Oskar Kolberg. Dzieła wszystkie. T.43. Śląsk

Oskar Kolberg. Dzieła wszystkie. T.43. Śląsk

image1

Wynoszenie marzanny

            W niedzielę śródpostną po nabożeństwie młódź wiejska, zgromadziwszy się na placu, figurę słomianą ubiera w odzież kobiecą. Bałwana tego, tak zwaną Marzannę, wetknąwszy na wysoką tykę, najsilniejszy spomięszy chłopców wynosi nad Otłobogę, a dzieci, idąc za nim, śpiewają pieśń […]

            Potem dziewczyny rozbierają Marzannę, bałwana wrzucają do rzeki wśród hucznych okrzyków i całe zgromadzenie wraca do wsi z choiną, zdobną wstążeczkami, rozmaitymi skorupkami jaj i szychem złotym […]

            Pogański ten obrządek odnosi się do nastania wiosny, a końca zimy, dopiero później początek jego wyprowadzono z przyjęcia wiary chrześcijańskiej.

Pamiątka topienia śmierci

            Ubierają bałwana ze słomy lub grochowin, topią go albo palą; działo się to w niedzielę śródpostną, białą, Laetare 7 marca na Śląsku, w Wielkiej Polsce, na Podlasiu i dotąd w niektórych miejscach dzieje. Długosz poczytał to pamiątką niszczenia bałwanów, za nim Stryjkowski, Bielski, Kromer, Gwagnin; lecz same opisy, że Marzannę wtenczas topiono, która była śmierci boginią, i nazywanie jej słusznie wyprowadzono od mru, moriu; śpiewki używane wtenczas: „Śmierć się wije po płotu, szukający kłopotu”; ucieczka skora, nie oglądając się, po utopieniu bałwana; przesąd, że które z nich wtenczas upadnie, w tym roku umrze, dowodzą: że to nie chrześcijaństwa, lecz dawniejszy (pogański) zbytek topienia śmierci, ażeby rok następny przepędzić zdrowo.

Wiosna. Wielkanoc.

            Im gorzej zima włościaninowi dała się we znaki, tym huczniej odzywa się jego radość po zwalczeniu tego wroga. Para chłopców, jeden w ubiorze letnim, drugi okryty kożuchem, chodzi od chałupy do chałupy, z jednej wsi do drugiej, opiewając w dostępnej każdemu mowie, bynajmniej nie kwiecistej, ciężką walkę zimy z wiosną, z której ostatnia zwycięzko wychodzi.

            <Wielki Tydzień i Wielkanoc> „Cóż za śpiew szkaradny!” – zawołasz słysząc chór piskliwych głosów dziecinnych, odzywających się przede drzwiami lub na podwórzu. Jest to garstka chłopiąt i dziewczyn, w większości w łachmanach, trzymających w rękach choinki ustrojone strzępami różnobarwnego papieru, łańcuszkami słomianymi itp., a zwiastujących ci wierszem okropnie skaleczonym, ze nadeszła Niedziela Palmowa, czyli letnia. Lecz biada ci, jeśli z niczym ich odprawisz poczęstują cię wtedy satyrą, odśpiewaniem której mszczą się za zawiedzioną nadzieję odebrania kilku fenigów albo przynajmniej kawałka piernika.

            Podobne obchody odbywają się w dzień Wielkiego Czwartku. Wtedy napotkasz, gdzie się obrócisz, roje dzieci i bab, częstujących cię głośnym: „Szczęść Boże przy letniej niedzieli!” – za co podziękujesz kromką chleba lub jajkiem, jeżeli masz do czynienia z pauprami, co grzechotaniem zastępują dzwony, do pierwszego dnia świątecznego nie odzywające się. Wtenczas i po chałupach uraczają się jajami na twardo, którym za pomocą trawy lub młodej oziminy starają się nadać kolor zielony, a wcześniej jak zwykle kładą się spać, bo przed wschodem  słońca trzeba wstać i śpieszyć po wodę zdrojową, która w milczeniu czerpana, ochrania od wielu chorób, mianowicie od skórnych i ocznych. Parobczacy szczególnie mocnej wiary rzucają się w strumyk, skutkiem czego nieraz potężnie febra ich przetrzęsie. Cudowną tą wodą obmywają dobytek i całe mieszkanie wraz ze sprzętami, w przekonaniu, że wtedy wszystko w domu pójdzie pomyślnie. Masło tąż wodą płukane nie tylko nie gorzknieje, ale i wylecza od wszelkiej choroby. Pragnąc dowiedzieć się przyczyny cudownych tych przymiotów rzecznej wody, zapytałem o to baby wiejskiej, która zapewniła mnie, że w nocy z Wielkiego Czwartku na Piątek, z uderzeniem godziny dwunastej, na pamiątkę zgonu Zbawiciela wszelka woda cieknąca przemienia się w krew i że właśnie krew tak cudownie działa.

            W ciągu dnia sumienna gosposia przede wszystkim dobytek ma na myśli. Dla zabezpieczenia go od wpływu złowrogiego czarów przybijają w niedzielę kwietną do drzwi stajen i obór palmy, a nadto wykadzają te miejsca, co się uskutecznia w taki sposób, że na żarzący się węgieł kładą siedem warstw rozmaitego ziela, a gęsty dym z tego powstający odstraszać ma złe duchy.

            Sobota Wielka w niczym prawie nie różni się od zwyczajnych; jest ona po prostu dniem przygotowawczym na Święta Wielkanocne. Lecz inna zupełnie sprawa z dniami następnymi.

            W pierwsze święto Wielkiejnocy Ślązak przed świtem wstaje, ażeby zobaczyć Zbawiciela, który w chwili wschodu w postaci baranka wielkanocnego zjawia się na drewnianej tarczy słonecznej. Po widowisku tym, dla dzieci szczególnie powabnym, następuje akt hucznej, a nieco rubasznej wesołości. Z tak zwanym bacikiem, przed Świętami jeszcze z cienkich prętów wierzbowych splecionym, młódź wiejska, tak parobczacy, jaki dziewuchy, staje na czatach, a przy spotkaniu razami się częstuje. W niektórych stronach Śląska zamiast okładania się batem wielkanocnym oblewają się wodą, bogaci zaś winem.

           

Zwyczaje wiosenne

            Dnia 1 maja, według podania, rzesze duchów zalatują się na miejsce umówione, by wspólnie piekielne tam odbyć gody. Dla duchów śląskich droga do Łysej Góry, gdzie piekielny ów sabat odbywa się, za daleka ta przejażdżka na widłach lub miotłach, zapewne zbyt ciążliwa; wolą więc one pozostać na miejscu, by tu dokuczać ludziom i ich dobytkowi.

            Aby złowrogiemu wpływowi tych duchów nie dać przystępu, troskliwa o chudobę swą gospodyni szczelnie zamyka obory, kładąc przede drzwiami kawałek świeżej darniny, który szkodnik dopiero po zliczeniu wszystkich źdźbeł trawy przestąpić potrafi. Zadanie to trudne i dużo czasu zabierające, a ponieważ z uderzeniem pierwszej godziny po północy piekło traci swą władzę, gosposia jest przekonana, że tym sposobem krowom i cielętom nic złego się nie stanie. W wielu miejscach na drzwiach i oknach święconą kredą kładą nadto znak Krzyża św., wtykając zarazem świeże gałązki w gnojowiska.

            W tejże samej nocy 1 maja parobcy przed mieszkaniami swych bogdanek ustawiają jeden lub więcej masztów, na wierzchu pękiem kwiatów ozdobionych, stosownie do liczby czcicieli; stare panny zaś obdarzają zeschłym kijem, w zwiędłe kwiaty ubranym.

            Zielone Świątki i w Śląsku słusznie noszą nazwisko swoje, bo wszędzie, gdzie spojrzeć, świeci kolor nadziei, a tataraku i gałęzi ogromna wychodzi ilość.

Wybór: Joanna Radziewicz

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter