Sezon myśliwski we dworze

W starym dworze, modrzewiowym dworze,

Wszystko dzieje się na stary ład

Nic tradycji gwałcić praw nie może,

Choćby tego żądał modny świat…. Wiktor Dzierżanowski „Wieś i dwór”, 1913

 

Ziemianie, podobnie jak arystokraci, żyli w przekonaniu o własnej szczególnej pozycji w społeczeństwie. Wiązała się ona jednak ze szczególnego rodzaju obowiązkami. Ziemianie musieli respektować zasady kodeksu honorowego, przynależeć do klubów arystokratyczno-ziemiańskich, myśliwskich, „rycerskich”, resurs obywatelskich oraz, co było w dobrym tonie, organizować polowania na zwierzynę.

Sezon polowań myśliwskich przypadał zawsze na trzecią porę roku - jesień. Na początku XIX w. twierdzono, że „prawidłowe polowanie i związany z tym odstrzał zwierzyny jest koniecznością. Zwierzostan nieodstrzelany na jesiennym polowaniu jest niczym żniwo, do którego gospodarz przygotowuje się cały rok”. Jednak pod koniec tego samego wieku wielu ówczesnych publicystów zastanawiało się, czy łowiecka namiętność nie przyczynia się, aby zbyt często do upadku ziemiańskich gospodarstw?

Pomijając skutki tejże rozrywki właściciele majątków ze sporym wyprzedzeniem planowali jesienne łowy. Każdemu z nich zależało na obecności najlepszych strzelb w okolicy, chcieli uniknąć różnych amatorów nie trzymających się reguł polowania i kaleczących lub przepuszczających zwierzynę. Od tego czy uda się zgromadzić elitę myśliwską, zależał prestiż i sukces całego przedsięwzięcia.

Zazwyczaj kilka tygodni przed ustalonym dniem polowania wysyłano zaproszenia i przygotowywano szczegółowy plan polowania. Wyznaczano teren, wybierano naganiaczy, dziesiętników, skrzydłowych rozprowadzających nagonkę. W lesie umieszczano płotki i numery na stanowiskach. Przygotowywano fornalki do zwożenia upolowanej zwierzyny i bryczki do rozwożenia myśliwych.

Pani domu w tym czasie wydawała dyspozycje w kuchni, ustalała menu myśliwskiego śniadania i uroczystej kolacji, która odbywała się po zakończeniu łowów. Zwieńczeniem polowania był uroczysty bal.

We wspomnieniach Mieczysława Jałowieckiego (ziemianina polskiego) pisze: „Na polowaniu w Kamieniu zapraszałem, co najwyżej osiem strzelb, za to znamienitych. Przeciętny rozkład wahał się zwykle od 150 do 200 sztuk zwierzyny na myśliwego do upolowania w krótkim dniu późnej jesieni”. W latach 30-tych XX w. w majątku Kamień w Wielkopolsce odbyło się polowanie na kilkuset hektarach pól i lasów. W ciągu jednego dnia, od świtu do zmroku ustrzelono wówczas prawie 1600 sztuk zwierzyny, nie licząc królików, zajęcy i bażantów. Według Jałowieckiego to było jedno ze szczególnie udanych polowań.

 

Polowania na ptactwo

Jesienią odbywały się najlepsze polowania na kaczki. Podchodzenie błotnego ptactwa szczególnie w deszczowe, chłodne dni wymagało odpowiedniego stroju. Zalecano założyć kalesony i kaftan z miękkiej skóry z daniela lub łosia, oraz dobrze zabezpieczone przed wilgocią obuwie.

 

W międzywojennej Polsce z polowań na kaczki słynęła w okolicy Tarnawatka należąca do  Tyszkiewiczów. Zazwyczaj gospodarze zapraszali tylko krewnych i znajomych, ale czasem pojawiała się jakaś ważna persona z elity rządowej. Przyjeżdżał tam na przykład marszałek Rydz-Śmigły w towarzystwie licznej ochrony. Jan Tyszkiewicz tak wspominał polowanie z marszałkiem: „łazili po krzakach, plątali się pod nogami, płoszyli kaczki”. Marszałek okazał się fatalnym myśliwym, bardzo źle strzelał, „pudłował na prawo i lewo”.

Jednak rządowe osobistości i dyplomaci uczestniczyli najczęściej w polowaniach urządzanych przez największe domy arystokratyczne. Do Wilanowa przyjeżdżał na bażanty sam prezydent Ignacy Mościcki. Huczne polowania organizował na Rosi w Nowogródzkiem Adam Branicki (II Ordynat Rosi), gdzie na leśnej polanie, przy ognisku podawano tradycyjne myśliwskie śniadania. Myśliwi zasiadali na ławach, a służba domowa kręciła się koło gości podając kieliszki z nalewką, bułki z szynką i pasztetem, herbatę z czerwonym winem, pomarańcze w wielkich koszach…

 

Polowania u Radziwiłłów

 

Najsłynniejsze były jednak tereny łowieckie ordynacji dawidgródeckiej Karola Radziwiłła, największej posiadłości ziemskiej w okresie międzywojennym, liczącej ponad 120 tys. hektarów, gdzie wśród mokradeł i lasów żyły setki łosi, tysiące dzików, wilków, rysi, cietrzewi i głuszców. Na łowy, poza rodziną zjeżdżali politycy, dyplomaci… Karol Radziwiłł chcąc zwiększyć swe dochody organizował płatne polowania dla wielkiej finansjery, łódzkich i śląskich fabrykantów. Ustrzeloną zwierzynę nierzadko eksportowano do krajów Europy Zachodniej.

Gospodarz posiadał dużą psiarnię. Trzymano charty, ale przede wszystkim Springer Spaniele. Prowadzono hodowlę tej rasy i sprzedawano szczeniaki różnym hodowcom. Za szczeniaka Springer Spaniela z radziwiłłowskiej hodowli w 1938 r. płacono 200 zł. O 65 zł więcej niż za parę doskonałych butów myśliwskich z warszawskiej pracowni szewskiej.

 

Psy myśliwskie

Rodzaje psów myśliwskich pisane archaiczną polszczyzną:

-        „Tropowe psy, śledzące źwierząt po tropie,

-        Farbotropy podstrzelonego tylko dochodzące źwierza,

-        Kondle do szczwania czarney źwierzyny,

-        Gończe psy głosem goniący zwierzynę na strzelca,

-        Brytany do szczwania grubey źwierzyny,

-        Charty do szczwania lisów, zajęcy…,

-        Jamniki, czyli Taksy do polowania zwierząt w taynikach podziemnych kryjących się,

-        Wyżły, czyli legawe psy i pudle do polowania ptastwa błotnistego i dalszego”.

 

Jamniki polowały na lisy i borsuki. Wyżły i pudle świetne były na kaczki; układano je także do szukania cennych trufli rosnących na ziemiach Litwy i Wołynia… Większość psiarni specjalizujących się w hodowli psów myśliwskich była prowadzona właśnie w ziemiańskich majątkach, tak jak wspomniana hodowla Radziwiłłów. W majątku Seweryny Czetwertyńskiej w Suchowoli na Podlasiu trzymano foksteriery; a u Izabelli Czarneckiej w Bugaju-Koźmińcu w Wielkopolsce – pointery.  Pod koniec lat 20-tych XX w. otworzono Zakład Hodowli i Tresury Psów Myśliwskich, który do wybuchu II wojny światowej regularnie organizował psie próby sprawnościowe i konkursy.

 

Dzień św. Huberta

 

Obok psów niezastąpionymi towarzyszami polujących ziemian były konie. 3 listopada, w dzień św. Huberta (patrona myśliwych) urządzano tzw. parforsy, czyli konne polowania na wytropione zwietrzę, najczęściej lisa, ścigane tak długo, aż padło z wyczerpania. Organizowano biegi myśliwskie, konkursy strzeleckie, pokazy trofeów, biesiady, pogadanki. Bieg myśliwski, kiedy żywego lisa zastępował uciekający na koniu człowiek z lisią kitą przypiętą do lewego ramienia, miał wykazać nie tyle talenty łowieckie uczestników, co zręczność i umiejętności łowieckie. Dla kobiet bywał też pokazem sportowej mody.

W dzień św. Huberta przyjmowano do myśliwskiego grona młode pokolenie ziemian. W XIX w. i później, powszechne było przekonanie, że każdy szlachcic rodzi się myśliwym. Młodzi chłopcy uczyli się myślistwa u boku swych ojców lub starszych braci. Wcześnie dostawali broń i przechodzili myśliwski chrzest. Pasowanie na rycerza św. Huberta odbywało się zgodnie z tradycyjnym ceremoniałem. Należało uklęknąć i trzymając broń w lewej ręce, a prawą dotykając upolowanej przez siebie zwierzyny, pozwolić na posmarowanie twarzy farbą, czyli zwierzęcą krwią. Na Kresach myśliwska inicjacja była dwustopniowa - pierwsza dokonywała się krwią mniejszej zwierzyny, druga zaś po upolowaniu pierwszego wilka. Wówczas trzeba było „zanurzyć twarz w wilcze jelita, które odznaczają się straszliwym fetorem”.

 

Broń myśliwska

 

Do połowy XIX w. myśliwi używali broni nabijanej od przodu. Rewolucja w technikach łowieckich dokonała się w II poł. XIX w. dzięki upowszechnieniu się broni ładowanej od tyłu, a także wynalazkowi broni uniwersalnej, nadającej się do tzw. strzału śrutowego i kulowego. W Kałużycach we dworze Wańkowiczów broń i myśliwski ekwipunek gromadzone były przez dziesięciolecia przez męskich przedstawicieli rodu i trzymano je w oddzielnym pokoju. Z kolei w międzywojennych kresowych Duksztach broń myśliwska mieściła się w jednej, oszklonej szafce.

Jednak dla zaspokojenia myśliwskiego snobizmu od ilości posiadanej broni ważniejsza była jej jakość. Bronią doskonałej jakości była strzelba z dwiema śrutowymi lufami, angielskiej marki „Holland-Holland”, w latach 30-tych warta tyle co dobry samochód (około 4000 tys. zł). Były też strzelby marki „Purdey” za 20 tys. zł. Inne marki budzące pożądanie u myśliwych to, m.in. angielska „Westley Richards”, belgijska „Lebeau”, czy francuska „Pirlety”. Dobre były sztucery „Springer”, „Sauer”, czy „Express”. W latach międzywojennych w broń doskonałej jakości zaopatrywano się także w warszawskiej fabryce „J. Sosnowski”, należącej wówczas do Czesława Lisowskiego – zapalonego myśliwego.

 

Tradycja i prawo

 

W okresie rozbiorów, w różnych częściach byłej Polski, obowiązywały prawa łowieckie państw rozbiorowych. Dopiero w 1927 r. mocą rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej unormowano ponownie sprawy łowieckie w Polsce. Zawarte tam przepisy w dalszym ciągu wiązały prawo polowań z własnością gruntu.

Myślistwo ziemiańskie posiadało także (poza ustanowionym prawem łowieckim) swoje tradycje, zwyczaje i kary. Do XIX w. zachowała się np. myśliwska kara, wymierzana na myśliwym, który przeciw zwyczajom łowieckim lub językowi myśliwskiemu wykroczył. Przestępcę kładziono na ubitym jeleniu, dziku lub koźle i wymierzano mu trzy płazy kordelasem (nóż myśliwski). Podczas tego obrzędu wszyscy myśliwi, stojąc w koło, powinni byli „prawą ręką dobyć kordelasa na kilka cali z pochwy na znak gotowości obrony praw i zwyczajów myśliwskich”… Te i inne zwyczaje myśliwskie były niegdyś ważną częścią polskiej tradycji łowieckiej. Jedne się zachowały inne poszły w niepamięć…

 

Aleksandra Szymańska

 

Źródła:

-        Elman R., Myślistwo od A do Z, Warszawa 1996

-        Gloger Z., Encyklopedia staropolska, t. III, Warszawa 1978

-        Kamocki J., Kubiena J., Polski Rok Obrzędowy, Kraków 2008

-        Kwilecki A., Ziemiaństwo Wielkopolskie: między wsią a miastem, Poznań 2001

-        Łozińska M., W ziemiańskim dworze, Warszawa 2010

Submit to FacebookSubmit to Google PlusSubmit to Twitter