacea Panacea Hygiea w polskim dworku. Panacea 2005 nr 2(11), s.34-37.

  5. Gloger Z.: Encyklopedia staropolska T.1. Warszawa 1978

  6. Gloger Z.: Encyklopedia staropolska T.3. Warszawa 1978

  7. Ogrodowska, B.: Tradycje polskiego stołu. Warszawa: "Sport i Turystyka": "Muza", 2010.

 

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter