Podatkiem w rękodzieło ludowe

Rękodzieło i rzemiosło artystyczne nie miało takiego szczęścia jak pieśń gminna i nie trafiło na karty wielkiej literatury narodowej. Jednak jego znaczenie dla krzewienia polskiego ducha i kształtowania tożsamości narodowej było bardzo istotne, szczególnie w czasach zaborów. Docenił tę rolę Sejm odrodzonej Rzeczypospolitej uchwalając 3 lipca 1924 roku ustawę „O popieraniu przemysłu ludowego”, która m.in. wprowadzała preferencyjne zasady opodatkowania dla rodzimego rzemiosła i rękodzieła artystycznego. To stanowisko Sejmu II Rzeczypospolitej było nie tylko wyrazem uznania roli i znaczenia tych wyrobów w utrzymaniu tożsamości narodowej, ale również zrozumienia, że sposoby ich wytwarzania to techniki unikatowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie, a więc takie, które – raz zapomniane – praktycznie nie mają szans na powrót do życia.

W pierwszych latach III Rzeczypospolitej wyroby rękodzieła ludowego i artystycznego podlegały początkowo względnej ochronie ze strony fiskusa. Zostały one objęte, najniższą z możliwych, stawką podatku VAT, czyli 3- procentową. Z upływem lat ten podatkowy gorset stopniowo się zaciskał. Najpierw, w roku 2001, 22 – procentowym podatkiem VAT objęto meble ludowe i artystyczne. Z dniem 1 maja 2004 roku wprowadzono 7-procentową stawkę VAT dla pozostałych wyrobów rękodzieła, drastycznie ograniczając przy tym katalog wyrobów rękodzielniczych korzystających z preferencyjnej stawki tego podatku. Następnie od 1 stycznia 2012 roku  najniższa stawka VAT wzrosła do 8 procent, by z dniem 1 kwietnia 2013 roku osiągnąć górny pułap 23 procent. Budżet państwa ma na tej operacji uzyskać 0,9 mln zł wpływów, ale czy zyska?

 

Te zyski mogą być iluzoryczne zważywszy na to, że każde dokręcanie podatkowej śruby w tym przypadku owocuje zanikiem twórczości, co przekłada się także na wartość sprzedaży. W okresie ostatnich 20 lat polska wytwórczość rękodzielnicza uległa  zawężeniu o ponad 70 procent. Jest ona w wyraźnym regresie i ta tendencja nasila się. Liczba manufaktur wytwarzających wyroby rękodzielnicze zmniejszyła się ze 120 do 20. Praktycznie, w zaniku jest co najmniej połowa tradycyjnych rękodzieł, jak garncarstwo, plecionkarstwo, zabawkarstwo, tkanina ludowa, tkanina żakardowa. Świadczy to o tym, że rzemiosło i rękodzieło artystyczne nie zapewniały twórcom ludowym, mimo początkowych ulg podatkowych, dostatecznego poziomu dochodów, skłaniając ich do rezygnacji z jego  wytwarzania i przekazywania następcom tajemnic warsztatu. Drugą, istotną przyczyną jest odindywidualizowanie gustów estetycznych odbiorców, jaką przyniosła fala globalnego konsumpcjonizmu. Na tej fali przywędrowały do Polski zdecydowanie tańsze, „ludowopodobne” wyroby z Chin, które nie ominęły także krakowskich Sukiennic. Chińczycy znakomicie opanowali sztukę podrabiania polskiego rękodzieła. To, co polskie, od tego, co chińskie na pierwszy rzut oka odróżnia tylko cena. Trzeba naprawdę wnikliwej uwagi by odróżnić podróbkę od oryginału. Czy turysta, chcąc kupić pamiątkę, która kojarzyłaby mu się z naszym krajem, będzie kierował się czymś więcej, niż jej ceną?

Na ten temat na początku 2013 roku toczyła się, szczególnie w środowisku krakowskim, ożywiona dyskusja. Pan Filip Szatnik – zastępca dyrektora Wydziału Informacji, Promocji i Turystyki Miasta chłodził podgrzane nastroje na łamach „Dziennika Polskiego”, ale był to głos odosobniony: „Wzrost cen faktycznie może być problemem, ale uważam, że oryginalne produkty kojarzące się z Krakowem i tak się obronią, mimo wyższej ceny. Turyści, których przybywa pod Wawelem, na pewno będą woleli zapłacić trochę więcej i przywieźć  do domu coś autentycznego niż azjatycki falsyfikat”. Odmiennego zdania byli twórcy ludowi obawiając się spadku sprzedaży i wieszcząc początek końca pięknych tradycji rękodzielniczych i zatracenia lokalnych wartości. Pojawiła się także obawa, że podwyższenie VAT spowoduje spadek jakości wyrobów regionalnych, bo twórcy zaczną je wytwarzać szybciej i mniej dokładnie, aby poprzez  zwiększoną produkcję podjąć wyzwanie wobec konkurencyjnej „chińszczyzny”.

 

Na potwierdzenie tych obaw nie trzeba było długo czekać. Fundacja „Cepelia” już musiała zamknąć swoich 20 placówek handlowych, a samych twórców nie stać na opłacenie stoisk na targach sztuki ludowej.  Zakładany, przez projektodawców ustawy, wpływ do budżetu kwoty 0,9 mln złotych można już więc umieścić raczej w krainie marzeń.

Za to całkiem realne są inne, nieprzewidziane przez ustawodawców skutki znowelizowanej ustawy. Ponieważ zdecydowana większość twórców ludowych mieszka w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych na obszarach szczególnie zagrożonych biedą i wykluczeniem społecznym (Podkarpacie, południowa Małopolska, Podlasie, Lubelszczyzna, północne Mazowsze), to należy spodziewać się pogłębienia tych procesów. Dotychczas pieniądze uzyskane ze sprzedaży rękodzieła ludowego zostawały w środowisku twórców, wspomagając jego rozwój. Teraz tych pieniędzy będzie mniej, bo mniej będzie samego rękodzieła.

Resztek żywego, autentycznego rękodzieła i rzemiosła artystycznego wciąż jeszcze zazdroszczą nam inne kraje, w których te tradycje zanikły. Dlatego też w tamtejszych szkołach, w ramach polityki wielokulturowości, organizuje się dni poświęcone kulturze poszczególnych regionów i narodów, usiłując w sposób sztuczny wskrzesić dawne tradycje. W przypadku Polski jest już ostatni dzwonek, by w przyszłości nie tylko nie powielać tych smutnych praktyk, ale zachować dla przyszłych pokoleń to, co jeszcze żyje ostatkiem sił. Ten dzwonek dźwięczy od dawna. Niewielu, jak widać, wsłuchuje się w jego trwożliwe brzmienie.

Jan Machynia

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter