Piękna kobieta, to zadbana kobieta

Polki żyjące na początku XX wieku, wywalczyły sobieliczne przywileje, między innymi prawo głosu i pracy zarobkowej. Broniły własnych, politycznych interesów oraz równouprawnienia. Do takiej „nowoczesnej kobiety” lat dwudziestych zdecydowanie nie pasował gorset, ani ten dosłowny,ani metaforyczny gorset obyczajów i moralności.Dzięki nowo zdobytej wolności dbanie o urodę wreszcie przestało być czymś wstydliwym.

Nie jest prawdą, że kosmetologia w przedwojennej Polsce stała na bardzo niskim poziomie. Funkcjonowały instytuty piękna, produkowano kosmetyki oraz wydawano czasopisma i poradniki poświęcone urodzie. Prowadzone były nawet profesjonalne kursy kosmetyczne. Na ogromną skalę rozwinął się rodzimy przemysł kosmetyczny. Autorzy poradników do pielęgnacji urody zalecali domową produkcję potrzebnych specyfików. Było to rozwiązanie bezpieczne, tanie i dostępne dla wszystkich kobiet, zwłaszcza tych mieszkających na wsiach i w prowincjonalnych miasteczkach,  gdzie zakup tego typu produktów był utrudniony. Panie samodzielnie przygotowywały więc środki do farbowania włosów, mydła, kremy, szampony i octy toaletowe. Z czasem niektóre z nich decydowały się na modyfikację sprawdzonych receptur, zmieniały zapachy i konsystencje, dostosowując działanie wyrabianych przez siebie kosmetyków do osobistych potrzeb i gustów.

Pierwsze łazienki

Łazienki, jako osobne pomieszczenia, wyposażone w wannę, podłączoną do wodociągu, pojawiły się już pod koniec XIX wieku. W Warszawie budowę nowoczesnej kanalizacji i wodociągów zainicjował prezydent Sokrates Starynkiewicz. Za projekty sieci odpowiadał Wiliam Lindley. Moda na bieżącą wodę przyjmowała się jednak z pewnymi oporami.Na początku XX stulecia liczbę łazienek w warszawskich domach oceniano na około 10 tysięcy. W referacie opracowanym przez Wydział higieny ludowej i opublikowanym w „Kurierze Warszawskim” w styczniu 1900 roku pojawiła się informacja, że w wielu domach wanna była wykorzystywana do składania brudnej bielizny lub niepotrzebnych rzeczy. Większą popularnością cieszyły się miejskie zakłady kąpielowe, z których korzystało rocznie ponad ćwierć miliona osób. Według danych statystycznych,jeden mieszkaniec Warszawy miał dostęp do wanny raz na 28 miesięcy. W sferach uboższych obserwowano wręcz wstręt do kąpieli. Z tanich ośrodków higieny korzystali najczęściej żołnierze, a o kobietach pisano, że nie są przyjaciółkami wody.

Sytuacja uległa zmianie w latach 20. i 30. XX wieku, kiedy to rozwój sieci wodociągowych i kanalizacyjnych umożliwił Polakom dostęp do bieżącej wody, w związku z czym w wielu domach organizowano miejsca przeznaczone na higienę osobistą. W zależności od warunków technicznych budynku, wolnej przestrzeni oraz zamożności mieszkańców aranżowano tzw. prowizorium, umywalnie, pokoje lub salony kąpielowe.

Obowiązkowym elementem nowoczesnej łazienki z okresu dwudziestolecia międzywojennego była wanna, najlepiej kwasoodporna. Oprócz niej, w pomieszczeniu znajdowały się też: wanienka dla dzieci, bidet, klozet angielski (z klapą), piecyk kąpielowy oraz umywalnia.Bardziej zamożni lokatorzy instalowali też skanalizowane spluwaczki do mycia zębów oraz gazowe podgrzewacze żelazek do włosów. Ściany pomieszczenia były wyłożone glazurą, co ułatwiało utrzymanie czystości. Dużym powodzeniem cieszyły się wszelkiego rodzaju półki montowane nad umywalnią, gdzie można było trzymać przybory toaletowe. W wygodnych łazienkach WC oddzielone było ścianką.

Niestety, na luksus posiadania nowoczesnej łazienki mogli sobie pozwolić zamożni właściciele nowych i przestronnych budynków. Pozostali musieli sobie radzić innymi sposobami.Większość mieszkań robotniczych składała się z jednej lub dwóch izb. Brak łazienki skazywał ich na konieczność mycia się w misce lub balii, do której wlewano podgrzaną w kotle wodę. Okazjonalnie korzystano z łaźni miejskiej lub łazienki pracowniczej.

Jeszcze gorsze warunki sanitarne panowały na wsi, gdzie nie było dostępu do zakładów kąpielowych, o łazienkach prywatnych nie wspominając. Samo podgrzanie wody w ilości, która umożliwiałaby umycie całego ciała zajmowało tak wiele czasu, że w tej samej balii bez zmiany wody, myło się nawet kilka osób.

Jednak nie wszyscy posiadacze pokoju kąpielowego z wanną, wiedzieli, jak się z nią obchodzić, dlatego w ówczesnej prasie można było znaleźć praktyczne porady w tym zakresie. Przestrzegano między innymi, by nie używać wanny do składowania rupieci, nie wylewać do zlewu naczyń nocnych, nie wrzucać do odpływu waty i szmat, nie czyścić powierzchni emaliowanych kwasem i bardzo gorącą wodą.

 

Domowe sposoby na poprawę urody…

Moda na opaleniznę zaczęła zyskiwać na popularności dopiero w latach 20. XX wieku. Wcześniej niepodzielnie królowała biel. Bardzo jasna cera była oznaką delikatności, elegancji i pozycji społecznej. Aby sprostać tym wymaganiom kobiety uciekały się do różnego rodzaju sztuczek. Jak pisała Aleksandra Zaprutko-Janicka w książce „Piękno bez konserwantów. Sekrety urody naszych prababek” - Damy gotowe były na spore poświęcenia, byle tylko sprostać ideałowi. Na przykład chwytały za pędzelek i tam, gdzie natura poskąpiła im siateczki żyłek niczym na marmurowym popiersiu, pomagały sobie… farbkami akwarelowymi.Należało używać właśnie ich, bo dzięki rozcieńczaniu wodą nie rysowały zbyt wyraźnych linii.

Z innych, niekonwencjonalnych, metod kosmetycznych było przemywanie różnego rodzaju wyprysków skórnych maścią rtęciową, która co prawda złuszczała naskórek i rozjaśniała skórę, ale była również bardzo toksyczna.Równie bezwzględnie rozprawiano się z brodawkami, które jak radził doktor Izrael Fels w książeczce „Kosmetyka higjeniczna z rycinami” z 1920 roku, usuwano za pomocą szczypty arszeniku.

Poradniki urody z XIX wieku rozróżniały już rodzaje skóry - tłustą, suchą lub mieszaną. Do nich dostosowywano odpowiednie kuracje i kosmetyki. Przy mocno przesuszonej skórze zalecano całkowite odstawienie wody i mydła i przecieranie jej jedynie rozmaitymi tłuszczami. Po pewnym czasie sugerowano powrót do mycia twarzy, przy czym rekomendowano, by do tego celu używać wody przegotowanej, z dodatkiem gliceryny.

Kobiety poddawały swoje włosy różnego rodzaju zabiegom. Przed pierwszą wojną światową popularne było przypalanie włosów na żelazkach. Fryzury układano za pomocą rozgrzanych przyrządów, co niestety bardzo negatywnie oddziaływało na strukturę włosa. Po takim traktowaniu piękne pukle niejednokrotnie zostawały w rękach niewprawnych fryzjerów. Nic więc dziwnego, że panie zbierały włosy po czesaniu i przechowywały w szkatułkach, by potem nimi sztukować wybrakowane fryzury.

Czystość jest podstawą zdrowia i duszą toalety, przeto wiele zależy od utrzymania włosów w czystości – czytamy w „Przewodniku dla dam czyli Radach dla płci pięknej” z 1842 roku.Dla tego co rano trzeba je dobrze rozprowadzić grzebieniem rzadkim a to ostrożnie aby ich nie wyrywać i nie łamać. Jeśli włosy są długie, zalecało się wyczesanie ich dwoma grzebieniami – rzadkim i gęstym. Następnie włosy „czyszczono” szczotką o miękkim włosiu, najlepiej z korzenia ryżowego. W żadnym razie nie można  było po balu położyć się spaść w misternym upięciu. Włosy należało „rozprowadzić” i wytrzeć suchą szmatką, a rankiem sumiennie wyszczotkować. Jeśli jednak konieczne było użycie wody to nalewano na spodek trochę ciepłej wody (w lecie – chłodnej), rozpuszczano odrobinę mydła i myto włosy nasączoną gąbką. Mycie włosów zalecano raz na miesiąc.

Włosy rosną czasem dziwacznym sposobem już to nad samym czołem, czasem wzdłuż uszów, jak faworyty męski, albo zaś rozciągają się na karku i tworzą kołnierzyk – pisał autor „Przewodnika dla dam czyli Rad dla płci pięknej”. Niezawodnym sposobem na pozbycie się nadmiernego owłosienia było:wziąć dwie uncyje wapna niegaszonego, wymieszać z poł uncyą realgaru, czyli siarczyka arszennikowego, ugotować w pół funta ługu alkalina. Powstała w ten sposób substancja miała pomóc w rozwiązaniu tego problemu. Natomiast gdy zapanowała moda na krótkie sukienki  kłopot stanowiły też włosy na nogach, które usuwano za pomocą pumeksu.

Ówczesne kobiety dbały o zachowanie nienagannej figury. Modelowano ją za pomocą specjalnych akcesoriów krawieckich. Jak wspominała Irena Krzywicka „kobiety z »wyższych« sfer nakładały pancerze na całe ciało. Wysokie i długie gorsety, które dawały sztuczne wygięcie figurze. Gorset niezawodnie modelował posturę. Oprócz tego, że przytrzymywał piersi i wypychał je ku górze, wysmuklał talię i utrzymywał plecy absolutnie proste. Robiąc to wszystko, siał zarazem spustoszenie w organizmie.Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie anatomii, by wiedzieć, że zasznurowany z całej siły, niemożliwie ściskał narządy wewnętrzne. W tej zbroi odetchnięcie pełną piersią było po prostu niemożliwe. XIX-wieczna dama musiała mieć cienką talię, zaokrąglone dłonie, piersi i ramiona.

Jeśli kobieta była szczupła – zalecano nie mieć żadnych kłopotów, do tego nie mieć wiele ruchu, spać długo najmniej godzin dziewięć, na śniadanie pić co dzień filiżankę czekolady z Salepą perską, rozmieszaną z dwoma żółtkami, w parę godzin zjeść odrobinę białego baranka, cielęciny tłustej, albo wołowiny soczystej.Dobrze było podjadać między posiłkami, np. gotowane, kaszę ze śmietaną, mleko migdałowe, jajka na mleku czy kremy czekoladowe i korzystać z kąpieli relaksacyjnych, zakończonych obfitym posiłkiem. Po jedzeniu zalecano odpoczynek na sofie z filiżanką słodkiego napoju.

Z drugiej strony w teście zamieszczonym w „Przewodniku dla dam” pisano -  Jeżeli brak ciała jest niepięknym nadzwyczajna otyłość staje się obrzydliwą. Dla pań o zbyt obfitych kształtach  proponowano odbywać długie spacery, trawić nocy bez sennie, jeść mało, mówić wiele, mieć ciągłe po ruszenie i uczyć się bez ustanku. Wśród innych zaleceń znalazło się jedzenie cukru oraz częste wypluwanie śliny!

 

Uroda potrzebuje czasu…

Nie tylko wielkie wyjście, ale każde pojawienie się kobiety w miejscu publicznym, wymagało odpowiedniego wyglądu, dostosowanego do pory dnia i okazji.Podczas tych przygotowań niezbędna okazywała się obecność zdolnej pokojówki, która potrafiła szybko rozczesać długie włosy, upiąć je pod kapelusz, sprawnie zasznurować gorset, zapiąć dziesiątki guziczków przy sukni, rękawiczkach i bucikach.

Premiery teatralne, bale, wyścigi konne i przyjęcia były przez wszystkie kobiety oczekiwane z wielkim podnieceniem, ale i z pewną obawą, bowiem debiut towarzyski niejednokrotnie decydował o ich przyszłości. Młode dziewczyny poddawane były surowej ocenie otoczenia. Każdy z elementów ich urody musiał być nieskazitelny. Idealna cera, gładkie dłonie, piękne paznokcie, lśniące włosy, białe zęby, zgrabna sylwetka, drobne stopy – wszystko to składało się na sukces towarzyski i zwiększało nadzieję na korzystne zamążpójście. Uroda mogła zrekompensować brak posagu. W przypadku mężatek jakiekolwiek uszczerbki w wyglądzie stanowiły pretekst do plotek o złym stanie ich związków.

Rygorystyczne wymogi dotyczące wyglądu pań sprawiały, że nawet zwykłe wyjście do teatru było prawdziwym wyzwaniem. Niejednokrotnie to, co się działo na widowni było dużo bardziej interesujące niż sam spektakl. Lornetki służyły nie tylko do podziwiania artystów, ale bardzo często były skierowane na sąsiednie loże i rzędy foteli. Półmrok sprzyjał spokojnej obserwacji i każda kobieta wiedziała, że zostanie poddana dokładnym oględzinom przedstawicieli obojga płci.

W towarzystwie trzeba było zaprezentować się jak najlepiej, wyeksponować status majątkowy i społeczny, a i czasami umiejętnie zakamuflować życiowe niepowodzenia. Żaden mężczyzna, dbający o swój publiczny wizerunek, nie protestował i nie irytował się, gdy jego żona lub córka poświęcały całe dnie na zabiegi upiększające. Perfekcyjny wygląd wymagał bowiem dużo pracy, a panowie, dla których piękna i zadbana kobieta była wizytówką,rozumieli, że to wymaga czasu.

Przed ważnym wyjściem należało zatroszczyć się o odpowiedni koloryt skóry i jakość cery. Po przebudzeniu, lekkim śniadaniu i kąpieli, dama przy pomocy pokojówki poddawała się zabiegom pielęgnacyjnym. Kilka godzin zajmowało samo mycie, czesanie i układanie długich włosów. Do pielęgnacji włosów używano letniej wody i mydła, a w przypadku włosów przetłuszczających się – odrobiny siarki lub dziegciu, na koniec spłukiwano je wodą z dodatkiem octu.Kolejnym krokiem było długotrwałe, naturalne suszenie i szczotkowanie. Układaniem misternej fryzury zajmował się najczęściej profesjonalny fryzjer. Często trwało to niemal cały dzień.

Szanującym się pannom i damom nie wypadało robić makijażu. Dopuszczalne było jedynie użycie pudru ryżowego dla zmatowienia twarzy czy muśnięcie różem policzków.Nie zapominano przy tym, że liczy się przede wszystkim skromność i naturalność.Mimo to żadna kobieta nigdy nie pokazywała się bez podkreślenia atutów urody i zatuszowania jej mankamentów. Wszystkie zabiegi korygujące wygląd twarzy musiały zatem pozostać niezauważalne, a jednocześnie ich efekty miały być widoczne. Po licznych zabiegach upiększających nadchodził czas na sznurowanie gorsetu, co nie należało do przyjemności. Na koniec pozostawało jedynie założyć specjalnie przygotowaną kreację i gotowe!

 

Literatura:

 

  1. Zaprutko-Janicka A.: Czy piękno musi zabijać? Sprawdzone historycznie sposoby na zdrową urodę. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl
  2. Brzezińska M.: Kobiety nie są przyjaciółkami wody. Jak wyglądała łazienka twojej prababki?Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl
  3. Barczyk K.: Najbardziej szokujące metody upiększania urody naszych prababek. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl
  4. Orzeszyna M.: Twój facet narzeka, że długo robisz się na bóstwo? Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl
Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter