Dramat podhalańskich koni!

Obrońcy praw zwierząt domagają się likwidacji konnych zaprzęgów do Morskiego Oka. Twierdzą, że zwierzęta przemęczają się ciągnąc pod górę zbyt dużą liczbę turystów. Z kolei Tatrzański Park Narodowy przekonuje, że ocena jest przesadzona.

Kontrowersje wokół sprawy wykorzystywania koni do ciągnięcia wozów z turystami na trasie do Morskiego Oka trwają od wielu lat. Masmedia niejednokrotnie informowały o upadkach koni, przypadkach przeciążania wozów, a w internecie regularnie pojawiały się relacje oburzonych turystów. Te lata niekorzystnie wpłynęły na wizerunek Tatrzańskiego Parku Narodowego, która to częściej występował ostatnio w negatywnym kontekście maltretowania koni, niż w kontekście ochrony przyrody.

Zarzuty w sprawie transportu konnego na Morskie Oko postawiono już latem 2009 r., gdy na wspomnianej trasie padł koń Jordek. Po tym wypadku zarząd TPN wprowadził limit liczby pasażerów przewożonych fasiągiem i zaczął monitorować stan zdrowia koni. W 2011 r. odnotowano kolejne takie przypadki. A w czerwcu 2012 r. na drodze do Morskiego Oka prawdopodobnie padł następny koń. Do tragedii miał dopuścić jego właściciel, który nie zważając na 30-stopniowy upał kazał zwierzęciu ciągnąć wóz pełen turystów. Policja nie potwierdziła jednak takiego wypadku.

Co ciekawe, dobrze wypadły badania koni przeprowadzone w połowie 2012 r. Zdaniem lekarza weterynarii, zwierzęta były zdrowe i zadbane. Tym zwierzętom, które pozytywnie przeszły badania, zostały wszczepione czipy. Badanie koni zgodnie z regulaminem przewożenia turystów na tym szlaku, zorganizował Tatrzański Park Narodowy. Mimo to na największej polskiej trasie turystycznej, jaką jest droga do Morskiego Oka każdego dnia rozgrywa się dramat dziesiątek koni, które muszą ciągnąć wozy z turystami. Zwierzęta są przemęczone, a wozy przeładowane, przez co już kilka padło na trasie, inne nieprzydatne w interesie trafiają do rzeźni. Mówi się, że przewoźnicy (fiakrzy) nie oszczędzają koni i nie są zbyt sentymentalni, bowiem na nowego konia są w stanie zarobić w ciągu kilku dni. Koń jest dla nich tylko narzędziem pracy.

Przeprowadzone w roku 2011, 2012 oraz 2013 badania weterynaryjne wszystkich koni pracujących na tej trasie również nie potwierdzają tezy o wymianie koni z powodu ich „wyeksploatowania”.

Powyższą sytuację próbuje zmienić akcja „Ratujmy konie” zainicjowana przez fundację „Viva” i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, której celem jest likwidacja transportu konnego na trasie do Morskiego Oka. Fundacja podkreśla, że zwierzęta są notorycznie przeciążone i pracują ponad swoje siły. Za przykład podaje się statystyki, z których wynika, że tylko w 2012 r. do rzeźni trafiło 36 koni, które pracowały właśnie w Tatrach. Nierzadko były to młode zwierzęta, po kilku miesiącach wożenia turystów. Viva podaje jednocześnie, że od września 2011 r. padły cztery konie, które pracowały w Morskim Oku. Stąd powstał pomysł, aby zbierać podpisy pod petycją w sprawie zakazu pracy koni w Morskim Oku.

Z zarzutami obrońców praw zwierząt nie zgadza się TPN, a tymczasem na zakopiańskich Krupówkach trwa akcja informacyjna zachęcająca turystów do podpisywania się pod petycją, która zmusi park do likwidacji przewozu. Obrońcy praw zwierząt zachęcają też turystów, aby ci bojkotowali góralskie fasiągi i nad staw szli po prostu pieszo. Bowiem akcja „Ratujmy Konie” z Morskiego Oka skupia się głównie na edukowaniu turystów.

Ponadto na licznych stronach internetowych można znaleźć informacje pokazujące ciężki los koni, np. ekspertyzę, według której konie muszą ciągnąć ciężar odpowiadający 1,5-1,7 normy. Zgodnie z tymi wyliczeniami na wozie powinno być nie więcej niż 7 osób, a nie 15, na ile obecnie pozwala regulamin.

Fakty:

  • w 2012 r. do rzeźni trafiło 36 koni, w tym zwierzęta 4 i 5-letnie, czasami po zaledwie kilku miesiącach pracy na trasie do Morskiego Oka;
  • 4 konie padły w okresie od września 2011 roku, w tym dwa w szczycie sezonu (w sierpniu);
  • średni wiek konia oddanego do rzeźni wynosił 8,8 lat (2012 r.) – konie dożywają około 30 lat;
  • średni czas pracy konia na trasie do Morskiego Oka wynosi 10,8 miesięcy (rok 2012) – a mógłby wynosić nawet 20 lat;
  • 13 koni uznanych w 2011 r. za trwale niezdolne do pracy przeszło pozytywnie badania weterynaryjne w 2012 r. (weterynarz zatrudniony przez TPN, a opłacony przez fiakrów) - co oznacza, że w roku 2012 dopuszczono do pracy zwierzęta przewlekle chore.

 

Obrońcy zwierząt zarzucają władzom, TPN, że trzymają stronę fiakrów, zamiast chronić zwierzęta. Z kolei przedstawiciele TPN wyjaśniają, że strażnicy kontrolują na bieżąco przestrzeganie regulaminu, jednak nie są w stanie ocenić kondycji koni. Lekarz weterynarii bada zwierzęta przed każdym sezonem. Poza tym, jeśli reaguje się na informację od turystów, odnośnie stanu koni, wówczas również wzywany jest lekarz.

Niejednokrotnie planowano zwiększenie kontroli nad wozakami poprzez kontrole w stajniach. Jednak plany te upadają, ze względu na fakt, iż jest to własność prywatna fiakrów i bez konkretnych powodów nie można dokonać takiej kontroli. Mimo wszystko TPN wierzy w zdrowy rozsądek fiakrów, konie dają im pracę, więc świadomie nie pozwolą na to, żeby koniom stała się krzywda.

Problem w ostatnim czasie został bardzo nagłośniony. A ze względu na sprzeczne ekspertyzy sporządzone przez TPN i organizacje prozwierzęce dotyczące stanu zdrowia koni, podjęto decyzję o przeprowadzeniu dodatkowych badań z udziałem obu stron. Zdaniem wszystkich ekspertów, wyniki tych badań dadzą odpowiedź, czy niezbędne są zmiany, co do ilości przewożonych na wozach osób, czasu pracy koni, ograniczenia ilości kursów, itp. Jeżeli pojawiają się jakiekolwiek zastrzeżenia w sprawie stosownego i zgodnego z prawem traktowania zwierząt, na pewno ktoś za to odpowie. Trzeba też podkreślić, że zarówno dobro zwierząt, jak i ludzi jest ważne. Możliwe, że obie strony pójdą na jakiś kompromis…

 

Oprac. Aleksandra Szymańska

 

Źródła:

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter