Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej: 1914-1918 / oprac. Janusz Pajewski. Poznań 2002

Maria z Branickich Zdzisławowa Lubomirska pochodziła z rodu, który ze względu na swoje związki z Rosją nie cieszył się w Polsce się społeczną sympatią i uznaniem, chociaż wielu potomków tej rodziny dało się poznać jako gorący patrioci, którzy swoją postawą starali się wymazać hańbę targowicką.

Księżna Zdzisławowa była osobą inteligentną i zrównoważoną o szerokich zainteresowaniach. Umiała pozytywnie wpłynąć na poczynania swojego męża, zachęcając go do działalności charytatywnej. Zdzisław Lubomirski był prezesem Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, kuratorem Instytutu Oftalmicznego, współfinansował także działalność Towarzystwa Oświaty Narodowej. Pełnił też funkcję prezydenta Warszawy i jednocześnie przewodniczącego Komitetu Obywatelskiego m. Warszawy oraz prezesa Centralnego Komitetu Obywatelskiego. Stojąc na czele wspomnianych instytucji samorządowych organizował pomoc społeczną dla osób poszkodowanych w wyniku wojny, prowadził akcje porządkowe oraz zajmował się szkolnictwem, doprowadzając m.in. do przyjęcia w sierpniu 1915 r. przez Komitet Obywatelski uchwały o wprowadzeniu obowiązkowego powszechnego nauczania. Pełnił także inne funkcje społeczne, będąc m.in. prezesem Komitetu Towarzystwa Popierania Pracy Społecznej, powstałego w 1914 r. Polskiego Komitetu Pomocy Sanitarnej czy też prezesem utworzonego dwa lata później Wydziału Tymczasowej Samopomocy Ziemian.

 

Rezydencja miejska państwa Zdzisławostwa Lubomirskich mieściła się w pałacu Frascati, zaś wiejska w dziedzicznych dobrach Lubomirskich, w Małej Wsi. Księżna skupiała wokół siebie poważną inteligencję stolicy i ludzi nauki, organizując w swoim pałacu liczne spotkania i narady. Nie utrzymywała stosunków towarzyskich z dygnitarzami carskimi, w razie konieczności ograniczała je do niezbędnego minimum.

Wybuch pierwszej wojny światowej głęboko poruszył Marię Lubomirską. Spontanicznie przystąpiła wówczas do spisywania swoich wrażeń. Codziennie lub co parę dni brała do ręki pióro i notowała wszystko co zaprzątało jej myśli – wieści z Warszawy, z Polski, ze świata, rozmowy z ludźmi z którymi się spotykała, działalność swojego męża, który już od pierwszych dni walki o niepodległość rzucił się w wir pracy na rzecz ojczyzny. Księżna z dumą napisała: „Zdzisław przestał być moim mężem, poślubił Naród”. Zawsze stała u boku męża, cieszyła się z jego sukcesów i wspierała w przypadku niepowodzeń.

Księżna Maria Lubomirska pisała swój pamiętnik dla dzieci i dedykowała go mieszkańcom Małej Wsi. Jest on odzwierciedleniem fascynacji autorki dziejowymi wydarzeniami, których miała okazję być świadkiem. 28 kwietnia 1915 roku pisała:

„Wspaniale żywiołowo idzie nasza Kwesta na Wpisy Szkolne. Przed rozpoczęciem uroczystości mamy już dziś około osiemdziesięciu tysięcy rubli. Płyną ofiary ogromne obok skromnych datków. Prócz pieniędzy dają ludzie swoją pracę, swą dobrą wolę, noe pomysły i wdzięczne starania o rozmiarach wprost budujących, wzbudzających miłość i troskę o polską szkołę, o naszą młodzież […] Dumna jestem, że moje nazwisko związane jest z tą historyczną chwilą, z tą piękną, ofiarną narodową manifestacją”.

Z kart pamiętnika przebija nastrój optymistyczny, choć czasami pojawia się uczucie niepokoju, a nawet grozy.

„Dziś po południu przy złotych blaskach zachodzącego słońca miałam straszną chwilę zwątpienia, która mnie złamała. Polski już nie będzie, potrzebny na to cud! Rosja nie dorosła do zwycięstwa. Czuję się stara, jakby nasze życie było już skończone, życie w pełności tego słowa. Cóż nas jeszcze czeka? Może ruina, zapewne nieunikniona po przegranej wojnie”.

Atmosfera towarzysząca zakończeniu zapisków ma charakter dwojaki. Z jednej strony pojawia się radość z odzyskanej niepodległości, zaś z drugiej żal z powodu tragicznego położenia męża. Ukazany jest też naturalny lęk przed nieznanym, przed nową sytuacją społeczną i gospodarczą polskiej arystokracji. Księżna z niepokojem zadaje sobie pytanie, czy potrafi żyć „na nizinach”?

Autorka była niewątpliwie obdarzona talentem pisarskim i gawędziarskim. Posiadała dużą wiedzę historyczną. Dobrze znała historię Polski i rodzimych rodów magnackich. W stosunku do ludzi zawsze była życzliwa, nie oceniała innych przez pryzmat swojego pochodzenia. Świadectwem, że umiała dojrzeć człowieka, jest wspomnienie o jej wiernym służącym, Janku Konarskim ze Starej Wsi, któremu w testamencie zapisała kawałek ziemi. Pisała:

„Nie bardzo rozumiem i pamiętam, jak to się stało, że z wyżyn mego drzewa genealogicznego i przy archaicznych pojęciach, które mnie zdobią, zdołałam schylić się i wniknąć w duszę Janka […] Nie chcę, aby był bezdomnym i podróżnym. Pragnę, aby posiadał cząstkę ziemi rodzinnej, zapuścił korzenie i był jednym z tych jasnych, pełnych kłosów na polskiej niwie, która go wydała”.

Interesujący był też jej stosunek do Józefa Piłsudskiego, którego krytykowała i nie darzyła zbytnią sympatią. Ostro i niesprawiedliwie osądziła też Władysława Sikorskiego i Janusza Radziwiłła.

Pamiętnik Marii Lubomirskiej jest odzwierciedleniem panujących w tym okresie nastrojów prorosyjskich i antyniemieckich ujawniających się w początkach wojny oraz stopniowego odchodzenia od nich. Widzimy to w zmieniających się poglądach Zdzisława Lubomirskiego i jego żony oraz w jej opowiadaniu o postawach różnych warstw społecznych.

Wspomnienia Marii Lubomirskiej są niewątpliwie cennym źródłem historycznym do dziejów Polski w okresie pierwszej wojny światowej. Barwie ukazany jest też obraz życia społeczeństwa polskiego w przededniu odzyskania niepodległości. A oto jak opisuje 11 listopada 1918 roku sama autorka.

„Dzień dzisiejszy należy do historycznych, do niezapomnianych, do weselszych, do triumfalnych! Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie. Stało się i to w tak nieoczekiwanych warunkach.
Gdy dziś wyszłam na miasto, ulica wydała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem wolności.
Od wczesnego ranka odbywa się przejmowanie urzędów niemieckich przez władze polskie. Już przekazano w nasze ręce Cytadelę, którą zajął batalion wojska polskiego z majorem Szyndlerem na czele.
Niemcy początkowo usiłowali zatrzymać artylerię, jednakże ustąpili, oddali wszystkie działa itp. Komendantem Warszawy został pułkownik Minkiewicz. Milicji miejskiej przeciążonej pracą przychodzi w pomoc tworząca się Straż Obywatelska oraz młodzież szkolna […]
Niemcy zbaranieli, gdzieniegdzie się bronią, zresztą dają się rozbrajać nie tylko przez wojskowych, ale przez lada chłystków cywilnych. Widok niepojęty. Idąc ulicą spostrzega się samochody niemieckie z czerwonymi chorągwiami – zatrzymują je Polacy i każą Niemcom wysiadać – zwracają im tylko krasne godło […]
Dziwy, dziwy w naszej stolicy! Idą Niemcy rozbrojeni w czerwonych przepaskach – idą żołnierze w niemieckich mundurach z polskim orłem na czapce: to wyswobodzeni Polacy z Księstwa Poznańskiego. Idą żołnierze w niemieckich mundurach z francuską na piersi kokardą: to dzieci Alzacji i Lotaryngii – śpiewają pieśni francuskie i bratają się z Polakami.
Zbratanie staje się być ogólne – pękł przymus dyscypliny, runęły przegrody – ludzie są tylko ludźmi.
Już mamy w Warszawie niemiecką Radę Robotniczą i Żołnierską, która ukonstytuowała się szybko na wzór Berlina, zdegradowała swych zwierzchników bez ekscesów i bardzo rozsądnie przemawia – względem Polaków życzliwość głosi. Zmiana rządu, zmiana skóry.
Niemcy proszą o umożliwienie im jak najszybszego powrotu do ojczyzny – tu interes nasz wspólny, bo zaraza rewolucyjna niebezpieczna. Wystawiam sobie, co cierpieć musi niemiecka duma starszych oficerów i zwierzchników na widok tego całego rozprężenia i poddawania się bez potrzeby Polakom! […] Żydzi zachowują się w sposób prowokacyjny, jak gdyby chcieli wywołać krwawe czyny i takowe w obliczu Europy przeciw nam wyzyskać. Szczęściem, że nasza publika cierpliwa.
Wśród ogólnego wesela Zdziś tonie w najgłębszej trosce, w najgłębszej trosce, w najcięższym przygnębieniu i nie pokazuje się na mieście w obawie przed burdą uliczną. O sobie nie myśli WCALE, lecz losem Ojczyzny przejęty jako syn kochający bezsilną boleścią jest rozkrzyżowany. Daremnie wyjścia szuka, przeszłość przetrząsa, przyszłość w kirze czarnych przeczuć odczuwa. C’est une impasie*! […]
Co do mnie patrzę na mękę Zdzisia i czekam naszego wyzwolenia. Chudnę, topnieję, usycham, nawet w bucikach pustki”.

Pamiętnik składa się z sześćdziesięciu jeden dużych zeszytów i ma charakter ściśle prywatnego rękopisu. Ze względu na to, że nie był on przeznaczony do publikacji, konieczne było wprowadzenie pewnych poprawek w stosunku do oryginału. Najważniejsze z nich wiązały się z modernizacją pisowni i interpunkcji. Natomiast ingerencja w tekst została ograniczona do niezbędnego minimum. Właściwości językowo-stylistyczne i dialektu autorki, jak również cechy polszczyzny tamtych czasów pozostały bez zmian.

oprac. Joanna Radziewicz

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter