Kolberg. Ocalić od zapomnienia

Kolberg. Ocalić od zapomnienia

Nikt w historii nie uczynił tak wiele dla utrwalenia niematerialnego dziedzictwa narodu jak Oskar Kolberg. Dzieło jego życia „Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce” to największe osiągnięcie naukowe w historii badań nad polską kulturą ludową. W skład całego zbioru wchodzi około 12 tysięcy pieśni, 1250 podań, 670 bajek, 2700 przysłów, 350 zagadek, 15 ludowych widowisk i wiele innych dokumentów kultury ludowej. W tej pracy Kolberg odkrył swoje powołanie i cel życia. Zamiłowanie do zbierania ludowych pieśni i podań zostało z nim na całe pięćdziesiąt lat. Nie zniechęcał się i nie obrażał, gdy inni sens jego pracy podważali, a chłopi nieufność żywili nie bardzo rozumiejąc, czego po wsi tacy panicze szukają. Odpowiadał im wtedy, że pieśni przez niego zebrane będą skarbnicą ciekawą dla gramatyków, lingwistów i historyków.

W kolejnych numerach Rolniczego Magazynu Elektronicznego w dziale "Kolberg. Ocalić od zapomnienia” prezentować będziemy dzieła Oskara Kolberga, tak by nasi czytelnicy mogli chociaż w części mogli poznać piękno i rozmaitość dawnych zwyczajów i obrzędów ludowych. Wpisuje się to w obchody 100. odzyskania niepodległości ponieważ jak pisze dr Weronika Grozdew-Kołacińska: „Kolberg wierzył, że swoją pracą ocali polską muzykę ludową, a zachowanie i pielęgnowanie tradycji stanie się fundamentem sprzyjającym odrodzeniu Polski. Dlatego krzewił znajomość kultury ludowej w miastach. – Jego pragnieniem było, by pieśń gminna znana była w kręgach mieszczańskich i szlacheckich. Chciał, by wszyscy muzykowali i w tym celu opracowywał pieśni ludowe z fortepianem”.

W tym numerze prezentujemy opisane przez etnografa zwyczaje ludności zamieszkującej tereny Mazowsza Starego, rozciągającego się „po prawnym brzegu Wisły i Narwi ku Prusom”, zawarte w tomie 27, cz. 4 „Dzieł wszystkich” Oskara Kolberga.

Maj.

-Pierwszego Maja rozpoczyna się M a j ó w k a (majowe nabożeństwo). Ubierają wtedy w domu jednym, lub – we większej wsi – we dwóch, postawiony na stole obraz Matki Boskiej Częstochowskiej wstążkami jedwabnemi różowej barwy, i obstawiają go wazonikami  w których wsadzone są: muszkatel, geranium, róża, bluszcz leśny (Haedera silvatica). Tu się schodzą co wieczór przez cały Maj, i przy zapalonych przed obrazem świeczkach śpiewają kościelne pieśni (Porządzie, Pniewo i okolica. 1871).

 

Zielone świątki.

W dnie te umiatają przed domem śmiecie, posypią miejsce to tatarakiem, i obsadzają ganki domu z czasami i bliski płotek gałązkami brzeziny.

Do Częstochowy idzie co-rok kompanija na Zielone świątki z chorągwią[1]; wracają potem pieszo na Warszawę, a tylko ten, kto w drodze zachorował (i na którego się składają) jedzie koleją żelazną. (Porządzie, Pniewy i okolica. 1870).

Gdy kompania wychodzi do Częstochowy śpiewają między innemi: 

Św. Jan Nepomucen.

Przed figurami tego świętego (stawianemi zwykle po nad wodami) śpiewają gromadki pobożnych:

Boże Ciało.

W.H. Gawarecki (Pisma historyczne, 1824) powiada przy opisie Płocka:

W czasie dorocznej uroczystości Bożego Ciała ołtarze cztery w rynku tutejszym cechy rzemieślnicze ozdobnie ubierać zwykły, do których procesye solenne w sam dzień wspomnianego święta z kościoła katedralnego, przy zebraniu się mnogiego ludu katolickiego udają się”[2] .

W Boże Ciało ołtarzy po wsiach nie ubierają, lecz dopełnia tego kościół, wznosząc je zwykle w rogach kościelnego cmentarza. Ubierają tylko przenośnie obrazy we wstążki i kwiaty (Pniewo, Porządzie).

Wianki bywają święcone w oktawę Bożego Ciała. Znoszą je włościanki na ostatni tylko nieszpór, a wiją z ziół, mających być pomocnemi w chorobach; są niemi: macierzanka, przykopytnik (kopytnik), rozchodnik, lipina, grzmotek (kocanka różowa wielokwiatowa), rosiczka muchołówna (muchołapka). (Porządzie, Pniewo, Ochudne).

Św. Jan Chrzciciel.

Ognie i wianki świętojańskie.

W przeddzień dziewuchy rwią bylicę i łopian, i zioła te wtykają za belki w izbie, lub też w poszycie dachowe. Ma to pomagać (chronić) od wielkiej choroby lub morowej zarazy. (Pniewo, Porządzie i okolica. 1870).

Zwyczaj ten dochowany jeszcze bywa po wielu wsiach w powiatach Ostrołeckim, Pułtuskim, Prasnyskim i Płockim; rzadziej już nierównie w Mławskim i Lipnowskim.

Ogni świętojańskich czyli sobótkowych obecnie w Mazowszu płockiem nie palą. W niektórych atoli miejscowościach, osobliwie po nad brzegami rzek znaczniejszych, rzucają jeszcze wieńce; z innych znów śpiewają pieśni, noszące na sobie wyraźnie tego obrzędu cechy.

W okolicach Wyszogrodu, Czerwińska, i w ogóle na Powiślu Warszawy do Płocka, palono ognie świętojańskie przy puszczaniu wianków jeszcze w pierwszych latach bieżącego stulecia. We wsiach Kosino i Blichowo pod Płockiem, jak i w wielu wsiach pod Płońskiem i Sochocinem przestano je palić dopiero po r. 1830.

W samem mieście Płocku w ciągu bieżącego stulecia, klasa obywateli, urzędników i mieszczan zamożniejszych wychodziła wprawdzie w wigilię św. Jana wieczorem przy pogodzie na przechadzkę na wysoki most łyżwowy łączący z sobą oba brzegi Wisły, nie troszczyła się atoli bynajmniej o puszczanie wianków na wodę, ani myślała o zapalaniu ogni inaczej, jak chyba żądając takowego od przechodniów do swych cygar i papierosów. Część atoli niemała niższej warstwy ludności, schodziła z przyległego wzgórza nad brzeg Wisły lub też (co bywało częściej) spuszczała się po drabince z mostu na łyżwy pod nim umieszczone, i z tego miejsca dziewczęta rzucały na wodę małe wianyszki z różnego uwite ziela i kwiatu, do których przyczepione były gorejące świeczki woskowe lub łojowe; a zwinni chłopcy w łódkach stojący i wiosłujący, uganiali się za niemi, starając się o to, by – ile możności – każdy z nich był pochwycony. Prócz tego, rzucano na wodę (tocząc je niekiedy z góry) zapalone beczułki po smole, oraz inne gorejące a łatwo zapalne i utrzymujące płomień przedmioty. Widziano też i od strony Wyszogrodu płynące w dół rzeki poobneż beczułki, baryłki i klepki gorejące. Działo się to wśród wrzawy, śmiechu i niezwykłych wybuchów wesołości; więc nie brakło też i na różnego rodzaju igraszkach. I tak, w r. 1861 wypchano z pakuł figurę jakiegoś Niemca, włożono na nią stary frak i pludry, ubrano w wyszargany i na bakier włożony cylinder i zapaliwszy takową rzucono na wodę tak by mogła płynąć w postawie stojącej, życząc szczęśliwej podróży do Gdańska, na morze Bałtyckie, Północne, a choćby aż do Antypodów. Niektórzy twierdzą, że była i inna taka figura z patyków, podobnież z cudzoziemska przystrojona, z transparentem na piersiach, na którym wyczytać można było wierszyk: By zbawić mą duszę, uciekać stąd muszę. Dziś przy zmianie okoliczności, i w poważniejszym publiczności nastroju, zabawy podobnego rodzaju niezawodnie przycichły, lubo nie jesteśmy w możności stwierdzić, czy i sam starodawny zwyczaj puszczania płonących wianków został już u ludu tamtejszego zaniechanym. Godzi się jednak wnioskować, że – idąc za przykładem Warszawy – utrzymuje się on jeszcze w dawnej sile.

Kupalnocka.

Czyli Wigilja św. Jana u włościan nad Nawrią

            (Muzeum domowe, Warszawa, r. 1836, nr 25 ; podał A.B. Radoszewki).

            „Głęboko zakorzenione przekonanie o istnieniu złych duchów i czarownic u mieszkańców za-narwiańskich (t.j. Kurpiów w okolicy Łomży i Nowogrodu), i dziś jeszcze daje powód do wyszukiwania środków przeciw nim, by klęsk i szkód ludziom i bydłu nie wyrządzały, i do obchodzenia różnych w tym celu uroczystości, osobliwie w wigilję św. Jana”.

            „Chcąc więc złemu zapobiedz, gospodynie i młode dziewczęta, gdy już słońce zupełnie zajdzie, zbierają się na łące ponad strumieniem i rozpaliwszy ogień, patrzą czy są wszystkie obecni. Gdyby której z nich nie było, tę uważają za czarownicę: lecz teraz zazwyczaj żydówkom tylko przypisują to rzemiosło. Następnie, napiwszy się wódki, młodsze (dziewczęta) tańcują przed ogniem, a starsze (niewiasty) wyjąwszy z fartuchów pęczki ziół oddzielnie powiązane, z każdego po (jednej) gałązce rzucają w ogień, z których wychodzący dym ma rozpędzać czary […]

            Resztę zaś ziół zabierają z sobą (niewiasty) wracając do domów po północy, i w każdym kącie obory, stodoły, chlewików i domu zatknąwszy ich pęczki, już się nie lękają złych ludzi. Zioła zaś używane najwięcej na ten cel, są te: rosiczka, płomyk, bylica biała, dziewanna, ruta, szałwia, ziele  św. Jana.

            Gdy miarkują po czasie, że się północ już zbliża, wówczas mocniejszy roznieciwszy ogień, wlewają w niego pozostałą gorzałkę, a jedna z dziewcząt, bierze wianek z siedmiu powyższych ziół naumyślnie uwity, i zbliżając się do strumienia, rzuca go na wodę; reszta zaś przytomnych spoglądając przy świetle ognia śpiewa […].

            Poczem, zabrawszy wianki z sobą, wracają do domów, - i ten wieczór nazywają Kupalnocką”[3].

            Za przybyciem do domu, rzucają na dachy zabudowań łopian i bylicę, - a we drzwiach mieszkania stawiają miotłę; i to ma niedopuścić czarownic.

             W sam dzień św. Jana gospodynie zapaliwszy gromnicę, idą z nią do obory, i tam do rogów każdej krowy przyczepiwszy wianek, robią nad nim płomieniem gromnicy znak krzyża, - i to jest ostatnia uroczystości tej ceremonia”.

Oprac. Joanna Radziewicz

[1] Zwyczaj ten praktykowany niegdyś była na całem Mazowszu. Wszakże co-roku z pewnych tylko okolic, a mianowicie z tych, gdzie księża i panowie goręcej do pielgrzymki lud zachęcali, lub niekiedy – jak to się zdarzała – i sami brali w niej udział, większemi pośpieszali gromadami.

[2] „Wiadomo, że święto ustanowione dla uczczenia Przenajśw. Sakrementu, pierwotnie obchodzone w niektórych tylko kościołach, papież Urban IV. Bullą z roku 1263 rozciągnął do całego katolickiego świata. Obchodzi się je z oktawą, w czasie której bywają odprawiane msze uroczyste i nieszpory. Podczas procesyi przed ewangelią, w której głoszone są słowa przez Jezusa Chrystus o Sakremencie Ciała i Krwi wyrzeczone, śpiewa się hymn: „Lauda Sion”. Następnie kapłan celebrujący bierze monstrancyę z N. Sakramentem do rąk i obróciwszy się do ludu intonuje pieśń: „Ecce panis angelorum” (oto chleb anielski), którą duchowieństwo upadłszy na kolana i ze świecami gorejącemi w ręku, śpiewa dalej wraz z ludem. Powtarza to się przy każdej z czterech ewangelij. Po ostatniej, celebrant udziela  zebranym błogosławieństwo N. Sakramentem. Jedna z procesyj takich podczas oktawy, w razie pogody, wychodzi z zewnątrz kościoła, do czterech ołtarzy na ulicach miasta (od wejściu domów) przybranych”.

[3] Obrzęd ten tak Kupalnocki jak i Sobótki, nie bywał już tak ściśle jak tutaj opisano zachowywany wśród Kurpiów puszczy Ostrołęckiej, gdzie brak większych strumieni, odosobnione lub mniej skupione w gromadę osady, i późne stosunkowo do innych kraju okolic zaludnienie, odejmowało mu moc tradycyjną, jaką posiadał w innych kraju okolicach.

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter