Bóg dał – Bóg wziął / Adam Bień

Adam Bień był wielkimspołecznikiem i patriotą. W latach 1912-1914 należał do tajnej drużyny skautowej przygotowującej szkolną młodzież do walki o wyzwolenie Polski, a w późniejszym okresie do grupy młodzieży redagującej pismo szkolne Spójnia, w którym opublikował wiele artykułów. W Gimnazjum sandomierskim, pod opieką wielkiego wychowawcy młodzieży Aleksandra Patkowskiego, działał w samorządzie uczniowskim i kole historyczno-literackim, które organizowało widowiska teatralne, obchody uroczystości narodowych, dożynki, koncerty, dyskusje literackie. Był współorganizatorem kół młodzieży wiejskiejfunkcjonujących na terenie powiatu sandomierskiego, które prowadziły okolicznościową działalność społeczno-oświatową, kulturalną i polityczną. Wierny środowisku, z którego pochodził, należał do czołowych działaczyZwiązku Młodzieży Wiejskiej Rzeczypospolitej Polskiej Wici oraz Związku Teatrów Ludowych.

Praca kół wiciowych pozostawiła trwałe ślady w środowisku wiejskim zarówno w świadomości jednostek, jak i kultywowanych tradycjach demokratycznych, poczuciu sprawiedliwości społecznej, równości obywatelskiej, godności chłopskiej oraz w zbiorowym doświadczeniu wspólnego działania.

Intensywny okres działalności społeczno-politycznej Adama Bienia przypadł na czas wojny i okupacji hitlerowskiej. Jako "wiciarz" włączył się na początku 1940 roku do konspiracyjnej pracy w Stronnictwie Ludowym Roch, gdzie powierzono mu przewodnictwo Komisji Prawnej Centrali Ruchu Ludowego, która opracowała szereg dokumentów dotyczących ustroju prawnego, politycznego, społecznego i gospodarczego przyszłej, powojennej Polski. Od 1943 roku pełnił funkcję I Zastępcy Delegata Rządu RP na kraj, w randze ministra. W czasie powstania warszawskiego, jako I Zastępca Delegata Rządu RP i członek Krajowej Rady Ministrów, był faktycznym kierownikiem władzy cywilnej i w dużym stopniu przyczynił się do wydania dwóch Dzienników Ustaw, w których zawarte zostały przygotowane w konspiracji akty prawne, regulujące podstawowe sprawy w odradzającej się Polsce.

W marcu 1945 roku Adam Bień, wraz z innymi czołowymi przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego, został podstępnie aresztowany przez NKWD i wywieziony do Moskwy, gdzie został skazany w tzw. "procesie szesnastu" na pięć lat więzienia. Przebywał w więzieniu na Łubiance. Po wyjściu na wolność pracował jako tłumacz i adwokat. Po przejściu na emeryturę zajął się głównie pisaniem, a także działalnością społeczną. Był między innymi współzałożycielem i prezesem Staszowskiego Towarzystwa Kulturalnego, członkiem Towarzystwa Naukowego Sandomierskiego, Polskiego Towarzystwa Czytelniczego, a także honorowym członkiem Ligi Krajowej.

Najpełniej swoje życiowe doświadczenia i przemyślenia wyraził w książkach:  trylogii Bóg wysoko – dom daleko, Bóg wyżej – dom dalej, Bóg dał – Bóg wziął oraz w Listach z Łubianki.Zmarł 4 marca 1998 roku i zgodnie ze swoją wolą został pochowany na cmentarzu parafialnym w Niekrasowie. Prezentowany przez nas tom jest zwieńczeniem działalności pisarskiej Adama Bienia, w którym oddaje się głębokiej refleksji dziejowej. Całość jest wzbogacona dokumentami i zdjęciami pochodzącymi z archiwum autora.

Bóg dał, Bóg wziął” – stare przysłowie mówi, że Bóg ma wiele do ofiarowania człowiekowi i wiele dać może, ale i wiele zabiera – pisze autor we wstępie. Wskazuje to przysłowie na nieodwracalność przemijania, na kruchość ludzkiego losu i niepewność egzystencji. Obdarzył mnie Bóg sowicie, obdarzył długim życiem, ale pewno i dlatego zabrał mi wiele; zabrał rodziców, dom rodzinny, zabrał siostry i brata, zabrał mi żonę i syna, zabrał mi wszystkich przyjaciół, moich rówieśników. Dużo mi dał w ciągu prawie stuletniego życia, ale  też miał dużo do zabrania. „Życia wiek, szczęścia błysk” – także i te słowa przychodzą mi często na myśl. Wiem, że dla jednego błysku szczęścia warto żyć.

Chwile najszczęśliwsze i chwile tragiczne. Styczeń 1985

            „Miałem w życiu dwie chwile najszczęśliwsze. Oto chwila pierwsza: Był to któryś z ostatnich dni października 1918, kiedy w dzienniku krakowskim „Ilustrowany Kurier Codzienny” my, uczniowie gimnazjum sandomierskiego ujrzeliśmy na pierwszej stronie olbrzymi tytuł: „Polska Zmartwychwstaje”. Wkrótce potem uczniowie starsi brali udział w rozbrajaniu żołnierzy i oficerów austriackich, którzy bynajmniej nie kwapili się do walki. I Polska wolna, nikomu niepodległa, praworządna, demokratyczna, Polska dla wolnych ludzi, naprawdę, o szczęście! Wtedy powstała.

            A teraz chwila druga. Sierpień roku 1920.Młode, dopiero co wyzwolone państwo polskie walczy z najazdem rosyjskim, który już dociera do Warszawy i Płocka. I oto w dniach 14 i 15 sierpnia 1920 roku armia polska […] odnosi decydujące zwycięstwo. Historyczne słynne w świecie zwycięstwo, które ocaliło Polskę i dało Polakom dwadzieścia lat niepodległości […]

            Chwile najbardziej dramatyczne przeżyłem również dwie. Oto chwila pierwsza: Noc 12 września 1939. W toku wielodniowej wędrówki po drogach Września jadę rowerem z miejscowości Gończyce w stronę Żelechowa. Towarzyszy mi przygodny rowerzysta. Minąłem przed chwilą płonące domy przydrożne i ciemności nocy nie rozświetla już nic. Nagle na samym środku szosy wyrasta przede mną jakiś ogromny, ciemny potwór.

            - Halt! Hände hoch! Kląkacz! – Nagły, niemiecki ów krzyk przemienia mnie w automat. Rowery nasze z łoskotem padają na szosę, a my, obaj wędrowcy, z rękami uniesionymi ku czarnemu niebu klękamy obok nich.

            I w taki sposób stałem się niewolnikiem Niemców.

            A teraz chwila druga. Moskwa, 29 marca 1945 roku, godzina 15. Szesnastu Polaków, przedstawicieli Polski Podziemnej, na specjalne zaproszenie pułkownika NKWD Pimionowa, „trasą” pełną emocji przyjechało tu z Warszawy, by prowadzić rozmowy polityczne z „braćmi” Moskalami.

            Jedziemy przez miasto. Jedziemy bardzo szybko, jakby czas naszego przyjazdu miał decydować o życiu lub śmierci. W pewnej chwili, na ulicy dość wąskiej i ruchliwej, kierowca nagle, pod kątem prostym skręca w lewo, przecina w poprzek jezdnię ulicy oraz chodnik i jak szalony pędzi na wąską, czarną, zamkniętą bramę żelazną. W ostatniej sekundzie brama błyskawicznie rozwiera się na dwie strony i czarna, lśniąca nasza limuzyna wpada w równoległe podwórze, okolone murem wielopiętrowych budynków. Zaraz skręcamy w prawo, znów chwilę jedziemy obok ściany i… ostro hamujemy na krok przed drzmiami wejściowymi do budynku z prawej strony.

            Wysiadamy, ja – prawymi drzwiami przednimi, a Kobylański – prawymi drzwiami tylnymi. Natychmiast od tyłu zwala się na nas potężna jakaś siła i przygniata nas do ściany. Pada rosyjski rozkaz:

            - Ruki w wierch! Stat’ po stienku.

            Stoimy przylepieni do ściany. Z trudem unosimy ręce…

            Teraz dla odmiany staję się niewolnikiem Rosji.

Oprac. Joanna Radziewicz

 

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter