Ściele się wesele … Jak to było kiedyś? Cz. 2

Po udanych swatach i zaręczynach dla narzeczonych i ich rodzin następował emocjonujący i bardzo pracowity czas wielkiej krzątaniny i różnorakich przygotowań. Ślub i wesele były ważnym wydarzeniem, a jednocześnie radosnym, zapowiadającym zabawę, taniec, śpiew, ucztę i wielką odmianę w monotonnej codzienności. Wydarzeniem tym przez całe tygodnie, oprócz rodziny, żyli wszyscy znajomi i cała lokalna społeczność. Jak pisał J.S. Bystroń: „Wesele stanowiło okres nadzwyczajny: wieś zapomina o ciężkiej pracy, śpiewa o bogactwie domu weselnego; we dworze zbytek niedostosowany do sytuacji majątkowej ma oznaczać wagę i wielkość chwili; zamki magnatów występują z królewskim przepychem, rujnującym nieraz ogromne fortuny”. Często bowiem stosowano zasadę: zastaw się a postaw się. Wszystko miało być na odpowiednim poziomie: szumnie, barwnie, obficie, tłumnie i wesoło.

 

W przeddzień wesela na dworach i w rezydencjach przygotowywano sale jadalne, zestawiano stoły, zszywano obrusy, przyrządzano weselne potrawy, przynoszono trunki z piwnic, woskowano posadzki w salonach przeznaczonych na tańce. Przygotowania takie trwały także w wiejskich chatach, gotowano wołowe flaki, białe pszenne kluski, suto kraszoną kapustę, pieczono ciasta, a przede wszystkim weselne kołacze. Zgodnie ze zwyczajem, kołacz weselny piekła lub zamawiała u specjalistki najstarsza starościna.

 

 

Podczas wypieku kołacza weselnego (inaczej korowaja) do izby nigdy nie wpuszczano mężczyzn. Udany i pięknie udekorowany korowaj wróżył młodej parze dostatek i szczęście małżeńskie. Mówiono, że wesele z korowajem wolno mieć tylko raz w życiu.

 

Wieczorem państwo młodzi spotykali się z rówieśnikami swojego stanu. Wieczór kawalerski wesoły i beztroski nie odznaczał się niczym szczególnym. Za to wieczór panieński, wieczór dziewiczy, zwany także wieńczynami, rózgownami miał znaczenie symboliczne. Aż do końca XIX w. towarzyszyły mu, bowiem ważne rytuały i obrzędy, wyrażające społecznie uznaną wartość dziewictwa i niewieściej cnoty oraz aprobatę legalnego małżeńskiego pożycia, które dziewczyna miała już niebawem zacząć. Dziewczęta wiły wianki śpiewając przy tym: wito przede wszystkim wieniec – koronę ślubną pani młodej, z kwiatów, a także z mirtu, rozmarynu, lawendy lub barwinku i ruty. Wierzono, że ruta poza sprawdzonym działaniem leczniczym, ma właściwości afrodyzyjne. Wszystkie wianki były symbolem dziewictwa i panieńskiego stanu.

Ważnym obrzędem podczas wieczoru panieńskiego były rozpleciny warkocza panny młodej. Obrzęd ten potwierdzał zawartą wcześniej umowę małżeńską i prawo pana młodego do wianka dziewiczego i warkocza narzeczonej. Czasem, w czasie rozplecin obcinano pannie młodej małe pasmo włosów. Obcięte pasemko brat panny przywiązywał wraz ze wstążką z jej warkocza do uzdy konia, na którym jechał do kościoła w ślubnym orszaku. Dzięki temu wszyscy obecni mogli widzieć, że panna, jej dziewiczy warkocz i cnota zostają oddane panu młodemu za zgodą rodziny i aprobatą całej gromady, w legalnym zawieranym związku małżeńskim. Wieczór panieński kończył się odśpiewaniem pieśni pożegnalnych.

 

Przedślubny dziewiczy wieczór był, więc nie tylko pożegnaniem z rówieśnicami i ostatecznym rozstaniem z dotychczasowym wolnym stanem, ale także pochwałą niewinności panny młodej i dobrego obyczaju.

 

O dniu ślubu powiadano, że jest najważniejszy w życiu. W polskiej tradycji najważniejszym momentem wszystkich tych uroczystości był ślub wyznaniowy – ślub w kościele, który wykluczał rozwody, zgodnie z formułą Kościoła rzymskokatolickiego:, „co Bóg złączył, człowiek niech nie waży się rozłączyć”. Wielki obrzędowy spektakl weselny, trwający zwykle dwa, a nawet trzy dni, rozpoczynał się już od wczesnych godzin porannych. Przed domem „młodej” zbierali się odświętnie ubrani goście, druhny pomagały ubrać się pannie młodej, a drużyna pana młodego formowała orszak i udawała się w stronę panny młodej. Zgodnie ze starym obyczajem, panna chowała się przed narzeczonym, a zamiast niej do młodego wychodziły kolejno wszystkie druhny i każda przedstawiała się, jako kandydatka do ołtarza. Wszystkie ceremonie domowe tj. pożegnanie z domem, podziękowanie, przeprosiny, błogosławieństwo rodziców i rękowiny, odbywające się przed wyjazdem kościoła należały do najważniejszych, a zarazem najstarszych, recepcyjnych obrzędów weselnych.

 

 

Ukrywanie pani młodej - miało symbolizować zdobywanie pani młodej przez przyszłego męża, podkreślać wartość jej dziewictwa.

 

Przestrzegano, aby do kościoła państwo młodzi jechali osobno, na znak, że małżeństwem staną się dopiero po udzielonym im w kościele sakramencie. Starano się także, by orszak przedstawiał się okazale. Wreszcie przychodził czas na ceremonię kościelną. Zwracano uwagę, czy świece palą się jasno, czystym płomieniem, czy organista nie myli się, czy cała uroczystość przebiega bez zakłóceń. Wszystko to wróżyło państwu młodym dobre, udane pożycie. Zdarzało się, że kiedy klęczeli już przed ołtarzem, panna młoda, niby poprawiając fałdy spódnicy, nakrywała nią nogi pana młodego albo przydeptywała mu but, wierząc, że przez to będzie miała nad nim władzę, że weźmie go „pod pantofel”. Po zakończonej ceremonii państwo młodzi wychodzili razem z kościoła i w drodze powrotnej jechali już razem.

Poczęstunek i tańce weselne najczęściej odbywały się w domu rodzinnym panny młodej. Po sutym poczęstunku, tańczono do upadłego liczne kujawiaki, galop polski, polki z nogi, polki pod majder, polki cięte, szarpaki, sztajerki, krzyżaki, walce wolne i szybkie... Tańczono i bawiono się hucznie do czasu dzielenia weselnego kołacza oraz oczepin, które należały do najważniejszych obrzędów wesela. Oddanie wianka i oczepiny symbolizowały obrzęd przejścia kobiety. Był to zawsze punkt kulminacyjny domowych uroczystości weselnych. Całej ceremonii towarzyszyły pieśni i przyśpiewki. Najważniejsza była pieśń zwana chmielem, o bardzo starym rodowodzie, uważana za najstarszą polską pieśń weselną. Zarówno pień o chmielu, jak i inne oczepinowe pieśni i niefrasobliwe przyśpiewki zawierały pewne aluzje do mającej niebawem nastąpić konsumpcji małżeństwa i wynikających z tego następstw.

 

 

Pieśń o chmielu

Czyś ty chmielu nie miał matki            Coś ty urósł taki ostry?

Coś ty urósł taki gładki?                       Czyś ty chmielu nie miał brata

Czyś ty chmielu nie miał ojca              Co ty urósł za trzy lata?

Coś ty urósł, gdyby chojca?                 Oj chmielu, chmielu niedowarzony!

Czyś ty chmielu nie miał siostry,        Oj babski pysku niewyparzony!

 

 

 

Kiedy odbyły się już wszystkie najważniejsze i najbardziej znaczące obrzędy, goście weselni bawili się i tańczyli, zwykle przez całą noc, do białego rana, a nierzadko, jeszcze przez następną dobę. Końcowym aktem domowych uroczystości weselnych były pokładziny. Był to uroczysty pochód gości weselnych prowadzący nowożeńców do łożnicy oraz zespół różnych innych rytuałów towarzyszących ich nocy poślubnej. Rytuał pokładzin czynił małżeństwo i wszystkie zawarte wcześniej akty prawne prawomocnymi; umożliwiały np. wypłatę posagu i wiana. Dopiero po odbytych pokładzinach pan młody wchodził w swoje prawa, jako małżonek.

Pokładziny miały w Polsce wiele lokalnych wariantów, ale zawsze odbywały się według schematu utrwalonego przez tradycje. Odbywały się w pierwszą lub drugą noc wesela, najczęściej po oczepinach. Zawsze jednak, niezależnie od terminu, pokładziny były wyrazem ogólnie respektowanej zasady: pierwszy akt płciowy młodej pary, którego konsekwencją miało być wydanie na świat prawego potomstwa, powinien mieć pewne cechy jawności i odbywać się pod społeczną kontrolą.

Młodym przygotowywano łożnicę, robiąc posłanie z grochowin, siana lub słomy. Dla żartu niekiedy wyjmowano deskę, a złamanie łóżka było powodem do śmiechu. Pod poduszkę wkładano młodym szmacianą lalkę, żeby podczas pokładzin zostało poczęte dziecko. Czasami leżących w łożu nowożeńców bito cepem, ją – na chłopca, jego na dziewczynkę. Wreszcie gaszono świecę, sypialnię zamykano na klucz, a goście weselni tymczasem bawili się dalej.

Pokładziny, jako niemal publiczny akt konsumpcji małżeństwa, był kontrolowany następnego dnia po otwarciu łożnicy. Ocena dokonanych pokładzin i dziewictwa panny młodej po defloracji należała do starosty lub starościny wesela, na podstawie oględzin prześcieradeł, koszuli i zachowania młodych.  Jeśli uznano, że małżeństwo zostało skonsumowane, a panna młoda aż do nocy poślubnej zachowała cnotę, z radością obwieszczano to wszystkim obecnym, wołając głośno: mamy tu piękne wesele! Wieszano wtedy na drzwiach komory czerwoną chustkę, triumfalnie wynoszono koszulę panny młodej przewiązaną czerwoną wstążką i wiązano czerwone wstążki na weselnych pierogach, podawanych gościom na śniadanie.

Ostatnim etapem uroczystości weselnych były przenosiny, zwane także zwozinami, oddawinami, przekludzinami, przebabinami. Miały one swój porządek i swoje odrębne ceremonie. Była to przeprowadzka pani młodej i jej ślubnej wyprawy na nowe gospodarstwo, do domu i rodziny męża. Odtąd dla młodych zaczynało się „nowe” życie, nowe problemy i codzienność…

Aleksandra Szymańska

 

Źródła:

  • Czerwiński T., Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce, Warszawa 2009
  • Kokocińska T., Polski Rok: tradycje i obyczaje, Warszawa 2009
  • Nowak A., Folklor i zwyczaje w Polsce, Katowice 2010
  • Ogrodowska B., Polskie tradycje i obyczaje rodzinne, Warszawa 2008
  • Ogrodowska B., Święta Polskie: tradycja i obyczaj, Warszawa 2000
  • Szymanderska H., Śluby polskie: tradycje, zwyczaje, przepisy, Warszawa 2008

Przedślubny dziewiczy wieczór był, więc nie tylko pożegnaniem z rówieśnicami i ostatecznym rozstaniem z dotychczasowym wolnym stanem, ale także pochwałą niewinności panny młodej i dobrego obyczaju.

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter