Jolanta Antecka, Jerzy Gawroński, Jolanta Kotnis – „Wsie chłopskiej chwały”. Warszawa, 1987.

Prezentowany zbiór jest próbą zapisu wiedzy o czasach i wydarzeniach, które przeszły już do historii, chociaż na trwałe wpisały się w historię ruchu ludowego i historię Polski. Opublikowane informacje są o tyle cenne, iż pochodzą od osób, które autentycznie uczestniczyły i przeżywały wszystkie opisywane sytuacje i w nieco inny sposób, niż wielcy przywódcy ruchu ludowego, patrzą na polityczny sens podejmowanych wówczas działań. W żadnym razie nie pretendują oni do miana bohaterów, nie są liderami czy wybitnymi działaczami. To zwyczajni ludzie, którzy w sposób bezpośredni i szczery opowiadają o czasach, w których przyszło im żyć. Choć z drugiej strony ich postawa, odwaga i świadomość celów były godne podziwu i na pewno zasługiwały na uznanie. Niejednokrotnie, ludzie ci wyrażając swoje opinie narażali siebie i swoje rodziny na niebezpieczeństwo, często byli zmuszeni do długotrwałego życia w ukryciu lub, co gorsza byli zamykani w więzieniach.

Historia obiektywizuje wydarzenia, odbierając im indywidualny wymiar. Zupełnie inaczej wygląda fragment dziejów traktujący o ofiarach strajku chłopskiego, inaczej relacja kobiety, której mąż był jedną z ofiar. „Chciałabym jak najmniej pamiętać, ale to wszystko wryło mi się w pamięć i głowa mi pęka, kiedy o tym pomyślę […] Co ja przeszłam! Od tego czasu jestem już do niczego. W głowie mi się mąci. Ludzi nie mogę poznać. Kiedy koledzy przyszli po niego, prosiłam żeby nie szedł. <Co się boisz? – śmiał się. – Idę tyko do sklepu. Kupię podkowy i podkuję konia, a jutro wrócę po drzewo>. Młynkowaliśmy akurat owies i kawałek palca mu ucięło. Po tym zabandażowanym palcu i po ślubnym pierścionku go poznałam, kiedy ich przywieźli w trumnach, zmasakrowanych i strasznie zmienionych. Byliśmy dopiero 3 lata po ślubie. Dzieci były małe. Córka miała półtora roku, a syn 7 miesięcy. On nawet nie był w tłumie. Siedział na żerdzi koło sklepu i przyglądał się. A oni strzelali jak do kaczki. Trzymał akurat rękę na piersi. Kula przestrzeliła tę rękę i poszła prosto w serce. Spadł z tej żerdzi i już nie żył […]Policjanci do wszystkich tych, co tam leżeli, podchodzili z karabinami. Brali ich jak na drążki i wrzucali do samochodu […]Na placu było tyle krwi, że rękami można było brać, bo się ścięła, kiedy zaraz po tej strzelaninie spadł deszcz”.

Po tych, którzy obraną drogę przepłacili życiem, pozostały tablice pamiątkowe, pomniki, krzyże, spuścizna w postaci rozpoczętych przez nich inicjatyw społecznych, a przede wszystkim pamięć o ich pracowitości, ofiarności i wyzwolonej chłopskiej godności. Wspomnienie o Michale Pyrzu – wójcie z Nowosielec – i jego bohaterskiej obronie rodzinnej wsi przed najazdem tatarskim przechodziła z pokolenia na pokolenie. Po ponad trzystu latach od tego wydarzenia usypano kopiec i wystawiono mu pomnik. Tomasz Mroszczyk, rodowity mieszkaniec wsi, historię bohaterskiej obrony Nowosielic, dzięki przekazom dziadka zna tak dobrze, jakby sam brał w niej udział. „Okropną szli gromadą – mówił stary Moszczyk – a najbardziej za cel brali wieżę kościelną, która od zapalonych smolnych pakuł zajęła się i ledwie ugaszono pożar […] Wszystko byłoby przepadło, gdyby nie Michał Pyrz. Jak patrole tatarskie podeszły i z powrotem w stronę Przeworska odskoczyły, wtedy on wszystkich spędził pod kościół, pouspokajał baby i dzieci, a potem forwercował na Tatarów całą gromadą, co się na grobli i na wałach broniła, czym mogła […]Gdyby jednak chłop ówczesny nie posiadał wysokich walorów bojowych, gdyby gromadzie brakło wielkiego wodza […] zwycięska walka o kościół nie byłaby możliwa”. Z kolei dzięki Tadeuszowi Opiole, który jako dziecko przysłuchiwał się opowiadaniom dziadka, Tomasza Morszczuka pamięć o tym dzielnym wojowniku przetrwała do dziś. W swojej opowieści „Kartka z dziejów wojaczki chłopskiej”, która w 1935 roku ukazała się na łamach tygodnika „Prosto z Mostu”, oprócz opisu samej bitwy wyraził również swoje refleksje na temat znaczenia chłopów polskich w historii Polski. Pisał: „By jednak nakreślić w ogólnych rysach znaczenie Michała Pyrza w ubogiej historii chłopa polskiego glebae adscripti i za pańszczyźnianym pługiem w ciągu wieków idącego, trzeba było zauważyć, że takich perzów, nieznanych żołnierzy z chłopa wywodzących się było więcej […] Mówi się i pisze wiele o rycerzach grunwaldzkich […], wspomina się o dumnych nazwiskach bohaterskich rodów, ale w tych patriotycznych poczynaniach prawie nie słyszy się o tym, że od pierwszych królów piastowskich, aż po powstanie kościuszkowskie chłop – jak dziś – stanowił główną masę żołnierską i brał udział we wszystkich posługach wojennych […]Nawet w ciężkich czasach pańszczyźnianych, gdy chłop był tylko roboczym inwentarzem, na jego pracy i dorobku gruntował się rozwój narodu, który zawsze w jego żywiole szukał sił zdolnych stanąć w jego obronie”. Dzięki jego inicjatywnie podjęto decyzję o usypaniu kopca ku czci bohaterskiego wójta, który jednocześnie przypominałby o istotnej roli chłopów, nie tylko na kartach historii, ale i we współczesnym społeczeństwie. Uroczystość poświęcenia pomnika uświetnił swoją obecnością marszałek Edward Rydz-Śmigły, co spowodowało, że stała się ona manifestacją, jakiej jeszcze w historii nie było.

Innym ważnym dla ruchu ludowego wydarzeniem opisanym na łamach tej publikacji było stworzenie przez Ignacego i Zofię Solarzów - Wiejskiego Uniwersytetu Orkanowego w Gaci Przeworskiej. Jak pisała w „Pamiętniku” Zofia Solarzowa: „Gaccy gospodarze oddawali dla Uniwersytetu swoje domy, zgłaszali w odpowiednich terminach podwody, krzątali się wokół przygotowań izby Koła Młodzieży Wiejskiej <Wici> na wykłady, a swoich izb na internat […] Wieś wchłonęła nie tylko naszą rodzinę, ale Uniwersytet jako swoją serdeczną sprawę”. O tym jak duże znaczenie dla ówczesnej młodzieży miała ta placówka wspominał jeden z wykładowców, Władysław Fołta: „Kiedyś z tym Uniwersytetem łączono takie pojęcie, że ma być lepiej. Idea Solarzowego Uniwersytetu była tą gwiazdą nadziei, że jakoś się przebuduje, zreformuje świat. Ta wizja innego życia porwała ludzi, Tak, że na całopalenie – tak bym to określił – szli”. Zapytany o najważniejsze idee Uniwersytetu mówił: „Fundamentalne jest, aby w uczestnikach kursu czy zespołowych zajęć wytworzyć, wykrzesać to tak zwane uspołecznienie człowieka. Żeby zajmowali się nie tylko swoimi osobistymi sprawami, ale by otaczający świat i problemy były równie ważne i równie na ich życie ważące […] Jak to Solarz mówił – żeby człowiek miał tę ideę i odnajdywał sens życia i działania w swoich poczynaniach. To jest, według mojego zdania, synteza Solarzowego społecznego wychowania. Z tego, z czym ja się zetknąłem, co przeżyłem na wiejskim uniwersytecie, a następnie z historii tych uniwersytetów wynika, że mają one zaspokajać potrzeby kształtowania osobowości , ludzkiego pojmowania życia, świata”.

Wsią chłopskiej chwały” była również Markowa, miejscowość gdzie powstała pierwsza w Polsce wiejska spółdzielnia zdrowia, a swoje triumfy święcił teatr, na deskach którego 29 czerwca 1937 roku odbyła się premiera sztuki według powieści Leona Kruczkowskiego „Kordian i cham”, uświetniona zresztą obecnością samego autora. Tadeusz Rut, aktor wcielający się w postać Kazimierza Deczyńskiego wspominał: „Pierwsze próby czytania odbywały się w ciasnej, zimnej garderobie Domu Ludowego w okresie jesienno-zimowym na przełomie 1936-37 […] Próby ciasnej garderoby przeniesiono na scenę […] zaczynały się o godz. 20, a kończyły się około 2 czy 3 nad ranem […] Reżyser potrafił utrzymać zespół w świadomej dyscyplinie, potrafił <uderzyć> i <pogłaskać>, a przede wszystkim nauczyć […]W dniu premiery, 29 czerwca 1937 roku (niedziela) Dom Ludowy od godzin południowych tętnił pracą […] Miejsca siedzące i stojące oraz balkon były w pełni zajęte. Orkiestra wspaniale przygrywała, skracając czas wyczekiwania. A tu jeszcze jedna nietypowa konieczność – zdjęcie z autorem – toć to przecież będzie pamiątka szczególna […]Sztuka trwała około trzech godzin; mimo, że większość widzów stała nikt sali nie opuścił […] Zakończyło się premierowe przedstawienie pełnym sukcesem – zakończył się mozolny i szczęśliwy dzień dla wszystkich, którzy brali udział w wystawieniu <Kordiana i chama>. Tak, szczęśliwy, ponieważ i tym razem opinia autora była bardzo pozytywna […] Nie będzie w tym przesady, jeśli stwierdzę, że wieś żyła sztuką, było dużo spontanicznych dyskusji na jej temat […] Z perspektywy czasu coraz bardziej doceniam ogromną rolę wychowawczą teatru […] Działalność teatralna oraz wokalna obejmowała swoim zasięgiem, co bardziej utalentowaną młodzież od szkoły podstawowej do ludzi starszych. Sztuka oddziaływała również na pozostałych mieszkańców, którzy nie byli zaangażowani bezpośrednio w jej realizację”.

Wierzchosławice, Lisków, Gać Przeworska, Łapanów, Nowosielce, Majdan Sieniawski, Kasinka Mała, Markowa, Zakrzewo, Zaboreczno – miejscowości znane i nieznane. Każda z nich wyjątkowa, niepowtarzalna. A to tylko maleńki wycinek tego, co jeszcze oferuje polska wieś. Przedstawiony przez autorów tego zbioru materiał ukazuje osobiste i bezpośrednie spojrzenie na historię, co może stanowić wspaniałe uzupełnienie opracowań naukowych i na pewno warto go zachować dla przyszłych pokoleń.

 

Oprac. Joanna Radziewicz

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter