Wspomnienie o żniwach

W ludowym światopoglądzie praca nieodłącznie wiązała się z codziennością, dlatego okres świąteczny wykluczał wysiłek fizyczny. Tylko w zwykłym czasie ludzie mogli zbierać plony z pól i sadów, wypasać bydło na łąkach czy owce na halach. Jednak nawet dniem powszednim rządziły odwieczne reguły, wynikające z wyobrażeń o tamtym świecie i tamtym czasie: pracę należało kończyć o zmierzchu, a podczas żęcia zboża nie wolno było odwracać się plecami do słońca.

Żniwa to był czas największej kulminacji robót polnych. Ziemia wypłacała się za ciężką pracę, jaką się w nią włożyło, trzeba było należycie jej za to podziękować. W wielu okolicach, w pierwszy i ostatni dzień żniw szło się do pracy w świątecznych ubraniach. Oskar Kolberg napisał: „Do żniwa tak kobiety, jak i mężczyźni ubierają się czysto; parobcy i dziewki przystrajają głowy w kwiaty”.

 

Dobrze było zaczynać żniwa w sobotę, jako w dzień poświęcony Matce Boskiej, a w żadnym zaś wypadku w piątek, w dniu Męki Pańskiej. Czas rozpoczęcia zbiorów nazywano Zażynkami. Na Lubelszczyźnie wg folkloru wyznaczał go głos przepiórki. Zatem nawet, gdy zboże nie było dość dojrzałe, wychodzono w sobotę na pole, ścinano niewielką ilość zboża i czekano spokojnie na stosowną porę. Żniwa były przecież już zaczęte, i z dalszą pracą nie trzeba było się spieszyć.

Zboże żęto poświęconymi sierpami i kosami. Pierwsze kłosy, ścięte z pól pobłogosławionych znakiem krzyża, układano na krzyż. Czynił to zawsze właściciel ziemi. Ludność wychodząc w pole, jak i wracając z całodziennej pracy zawsze śpiewała. Kolberg pisał: „Każdy pracował osobno na swoim wydziale, szli zawsze ze słońcem, ze wschodu na zachód, czyli od lewej do prawej strony”. Tylko taki kierunek zapewniał właściwe wykonanie każdej pracy, ponieważ całodzienna wędrówka słońca wyznaczała porządek życia, łączyła wschód z początkiem każdego działania, a zachód z jego końcem.

Kiedy piały koguty, ludzie wstawali do pracy przy żniwach. Toczyła się ona w określonym rytmie i porządku. Zboże żęto od świtu do południa. Gdy słońce stawało w zenicie, żeńcy przerywali pracę, aby się posilić i odpocząć. Wierzono, że właśnie w południowej godzinie na ziemię przybywają demony i duchy: płanetnicy (sprowadzali deszcz w porze żniw), południce (powodowały łamanie w kościach, dusiły śpiących żniwiarzy, porywały dzieci pozostawione przez nieostrożne matki) i dziwożony (wabiły tańcami, kogo porwały mógł umrzeć lub postradać zmysły). Ciemności nocy także kryły w sobie zagrożenie i tajemnicę. Wierzono, że po zmroku człowiek może łatwo paść ofiarą różnych istot z tamtego świata: topielców, diabłów i boginek. W nocy nie wolno było pracować ani jeść chyba, że nastawał czas święta. Ta pora doby była przeznaczona na sen.

Pośród licznych prac polowych żniwa były najważniejsze, toteż dopuszczenia do kośby było pewnego rodzaju zaszczytem dla młodego człowieka, uznaniem go za dorosłego. W wielu okolicach w Polsce był zwyczaj wyzwalania młodego parobka na pełnoprawnego kosiarza. Był to obrzęd inicjacyjny, zwany też wilkiem, frycem albo frycowaniem kosiarza. Do dziś zachowały się opisy z Mazowsza, gdzie młody człowiek w dniu swego pierwszego samodzielnego koszenia, dostawał kosę źle naostrzoną, tak by pracować ciężej niż inni. Po skończonej pracy musiał uklęknąć na żwirze lub oście przez „wyzwalającym”, który go „spowiadał”, bijąc przy okazji ostem, i targował się o ilość wódki, którą młody „wilk” ugości towarzyszy. Ostatecznie nowicjusz był uroczyście odprowadzany do karczmy, gdzie ogłaszano, że jest pełnoprawnym parobkiem.

Przed postępującymi kosiarzami uchodziło ptactwo gnieżdżące się wśród zboża, głównie przepiórki. Ptaki te miały wzywać żniwiarzy do pracy – w ich wołaniu doszukiwano się słów: pódźcie żąć, pódźcie żąć…, podobnie jak wiosną miały wzywać: pódźcie pleć. W różnych miejscach Ci zbierający plon zostawiali dla nich niezżętą ostatnią garść zboża. Wiązało się w niej kłosy tak, aby powstał rodzaj szałasu, w którym na kamieniu kładziono kawałek chleba. Tę małą kępkę zboża nazywano „przepiórką”. Nie mogła być ona jednak jakimkolwiek schronieniem dla ptactwa, ale wierzono, ze prócz ptactwa żyją w zbożu duchy, z którymi trzeba żyć w zgodzie, by zezwoliły na zżęcie pól. „Przepiórkę” taką trzeba było dokładnie opielić, a następnie „obrać”. W tym celu chwytano kogoś, zazwyczaj dziewczynę, która pierwszy raz pracuje przy żniwach i ciągnie się ją za nogi trzy razy dookoła „przepiórki”. A przy tym nie ustają pieśni. Stawianych „przepiórek” nie można było sprzątnąć, dopóki ptactwo nie odleciało. Do dziś, na wschodnim Mazowszu, po żniwach, nawet przy orce traktorem, uważa się, by przypadkiem nie zniszczyć przepiórek.

Tak jak doba dzieliła się na porę bezpieczną i niebezpieczną, tak i w tygodniu były dni dobre i złe do rozpoczynania ważnych prac w polu czy w gospodarstwie. Za najlepsze dni uważano wtorek i czwartek, czasem środę. Poniedziałek nie wróżył powodzenia zapoczątkowanej wówczas pracy, a piątek uważany był za dzień feralny. Sobota, o której wspomniano wcześniej, sprzyjała zarówno kończeniu, jak i rozpoczynaniu różnych prac. Ludzie wierzyli, że w sobotę zawsze, choć na chwilę pokaże się słońce, ponieważ tego dnia Matka Boża suszyła pieluszki Pana Jezusa. Szczególna pozycja soboty wynikała najprawdopodobniej z faktu, że następował po niej dzień świąteczny. Niedziela była dniem wolnym od pracy, w którą każdy chrześcijanin miał obowiązek uczestnictwa we mszy świętej. Poniedziałek był dniem zbyt bliskim święta, aby mógł całkowicie przywrócić czas zwyczajny, codzienny, sprzyjający dobrej pracy.

Do II wojny światowej zwyczaje żniwne rozwijały się głównie we dworach, które w okresie zbiorów zatrudniały, oprócz własnej służby, wielu uboższych mieszkańców wsi. Gdy koszono na niwie dworskiej, chwytano i wiązano powrósłami przybywającego w pole dziedzica lub członków jego rodziny, a kiedy pojawiał się konno, wiązano mu słomą nogę do strzemienia, i zwalniano dopiero po złożeniu stosownego okupu. W nowszych czasach był to już tylko tradycyjny sposób na otrzymanie dodatkowej zapłaty, dawno już zapomniano o jego pierwotnym, magicznym sensie – o wiązaniu w ten sposób właściciela z plonem jego pola.

Żniwa w Polsce trwały i trwają dwa miesiące - od 15 czerwca do 15 sierpnia - a kończono je dożynkami (Święto Plonów). Dożynki obchodzone były w każdym gospodarstwie, gdyż stanowiły nie tylko zakończenie pewnego cyklu prac polnych, lecz były obrzędem, mającym zapewnić dobre plony w przyszłych latach. Jednocześnie były formą dziękczynienia Bogu za urodzaj, a być może również i duchom przodków, gdyż niektóre zwyczaje dożynkowe zdają się nawiązywać do uroczystości zaduszkowych. Na Lubelszczyźnie dożynkami zwano okres obejmujący cały czas żniw i zbiorów. Jego obchody dzielono na polne i wieńcowe. Żniwiarze wykonali ciężką pracę, a na jej dowód składali gospodarzowi dar z wieńców, owoców, orzechów i chleba upieczonego z ziarna zżętego zboża. Obecnie podziękowania za urodzaj kieruje się ku Bogu i Matce Boskiej. Święto obchodzone jest we wszystkich regionach Polski, a jego nieodłącznym elementem jest wieniec dożynkowy, wyplatany z kłosów zbóż, kiści czerwonej jarzębiny, warzyw, owoców, kwiatów oraz kolorowych wstążek. W przeszłości wieńce miały zwykle kształt korony lub koła, dziś przybierają przeróżne kształty i formy. Uroczystość przypada na pierwszy dzień jesieni (23 września) i ma charakter religijno-ludowy, towarzyszy jej msza święta, a często także konkurs wieńców oraz festyn ludowy.

Aleksandra Szymańska

 

 

Literatura:

  • Kamocki J., Kubiena J., Polski rok obrzędowy, Kraków 2008
  • Hryń-Kuśmierek R., Rok Polski: zwyczaje – obrzędy, Poznań 1998
  • Nowak A. [oprac.], Folklor i zwyczaje w Polsce, Katowice 2010
  • Ogrodowska B., Święta Polskie: tradycja i obyczaj, Warszawa 2000
Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter