Maria Rutkowska - „Pani na Sycynie”. Wrocław 1998

Wspomnienia Marii Rutkowskiej o matce, Janinie Czaplińskiej zostały napisane jako wyraz hołdu dla jej działalności na rzecz pracy oświatowej i kulturalnej wśród ludności wiejskiej w czasie zaborów. Oprócz wątków rodzinnych znaleźć tu można również fragmenty dotyczące realiów ówczesnego życia na wsi polskiej, wraz z jej charakterystycznymi obyczajami, obrzędami i mentalnością, na tle wydarzeń ogólnokrajowych na przełomie wieków.

Przekonanie o fundamentalnej roli oświaty charakterystyczne dla epoki pozytywizmu przełożyło się na ilość publikacji pedagogicznych, a także rozwój tajnego nauczania na wszystkich szczeblach i we wszystkich środowiskach społecznych. I o ile informacje na temat wybitnych animatorów oświaty działających na przełomie XIX i XX wieku na terenie miejskim są dość powszechne, to znacznie mniej jest przekazów źródłowych obrazujących warunki i formy tajnego nauczania odbywającego się w domach ziemiańskich, w małych miasteczkach, czy na wsiach. Dlatego ważnym przyczynkiem obrazującym tego typu aktywność są wspomnienia Marii Rutkowskiej dotyczące pracy oświatowej jej matki oraz swojej własnej. Autorka pomagała bowiem w prowadzeniu tajnej szkółki elementarnej w Sycynie, a także wraz z mężem zajmowała się działalnością kulturalno-oświatową w Zwoleniu.

Janina z Morżkowskich Czaplińska urodziła się 1 kwietnia 1859 roku w Brzezinkach. Jej dom rodzinny był przesiąknięty atmosferą patriotyczną. Dość wcześnie straciła rodziców i wychowywała się w domu swojego wuja Władysława Rutkowskiego. Zajmowała się edukacją rodzeństwa oraz dzieci swych opiekunów. Jako osoba nie mająca formalnego przygotowania pedagogicznego samodzielnie zdobyła potrzebną w tym zakresie wiedzę i umiejętności. „W okresie materialnie ciężkim dla Wujostwa, Jania przęjęła się ich troską, wyczuła, że nie są w stanie utrzymać domowej nauczycielki […] Kilkunastoletnia dziewczynka sama absolutnie bez żadnego przygotowania podjęła się uczyć młodsze rodzeństwo […] Wstawała o 4-tej rano, wchłaniała z podręczników to, czego chciała nauczyć. W 100 procentach była samoukiem” – opisywała ten okres autorka wspomnień.

Dość wcześnie rozpoczęła samodzielne życie. W wieku 18 lat wyszła za mąż za Wacława Czaplińskiego, dużo od niej starszego właściciela Sycyny. „Pamiętam doskonale późniejsze słowa naszej matki: <Wy nawet pojęcia nie macie jaka ja byłam głupia, gdy wychodziłam za mąż>. Przed samym ślubem 36-letni Wacław mówi do 18-letniej narzeczonej: <Panno Janino, dziś jestem dwa razy starszy od Pani, to jak pani będzie miała 20 lat – ja 40, pani 25, ja 50> - narzeczona spoglądała zdziwiona, nieco zaniepokojona, 50 lat to starość dla kogoś kto ma ich 18! Nie pomyślała nigdy o różnicy wieku, a pan Wacław nielitościwie ciągnie dalej: <a jak pani będzie miała 50, to do stu ja nie dożyję!> Teraz dopiero 18-latka się spostrzegła i wybuchła niepohamowanym śmiechem swej bujnej młodości. Śmiał się i sprawca żartu, rad, że mu się udało, no i że narzeczona nie przeraziła się dużej różnicy wieku”.

We wspomnieniach córki Janina Czaplińska jawiła się jako kobieta prostolinijna, niezbyt sentymentalna i tkliwa, bez skłonności do głębokich analiz. Była raczej zwolenniczką konkretnego działania. „Z tymi waszymi psychologiami” – mawiała w reakcji na nierealne wątpliwości czy nieokreślone pragnienia członków swojej rodziny. Dbała o podtrzymanie tradycji patriotycznych. O powstaniach mówiła: „tak może masz słuszność Waciu, szaleńcy, ale ratowali honor Ojczyzny”. Ich pamięć otaczała czcią, którą starała się wpoić w dzieci. „Obrazy Grottgera, wiersze patriotyczne czytane nam na głos, uczone na pamięć – to wszystko silnie działało na wyobraźnię” – pisała Maria Rutkowska.

W latach 90. XIX wieku Janina Czaplińska rozpoczęła współpracę z Towarzystwem Oświaty Narodowej założonym przez Konrada Prószyńskiego, redaktora „Gazety Świątecznej”. Za jego pośrednictwem poznała Stefanię Sempołowską, a także pierwsze polskie lekarki – dr Jadwigę Łuszczewską i dr Zofię Garlicką. To wówczas otrzymała propozycję zorganizowania tajnej szkoły w Sycynie. „Był to duży pokój na końcu domu z wejściem przez kuchnię i korytarz – nie mógł wyglądać na izbę szkolną. W godzinach nauki gromadka dzieci skupionych dokoła stołu na ławkach i stołkach czujna na każde wezwanie […] W razie jakiegoś alarmu z zewnątrz, jakiejś <niepożądanej wizyty> dzieci momentalnie pięły się na strych, gdzie schowane czekały. Gdy minął krytyczny moment, wraz z dziećmi powracały na stół nowe elementarze Promyka ofiarowane przez Sienkiewicza dzieciom wsi” – czytamy we wspomnieniach. W okresie jesienno-zimowym na pogawędki przychodzili również gospodarze z Sycyny i innych sąsiednich wsi. Pani Janina czytała im „Gazetę Świąteczną” i książki historyczne, cierpliwie wyjaśniając niezrozumiałe fragmenty, opowiadała o różnych wydarzeniach z jakimi zetknęła się przebywając w stolicy, nigdy nie zdradzając się ze swoją pracą konspiracyjną.

Jej praca na terenie wsi zataczała coraz szersze kręgi, a organizowane przez Nią zebrania zyskiwały na popularności. „Książki przywożone z Warszawy wsiąkały w okoliczne wsie. Gazetę Świąteczną prenumerowało zbiorowo kilku gospodarzy, z których jeden czytał, pozostali – analfabeci – wchłaniali treść czytanego słowa […]Wprowadziłyśmy z matką zwyczaj czytania głośno, czasem u nas we dworze, czasem bywałyśmy zapraszane do kogoś na wieś” – pisała córka.

Po 1905 roku aktywność Janiny Czaplińskiej stała się jeszcze bardziej intensywna. W programie Narodowej Demokracji dostrzegła wówczas ucieleśnienie swego ideału pracy dla dobra narodu. Nie świadczyło to jednak o jednostronności w formułowaniu własnego programu działalności oraz nawiązywaniu przydatnych kontaktów. Przez cały ten czas odbywała częste podróże do Warszawy, gdzie spotykała się z Konradem Prószyńskim i Stefanią Sempołowską, korzystała z pomocy Macierzy Szkolnej i jeździła do Krakowa po materiały dydaktyczne, nie stroniła od kontaktów z socjalistami. Była też zwolenniczą wprowadzenia języka polskiego do szkół i gmin.

Jako członkini Towarzystwa Macierzy Szkolnej zajęła się organizacją nowych szkół, często nastawionych na kształcenie zawodowe. Powstały wówczas placówki krawieckie, tkackie, koronkarskie, czapkarskie, koszykarskie. Główny cel, jakim było zwalczanie analfabetyzmu został w pełni zrealizowany. „Małe szkółki elementarne powstawały po wioskach jak grzyby po deszczu. Coraz to nowe wioski zgłaszały się do Matki z prośbą o uruchomienie szkółki. Potrzeba nauki wydawała się być powszechną. W pierwszym rzędzie zostały zalegalizowane szkoły dawniej „ukryte” w Sycynie, Policznie, Jasieńcu, Kroczowie, Wielgiem itd. Dzieci już bez obawy mogły uczęszczać do szkoły” – czytamy we wspomnieniach.

Oddzielnym obszarem pracy oświatowej Janiny Czaplińskiej były tajne kursy nauczycielskie, które prowadziła wspólnie z Wandą Tarnowską z pobliskiej Policzny. „Pomimo, że dawne szkoły macierzy szły swym rozpędem jako tajne, brak odpowiednich sił nauczycielskich dawał się odczuwać po dawnemu, a wśród chłopów potrzeba nauki rosła” – pisała Maria Rutkowska. „Matka moja nie była w stanie tylko wiedzieć o różnych bolączkach i pozostawać zupełnie bierną […] Na <kurs nauczycieli ludowych> miejscowi przychodzili rano, wieczorem wracali do domu, w czasie przerwy obiadowej odgrzewali sobie przyniesiony z domu posiłek […]. Poziom tych przyszłych nauczycieli był oczywiście bardzo różny, należało dostosować program do indywidualnego poziomu naukowego. Opracowała go Wanda i zaczęła prowadzić systematyczną naukę. Matka po swojemu, bez systemu, bez obmyślonego z góry programu, poświęcała temu kursowi dużo czasu i dała im z siebie to czego ująć nie zdołałby żaden z programów […] Matka wyławiając z umysłów istotę zainteresowań chłopów – podsuwała córce dziedzinę wiedzy, którą należałoby przyswoić danemu kandydatowi. Jak ongiś powtarzały się uwagi uczniów: <Pani starsza uczy „pstro” ale ciekawie, a panna Wanda to jedno za drugim> każdy taki kurs trwał 3 miesiące za opłatą 3 rubli za całość. <Niech cokolwiek zapłacą, więcej cenić będą> - mówiła Matka. Za pieniądze zebrane Wanda stworzyła maleńką obiegową biblioteczkę, ciesząca się wielkim powodzeniem […] Zdolniejsi po trzech miesiącach otrzymywali placówki w szkółkach […] Mniej zdolniejsi musieli kurs powtarzać […] Kilka takich trzymiesięcznych kursów zdołano przeprowadzić do wybuchu wojny w 1914 roku. Chłopcy przeważnie powołani byli do wojska – kurs ten był ostatnim czynem mojej Matki na polu oświaty” – czytamy w dalszej części. Jak sama pisała „Po odzyskaniu niepodległości nie brałam już czynnego udziału w pracy na wsi, bo nie odpowiadało mi podejście do chłopa jako do obywatela drugiej kategorii. Zamiast dbać o kulturę wsi, państwo zmuszało jednostki zdolniejsze do opuszczenia swego środowiska i szukania tej kultury w mieście, odrywając je od otoczenia”. I choć działalność Jadwigi Czaplińskiej na polu edukacyjnym została zakończona, to nadal interesowała się problemami oświatowymi, utrzymywała kontakt z dawnymi uczniami, którzy nawet po latach okazywali jej wdzięczność i szacunek, udowadniając, że Jej praca nie poszła na marne, miała sens i była potrzebna.

Janina Czaplińska zmarła 26 lipca 1942 roku w Janowicach.

 

 

Oprac. Joanna Radziewicz

 

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter