Dworska etykieta, czyli co wolno, a czego nie wypada

Dawna kultura ziemiańska miała swój własny system wartości, który był widoczny w każdej sferze życia. Za cechy osobowe godne szacunku wymieniało się wówczas przede wszystkim patriotyzm, a zaraz potem skrzętną pracę, dbałość o rodzinę i utrzymanie majątku, troskę o los włościan, pracę społeczną, religijność, sąsiedzką życzliwość i gościnność. Życie w XIX-wiecznym dworze to świat konwenansów i surowego wychowania.

Proszę, przepraszam, dziękuję – te trzy czarodziejskie słowa już od najmłodszych lat były obowiązkowym elementem słownika każdego dziecka wychowywanego we dworze. W przeciwieństwie do czasów współczesnych, kultura nie była odbierana jako słabość, ale stanowiła o sile danej jednostki. Etos dworu nauczał, że wszelkiego rodzaju donosicielstwo, podsłuchiwanie czy wynoszenie na zewnątrz informacji zasłyszanych w prywatnych rozmowach jest niewybaczalną niestosownością. Dzieci były uczone szacunku zarówno dla przyjaciół, jak i wrogów, lojalności, empatii i oszczędności. Rodzice dbali, aby ich pociechy właściwie traktowały służbę oraz wszelkie zwierzęta domowe. Żywiono przekonanie, że słowo szlachcica to rzecz święta, a jego dotrzymanie jest gwarancją rzetelności i honoru.

Pracowitość i sumienne wykonywanie obowiązków było kolejną cnotą wysoko cenioną przez ziemian. W związku z uwłaszczeniem chłopów stopniowo rodziło się poczucie osobistej odpowiedzialności za gospodarowanie własnym mieniem. W tych nowych warunkach ekonomicznych ziemianie przekształcili się z właścicieli dóbr w producentów rolnych. Osobiste zaangażowanie w prowadzenie majątku przyczyniło się do ukształtowania nowych relacji pomiędzy gospodarzami a zatrudnionymi przez nich zarządcami, którzy niejednokrotne stawali się zaufanymi współpracownikami. Mimo głębokiego zróżnicowania ziemiaństwa polskiego w okresie rozbiorów, etos ziemianina – fachowego producenta pojawił się w każdym regionie, chociaż w różnym czasie. Ważną rolę odgrywały w tym okresie głoszone przez pozytywistów trzy koncepcje pracy – u podstaw, użytecznej dla jednostki i społeczeństwa oraz niezbędnej dla przetrwania podwaliny narodowej. W programowej powieści „Nad Niemnem” Eliza Orzeszkowa podkreślała nierozerwalny związek szczęścia  i dobra społecznego jednostki z pracą, natomiast wszelkie zło utożsamiała z lenistwem  i próżniactwem.

W kształtowaniu kultury ziemiańskiej bardzo istotną rolę odgrywał etos społecznikowski: filantropia i oświata ludowa. Niezwykłą aktywnością w tym zakresie wykazała się księżna Augusta de Montléart, która była nazywana aniołem dobroci, chłopską księżną i panią na Krzyszkowicach. Szczególną troską otaczała chłopskie dzieci. Uczyła wiejskie dziewczęta sztuki haftowania, gospodarowania i oszczędności. Dla zdolnej młodzieży wiejskiej fundowała stypendia, w tym także uniwersyteckie. Wspomagała budowę szkół w Krzyszkowicach, Zawadzie, Sieprawiu i Myślenicach. W swoim dworze zorganizowała szpital, zatrudniła w nim stałego lekarza, a niejednokrotnie sama z ogromnym poświęceniem zajmowała się pielęgnacją chorych. Wspierała miejscową biedotę, żywiąc ją  i zapewniając ciepłą odzież w okresie zimowym.

Koła Ziemianek realizowały na wsiach pozytywistyczny program pracy u podstaw. Panie organizowały ochronki dla dzieci, zachęcając matki, by w okresie wytężonej pracy w gospodarstwie przyprowadzały tam swoje pociechy, zamiast zostawiać je same w domu bez należytej opieki, narażając na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Zakładały też szkoły początkowe, na swój koszt zatrudniały nauczyciela lub samodzielnie udzielały bezpłatnych lekcji. W okresie zaborów nauczanie języka ojczystego i religii było surowo zabronione, dlatego panie realizując swój obywatelski obowiązek organizowały tajne komplety. W wielu miejscach powstawały szkoły przygotowujące młode dziewczęta do ewentualnej pracy zarobkowej, w których uczono oszczędnego prowadzenia gospodarstwa domowego, hodowli zwierząt, opieki nad dziećmi, tkactwa i haftu. Funkcjonowały też placówki kształcące akuszerki. Panie, czasem wbrew woli męża, udzielały włościanom podstawowej pomocy medycznej. Próbowały zaszczepić wśród ludu zamiłowanie do czystości i przeciwdziałać pijaństwu. Niemal każdy szlachecki dom i  dwór magnacki był zaopatrzony w domową apteczkę, skrywającą najznakomitsze i najkosztowniejsze przysmaki: korzenie, bakalie, pierniki, marcepany, najlepsze konfitury, soki oraz najszlachetniejsze gatunki alkoholi. Medyczna pomoc dworu była szczególnie przydatna w najbardziej cywilizacyjnie zacofanych regionach kraju, zwłaszcza na Kresach. Miejscowe ziemianki poświęcały wiele czasu i energii na organizację różnego rodzaju kursów, odczytów i pogadanek dla kobiet wiejskich, na których omawiały tematy związane z higieną, sposobem odżywiania czy opieką nad niemowlętami. Często same były wzywane do nagłych wypadków i porodów, współpracowały z miejscowym lekarzem, który odwiedzając dwór, zaglądał też do wiejskich chałup i udzielał bezpłatnych porad medycznych. Czasem przeprowadzano akcje szczepienia dzieci przeciwko ospie czy badania bydła pod kątem zarażenia gruźlicą.

W dworach ziemiańskich z wielkim szacunkiem traktowano wszelkie pamiątki rodzinne: portrety przodków, fotografie, starą broń i inne osobiste drobiazgi. Elementy wyposażenia wnętrz były odzwierciedleniem systemu wartości mieszkańców danego domostwa. Biała broń wisząca na ścianie pełniła nie tylko funkcje ozdobne, ale świadczyła również o zasługach położonych w obronie ojczyzny przez przodków i o gotowości do podjęcia walki w słusznej sprawie przez aktualnych właścicieli. Podobnie portrety protoplastów – zdobiły i opowiadały o pochodzeniu dziedzica, zaś trofea myśliwskie – o właściwych dla klasy rozrywkach i odwadze dawnych członków rodu. Pamiątki patriotyczne tworzyły mit dworu i często były gromadzone w specjalnym pomieszczeniu nazywanym salą trofealną. W takich miejscach można było dzieciom nie tylko opowiedzieć, ale i pokazać, czym jest poświęcenie się ojczyźnie.

Bardzo dużą wagę przywiązywano do tradycji patriotycznych, celebrowano miłość i przywiązanie do ojczyzny. W rodzinach o tradycjach powstańczych upowszechnił się zwyczaj chrztów patriotycznych – ceremonii inicjujących następne pokolenie Polaków, podczas których dziecko równocześnie przystępowało do wspólnoty chrześcijańskiej  i narodowej. W okresie żałoby narodowej, który nastąpił po upadku powstania styczniowego, w wystroju wnętrz i w ubiorze ziemian zaczął obowiązywać kolor czarny. Zmieniano wówczas obicie mebli, wieszano ciemne zasłony w oknach. Panie nosiły czarne suknie i skromną biżuterię. W okresie narodowych zrywów kobiety zajmowały się haftowaniem sztandarów. Każde spotkanie towarzyskie obfitowało w wojenne opowieści. Dyskutowano o aktualnej sytuacji politycznej, szansach na zwycięstwo, śpiewano pieśni patriotyczne. Pielęgnowaniu powstańczych tradycji towarzyszyła lektura dzieł zakazanych, które były przemycane z Paryża i innych miast europejskich. Czytano dzieła wielkich romantyków, literaturę historyczną i polityczną. Niezwykłą popularnością cieszyła się wówczas Trylogia Henryka Sienkiewicza, którą traktowano jako utwór odnoszący się do czasów współczesnych. Tragiczne początki i optymistyczne zakończenie powieści dawały nadzieję na zwycięstwo. Ważne był też fakt, że główni bohaterowie wywodzili się ze stanu szlacheckiego.

Istotnym czynnikiem dworskiego etosu były powiązania rodzinne. Zwłaszcza najstarsi członkowie rodu pamiętali pokrewieństwa sięgające nawet 10. pokolenia wstecz. Jednak papierami szlacheckimi i drzewami genealogicznymi nie afiszowano się, lecz skrywano jej w szufladach sekretarzy lub w specjalnych skrzyniach. Ważną rolę odgrywały zrytualizowane kontakty międzypokoleniowe, dzięki którym generacja rodziców i dziadków wpajała dziecku tradycję i uczyła patriotyzmu. To właśnie do starszego pokolenia należało przekazywanie doświadczeń, zapewnienie ciągłości i edukacja narodowa. Zadaniem młodzieży było natomiast słowem i czynem świadczyć o przyswojeniu przekazywanych zasad i wiadomości.

Szacunek do literatury, do czytania był wyznacznikiem przynależności do sfery ziemiańskiej, jego brak – za oznakę obyczajowej deklasacji. Wiele dworów mogło się poszczycić bogatym księgozbiorem, gromadzonym od pokoleń. Oprócz podręczników rolniczych, poradników gospodarskich, dzieł o tematyce historycznej i religijnej składał się on również z książek beletrystycznych – polskich i obcych, głównie francuskich. Zwykle zajmował on jedną lub dwie szafy biblioteczne, ale bywało i tak, że na książki przeznaczano specjalne pomieszczenie, nazywane biblioteką. Tam, oprócz umieszczonych pod ścianami oszklonych półek znajdowało się kilka wygodnych foteli oraz duży stół, na którym rozkładano albumy, gazety i czasopisma.W zamożnych rezydencjach w bibliotece stawiano specjalne pulpity do czytania nut i albumów, stoliki do rysowania oraz globusy. Zasobność księgozbiorów zależała od możliwości finansowych właścicieli. Na przełomie XIX i XX wieku w Królestwie i na Kresach zrodziła się idea bibliotek składowych. Teresa Tatarkiewiczowa wspominała: „Sąsiednie dwory wpłacały pewną sumę pieniędzy, za które skupowano książki, naturalnie nowości danego roku. Dzielono je na dziesięć paczek, po kilka tomów każda, i rozsyłano po jednej paczce do każdego z tych stowarzyszonych dworów. Po miesiącu każdy musiał odesłać książki do następnego dworu. Przy zakupach książek uwzględniane były życzenia każdego domu. Po dziesięciu miesiącach (latem zazwyczaj była przerwa) książki były rozlosowywane wśród uczestników serii”.

Biblioteczki dworskie pełniły bardzo ważną rolę w okresie zimowym. Wówczas wieczorem domownicy spotykali się w salonie i spędzali czas na głośnym czytaniu. W drugiej połowie XIX wieku rozczytywano się w Sienkiewiczu, Orzeszkowej, Kraszewskim, Prusie  i Rzewuskim. Sięgano również po literaturę i prasę obcojęzyczną – francuską, niemiecką  i angielską. Po cichu, w samotności panie czytały romanse, początkowo francuskie, potem także polskie. W każdym buduarze znajdował się niewielki zbiór tego typu publikacji, mimo, że przeciwko nim występowali księża, moraliści, wychowawcy, a nawet uczeni. Pisali oni, że książki te wywołują dziwaczne humory, nadmierną drażliwość i niepotrzebne tęsknoty. Zabijają spokój duszy, co w rezultacie przekłada się na występowanie chorób nerwowych wśród kobiet.

W szlacheckim dworze obowiązywała zasada „Gość w dom, Bóg w dom” i każdego przybywającego traktowano z pełnym szacunkiem, goszcząc go nawet kilkanaście dni. Była jednak i druga strona zwyczaju zwanego gościnnością: Gość nie w porę gorszy od Tatara”. Zapowiedzianych gości przyjmowaną więc z atencją, na niezapowiedzianych patrzono mniej przychylnym okiem. Mimo to i jednym i drugim udzielano gościny. Zwyczaj wcześniejszego umawiania się na wizyty, który w połowie XIX wieku znajdował wielu zwolenników w zaborze niemieckim, w Królestwie i na Kresach długo był nie do zaakceptowania. Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym kresowe ziemiaństwo było zgorszone wymogiem listownego bądź telefonicznego zapowiadania przyjazdu. Obowiązki gościnności nakazywały gospodarzom zapewnić odwiedzającym wygodę i komfort. Natomiast przyjezdni byli zobligowani do przestrzegania reguł obowiązujących w danym domu. Podstawowym elementem udanych odwiedzin był czas ich trwania. Powszechnie obowiązująca zasada głosiła, że wyjechać należy wtedy, gdy gospodarze czują jeszcze żal z powodu rozstania.

Dwór ziemiański pielęgnował „kulturę uśmiechu”, ale tylko wśród dzieci. Upadek państwowości oraz ciągła walka o wolność spowodowały, że w życiu Polaków więcej było powodów do smutku niż do radości. W związku z tą sytuacją wytworzył się szczególny sposób bycia charakteryzujący obywateli naszego kraju. Głębokie przekonanie o krzywdzie wyrządzonej naszej ojczyźnie, narzucało na obywateli rolę ofiary, która przecież nie ma zbyt wielu powodów do radości. Stan ziemiański cechował romantyczno-martyrologiczny sposób widzenia świata. Obca była im kultura uśmiechu, tak sprzeczna z bolesną polską tożsamością.

Młody człowiek wychowywany we dworze miał klasę, a człowiek z klasą zawsze okazywał wdzięczność, wspierał słabszych i pokrzywdzonych, gardził donosicielstwem i plotką, odznaczał się prawdomównością. Dużą wagę przywiązywano do starannego wykształcenia oraz nauki języków obcych. Dwór wychowywał w naturalnym szacunku do ludzi, niezależnie od ich pochodzenia, koloru skóry, statusu majątkowego czy poziomu edukacji. Uczył grzeczności, wrażliwości i przyzwoitości. Występował przeciwko łamaniu podstawowych zasad moralnych i obyczajowych. Zgodnie z zasadą kościoła kobieta zamężna była świętością i wszelkie pozamałżeńskie romanse były surowo zabronione. Oczywiście nakazy religijne w wielu przypadkach były realizowane jedynie w teorii. Romanse we dworze były czymś zupełnie normalnym, a unieważnienie ślubu kościelnego często było kwestią odpowiedniego wsparcia finansowego macierzystej parafii.

W 1859 roku ukazała się książka Ignacego Piotra Legatowicza „Dawna przodków obyczajność”, która była zbiorem stworzonych w XIX wieku zasad: czego nie wypada, a co wolno – zgodnie z obyczajowością ziemiańską. Z kolei w 1919 roku został opublikowany „Polski Kodeks Honorowy” pióra Władysława Boziewicza, poświęcony przede wszystkim sprawom honoru, który dla autora był cechą najważniejszą. Honor, twarz, reputacja były ważniejsze niż życie, a ich utrata oznaczała śmierć cywilną. Kodeks był odzwierciedleniem ziemiańskiego obycia i właściwego zachowania się w każdej sytuacji. A tego właśnie uczył dwór.

 

Oprac. Joanna Radziewicz

 

Literatura:

 

  1. Rożek M.: Etos dworu szlacheckiego: szkice z dziejów kultury. Kraków: Wydawnictwo Petrus, 2013.
  2. Obyczaje w Polsce: od średniowiecza do czasów współczesnych / pr.zbior. pod red. Andrzeja Chwalby. Warszawa: Wydaw.Nauk. PWN, 2005.
  3. Domańska-Kubiak I.: Zakątek pamięci: życie w XIX-wiecznych dworkach kresowych. Warszawa: "Iskry", 2004.
  4. Łozińska, M.: W ziemiańskim dworze: codzienność, obyczaje, święta, zabawy. Warszawa: Wydaw.Nauk. PWN, 2010.

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter